Rozdział 30: Zabity kot

31 2 1
                                    

Nie spodziewałem się, że do samochodu Bruna będziemy musieli iść aż dziesięć minut. Nie miałem pojęcia, dlaczego zostawił go tak daleko od lokalu. Możliwe, że chciał zachować wszelkie możliwe środki ostrożności. Wbrew pozorom chłopak nigdy nie działał pochopnie. Wszystkie jego decyzje były przemyślane i podejmowane z ogromną powściągliwością.

- Nie jest ci zimno? - zapytałem, pociągając nosem. Bruno szedł obok mnie bez pośpiechu, z rękami w kieszeniach, obserwując połyskujący w świetle ulicznych lamp spadający śnieg. Nie chciałem oddawać mu płaszcza, ale nie powinienem narażać go na zmarznięcie.

- Nie - odpowiedział chłopak, wzdychając przeciągle. Wydawał się nienaturalnie wyobcowany.

- O czym myślisz? - zapytałem z nieukrywaną ciekawością. Bruno zmarszczył brwi.

- O niczym - odparł zirytowanym głosem. - Nie twoja sprawa.

- Dobrze, przepraszam - rzuciłem cicho. - Po prostu dzisiaj zachowujesz się dziwnie.

Kilka minut później dotarliśmy do białego samochodu chłopaka. Zająłem miejsce na siedzeniu pasażera i spojrzałem na Bruna, który zaczął w bezruchu wpatrywać się w słabo oświetloną ulicę. Odniosłem wrażenie, że coś bardzo go martwiło.

Po trzech minutach wpatrywania się w pustą przestrzeń nocnego miasta chłopak zapalił wreszcie silnik.

- Niedługo to będzie mój Mercedes - oświadczył beznamiętnie. Drogie prezenty nie robiły na nim żadnego wrażenia. - Ojciec da mi go na dziewiętnaste urodziny.

Między nami były niemal dwa lata różnicy. Bruno urodził się w styczniu rok przede mną. Chodziliśmy do tej samej klasy, ponieważ nie zaliczył pierwszego roku.

- Dlaczego nie przeszedłeś klasy? - zapytałem niespodziewanie. To pytanie zaskoczyło Bruna, jednocześnie wyrywając go z intensywnych rozmyślań.

- Miałem za dużo nieobecności - odparł bez ogródek. - Nawet fakt, że mój ojciec przyjaźni się z naszym dyrektorem nic nie zmienił. Nie chodziłem do szkoły, bo trenowałem i widywałem się z różnymi znajomymi spoza miasta prawie codziennie. Ojciec się wściekł, kiedy dyrektor mu o tym powiedział. Kazał mi całkowicie urwać kontakty z tamtymi ludźmi.

- Zrobiłeś to?

- Tak. Sam wiedziałem, że oni nie mieli na mnie dobrego wpływu. To była duża paczka chłopaków z technikum. Przez jednego z nich stałem się... - Bruno przerwał, mocno ściskając ręce na kierownicy. Wiedziałem doskonale, co chciał powiedzieć.

- Zrozumiałeś, że nie jesteś hetero - dokończyłem za niego. Byłem zaskoczony, że chłopak cokolwiek mi o sobie powiedział. Nigdy nie dzielił się ze mną historiami ze swojego życia.

- Ty o niczym nie wiesz - burknął ze złością. - On nawet nie był gejem. Miał dziewczynę. Nigdy nic nas nie łączyło.

- Więc jak dotarło do ciebie, że wolisz chłopców?

Bruno wcisnął gwałtownie pedał gazu. Samochód znacznie przyspieszył.

- Przestań zadawać pytania. To nie twoja sprawa - rzucił ze złością.

Zaczęliśmy jechać przez miasto dużo szybciej, niż powinniśmy. Wbiłem mocno nogi w dywanik i ścisnąłem za uchwyt po swojej prawej stronie, żeby nie uderzyć o deskę rozdzielczą w wyniku gwałtownego hamowania. Wiedziałem jednak, że nie byłbym w stanie uratować się w taki sposób, gdyby Bruno wjechał w jakąś przeszkodę. Droga była oblodzona i niesamowicie śliska, nawet porządny Mercedes nie mógł sobie na niej poradzić. Przy każdym zakręcie wstrzymywałem oddech, bojąc się, że samochód wypadnie z trasy i uderzy w znajdujące się dookoła drogi metalowe elementy.

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz