Rozdział 24: Propozycja Bruna

28 2 1
                                    

Miałem wszystko, czego potrzebowałem do odnalezienia swojego ojca. Była to jedynie nazwa miejscowości, ale tyle wystarczyło, żeby trafić na jego ślad. Wystarczyło mi popytać ludzi na wsi, w której mieszkał, czy znają Marcina Sochackiego. Gdyby przeprowadził się do jakiegoś wielkiego miasta, nie byłoby to aż takie proste. Nawet w naszym miasteczku trzeba by było włożyć dużo wysiłku, żeby kogoś zlokalizować, dysponując jedynie jego nazwiskiem. 

Chciałem kupić bilet na autobus już następnego dnia i pojechać do wsi, w której rzekomo mieszkał ojciec, znajdującej się sto dwadzieścia kilometrów od mojego domu. Nie mogłem nic powiedzieć matce, bo gdyby poznała cel mojej wyprawy, na pewno zabroniłaby mi gdziekolwiek jechać. Dlatego musiałem zachować to przed nią w tajemnicy. 

Poprosiłem mamę o jeszcze jeden dzień wolnego od szkoły, wmawiając jej, że w dalszym ciągu nie czuję się dobrze i powinienem odpocząć. Ona jednak nie chciała się na to zgodzić. Edukacja była dla niej bardzo ważna. To tylko dzięki pomocy babci udało się jej skończyć studia pomimo zajścia w ciążę i urodzenia dziecka. Znalazła później dobrze płatną pracę w rachunkowości; już od kilkunastu lat rozliczała jedną z największych firm w mieście. To dzięki temu byliśmy w stanie jakoś się utrzymać. Gdyby nie uzależnienie matki od alkoholu, moglibyśmy nawet żyć na poziomie klasy średniej. Mama miała dużo złych nawyków, dlatego usiłowała w pewien sposób uchronić mnie od popełniania tych samych błędów. Kiedy nie piła, była surowym rodzicem, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Wiedziałem, że chciała jedynie mojego dobra. Dlatego nie protestowałem, kiedy zabroniła mi zostać w domu drugi dzień z rzędu. Niechętnie poszedłem do szkoły, przekładając wycieczkę do ojca na najbliższy weekend. 

Cały dzień nie dałem rady skoncentrować się na lekcjach; byłem rozkojarzony, bo moje myśli krążyły wyłącznie dookoła odnalezienia zaginionego rodzica. Na długiej przerwie postanowiłem pójść do swojego małego kantorka na najniższym piętrze szkoły, żeby móc w spokoju dokładnie ułożyć sobie w głowie plan działania. 

Szedłem korytarzem ze słuchawkami w uszach, słuchając Travisa Scotta. Nie zwracałem uwagi na znajdujących się dookoła mnie ludzi. Niespodziewanie ktoś pociągnął za mój kabel od słuchawek, podłączony do schowanego w kieszeni bluzy telefonu. Ten z głośnym stuknięciem spadł na wyłożoną płytkami podłogę. Kucnąłem i wziąłem go do ręki z nadzieją, że ekran nie uległ zniszczeniu, choć usłyszałem wyraźnie dźwięk jego pękania. Miałem rację. Prawy dolny róg okazał się całkowicie stłuczony, odchodziły od niego trzy zakrzywione linie, powstałe dokładnie na środku ekranu. Zakląłem pod nosem.  Nie miałem pieniędzy ani na wymianę, ani na naprawę telefonu. Oglądając uszkodzenia ekranu przez przypadek wznowiłem odtwarzaną wcześniej piosenkę; "Highest in the room" obiegło sporą część korytarza, zwracając uwagę przechodzących w pobliżu mnie osób. Ze wstydem zatrzymałem nagranie, co przez pęknięcia na wyświetlaczu wcale nie było proste. Spostrzegłem, że ktoś wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wstać. 

Uniosłem głowę. Wyciągnięta w moją stronę dłoń należała do Bruna. Domyśliłem się, że to on pociągnął za kabel od moich słuchawek, żeby w jakiś dokuczliwy sposób zwrócić na siebie uwagę. Ze zdenerwowaniem odepchnąłem jego rękę i podniosłem się z podłogi, podpierając się na pięści. Bez słowa odszedłem od miejsca, gdzie rozbiłem telefon, usiłując nie oglądać się za siebie. Szedłem szybkim krokiem w stronę mojej odludnej komórki, chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od zatłoczonego korytarza. Zorientowałem się jednak, że Bruno cały czas uparcie podążał za mną. Przystanąłem na moment, żeby dowiedzieć się, czego ode mnie chciał. 

- Po co za mną łazisz? - zapytałem ze złością, usiłując spojrzeć chłopakowi w oczy. Za bardzo się jednak stresowałem, by utrzymać z nim dłuższy kontakt wzrokowy. 

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz