Rozdział 26: Spotkanie z ojcem

21 2 1
                                    

Usłyszałem czyjeś tupanie na schodach i serce natychmiast podeszło mi do gardła. Nie musiałem długo czekać, bo po zaledwie kilku sekundach drzwi otworzyła mi około trzydziestoletnia, urodziwa blondynka. Po jej okrągłym brzuchu domyśliłem się, że kobieta była w zaawansowanej ciąży, choć reszta jej ciała znacznie odbiegała od stereotypowego obrazu przyszłej matki, opuchniętej i nabrzmiałej od zbierającej się w ciele wody.

- Dzień dobry - powiedziałem łagodnie, patrząc jej w oczy. - Wie pani może, czy gdzieś w okolicy mieszka Marcin Sochacki? 

Kobieta spojrzała na mnie z wyrazem zaciekawienia i lekkiego niepokoju na twarzy. Nie wiedziałem, co wywołało u niej taką reakcję. 

- Marcin, jakiś młody chłopak czegoś od ciebie chce! - krzyknęła w głąb domu, po czym odeszła od drzwi i udała się do pomieszczenia znajdującego się po prawej stronie od wejścia. 

Usłyszałem głośne westchnienie mężczyzny, który wyłączył telewizor i bez specjalnego pośpiechu podszedł w stronę drzwi. 

Kiedy tylko pojawił się w moim polu widzenia, na parę sekund nieświadomie wstrzymałem oddech. Do tej pory w moich rękach znalazły się tylko dwie przedstawiające go fotografie, jednak te były zbyt stare i niewyraźne, aby dokładnie się mu przyjrzeć. W tamtym momencie, kiedy stanął ze mną twarzą w twarz, przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości, czy na pewno trafiłem pod właściwy adres. 

Mężczyzna miał więcej wzrostu i lepszą budowę ciała ode mnie. Jego ciemnobrązowe loki, okraszone zewsząd drobnymi pasemkami siwizny, w nieładzie rozrzucone były dookoła jego głowy. Miał wyraźnie zarysowaną szczękę, pokrytą szorstkim, kilkudniowym zarostem. Jego usta, oczy i nos były niemal idealną kopią moich. Nawet brwi mężczyzny, skupione w pełnym głębokiego zdziwienia, utkwionym we mnie spojrzeniu, układały się tak samo jak moje. 

Całe życie wydawało mi się, że w pewnym stopniu przypominałem swoją matkę z wyglądu. Jednak w tamtym momencie, widząc na własne oczy twarz swojego ojca, zrozumiałem, do kogo tak naprawdę zawsze byłem podobny. 

Mimo że pewne elementy naszego wyglądu zewnętrznego były niemal identyczne, istniała między nami zauważalna różnica. Mój ojciec, nawet przekroczywszy próg czterdziestu lat, nadal wydawał się bardzo przystojnym mężczyzną. Ja natomiast, mając takie same cechy wyglądu jak on, prezentowałem się wyjątkowo beznadziejnie. 

Wpatrywałem się w swojego ojca z nieukrywanym zdumieniem tak długo, że wreszcie on sam zaczął lustrować mnie uważnie od stóp do głów. Najprawdopodobniej sam zauważył liczną ilość podobieństw między nami, jednak nie potrafił zdeterminować jej źródła. Miałem nad nim swego rodzaju przewagę, bo z naszej dwójki tylko ja wiedziałem, że łączyło nas pokrewieństwo biologiczne.

- Chciałbyś czegoś ode mnie? - zapytał w końcu, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. 

- Rozmowy - szepnąłem, aby nie usłyszała tego znajdująca się w głębi domu kobieta. 

- Kim ty jesteś, jakimś świadkiem Jehowy? O czym niby chcesz ze mną rozmawiać? - zezłościł się ojciec, krzyżując ręce na piersi. 

Nie chciałem od razu mówić mu całej prawdy. Wolałem, żebyśmy porozmawiali na osobności, bez towarzystwa innych ludzi. 

- Wiem, że znałeś kiedyś Anielę Szramską. 

Nagle ojciec podniósł nerwowo głowę nieco wyżej i obrócił się do tyłu, żeby wycofać się z powrotem do domu. 

- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedział z wyraźnym zaniepokojeniem na twarzy. Zaczął powoli zamykać drzwi, lecz ja w ostatniej chwili wsunąłem rękę do środka, blokując je przed całkowitym zatrzaśnięciem. 

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz