Prolog

2.6K 81 1
                                    

Hayley 7 lat

- Ch-chce do d-domu. – Wychlipała dziewczynka, a może chłopiec.

Przestałam rozpoznawać głosy jakiś czas temu. Jest ich zbyt wiele. Może to dobrze, a może to źle. Dla mnie ważne jest, że rozpoznaje ich głosy, kroki czy szepty. Wryły mi się w mojej małej pamięci już na zawsze.

Oni nie lubią jak się odzywamy nie proszeni. Nie lubią praktycznie niczego co robimy, o ile to nie jest rozkaz, który nam wydają. Najlepiej jest jak się nie ruszamy, nie odzywamy i nie oddychamy za głośno. Inaczej może spotkać nas kara tak jak mnie tak jak mnie.  Nie możemy robić nic bez ich zgody ale to nowe dzieci najtrudniej jest nauczyć posłuszeństwa. Ciągle płaczą, krzyczą i hałasują.

Dziś przyprowadzili kogoś nowego. Młody  głos wskazuje, że jest jeszcze dzieckiem albo nastolatkiem. Niektórych z nas porywają, niektórych kupują. Ja jestem tu od zawsze. Nawet jeśli miałam kiedyś rodziców teraz kiedy się bardzo mocno skupie potrafię zobaczyć rozmazane twarze ale to zawsze coś prawda.

Kiedy któreś dziecko ma odpowiedzi wiek z dnia na dzień znika. Żadne z nas nie wie co się z nimi dzieje. Niektóre pewnie trafiają do projektu, zostają sprzedane albo kończą martwi żeby inni z nas mogli żyć.

Mnie pewnie nigdy stąd nie wypuszczą. On mówi, że jestem wyjątkowa, że odkąd mnie tylko zobaczył wiedział, że jestem stworzona do wielkich rzeczy.

Wypuściłam powietrze, a z mojego gardła mimowolnie wyszło świszczenie. Greg chyba połamał mi coś. Po takim czasie powinnam się nauczyć już żeby go nie drażnić ale no cóż chyba nie umiem.

-  Wypuśćcie mnie! Proszę! – Krzyk roznosił się po pomieszczeniu.

Trzeba uciszyć to dziecko za nim sprowadzi na nas ich gniew.

Przymknęłam oczy i westchnęłam ponownie. Z całej reszty siły jaka jeszcze mi została podniosłam się i rozejrzałam. Jak zawsze w całym pomieszczeniu było nijakie światło oświetlające tylko na środku pomieszczenia.  Przysunęłam się bliżej do krat próbując nie krzyknąć z bólu. Zazwyczaj nie bije mnie tak mocno ale tym razem jestem sama sobie winna odmówiłam mu posłuszeństwa. Krótko mówiąc nie spodobało mu się to.

Na przeciwko mojej klatki zobaczyłam małą blondynkę o jasnych oczach. Była drobna ale coś mi mówiło, że może być starsza nic wygląda. Jej ładne ubrania były pokryte ziemią i krwią ale nie jestem pewna czy swoją, czy kogoś innego. Coś jest nie tak. Ta dziewczynka tu nie pasuje.

-  Musisz być cicho. – Szepnęłam zwracając na siebie jej uwagę.

-  J-ja ch-chce do domu. Do mamy. – Powiedziała szlochając.

-  Jak ci na imię? – Spytałam chociaż nie powinnam. Kiedy tu jesteś to oni ci nadają imię.

-  Amy. Amy Taylor. – Odpowiedziała przechylając w moją stronę głowę. – A ty jak masz na imię? – Spytała po chwili.

-  Ja nie mam imienia.  – Odpowiedziałam.

-  Każdy ma jakieś imię.  – Zauważyła jednoczenie podsuwając się do krat swoje klatki.

-  Martwe dzieci nie mają imion. – Powiedziałam przesuwając się do boku klatki aby się o nią oprzeć.

-  Jak długo tu jesteś? – Spytała.

-  Za dużo gadasz. Zaraz przyjdą strażnicy, a przy nich lepiej być cicho. – Wychrypiałam odwracając do niej głowę. – Rób co mówią, a przeżyjesz Amy. – Dodałam.

Widziałam że chciała coś powiedzieć albo zadać jakieś pytanie. Ale wtedy rozległy się ciężkie  kroki i pęk hałasujących kluczy. 

         Teraz zacznie się prawdziwe piekło.

Zero  [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz