Rozdział 4

1.4K 59 1
                                    

                              Hayley

- Kiedy byłem młody, byłem też i głupi. Mówię ci byłem naprawdę głupi chyba nawet gorzej niż but. – Chrząka i odpływa gdzieś wzrokiem. – Kiedy go poznałem byłem w totalnej rozsypce. Miałem zaledwie piętnaście lat kiedy starszy ode mnie zaledwie o osiem lat kurwikleszcz odebrał mi całą rodzine. Nigdy nie zapomnę tego widoku moi rodzice i rodzeństwo zmasakrowani. Pomógł mi go wytropić i wypatroszyć. Nigdy się nie dowiedziałem co złego zrobiła mu moja rodzina, ale to już nie ważne on nie żyje. Nie żałuje tego. – Wzdycha przymykając powieki. – Myślałem, że już zawsze będę sam ale podczas jednej z misji poznałem ją. – Uśmiecha się delikatnie z rozmarzeniem. – Ma na imię Mery. Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety na świecie, a trochę tego świata zwiedziłem... - Ucina zamykając oczy.

Nie jestem już w stanie zliczyć ile raz słyszałam tą historie. Opowiada mi ją prawie za każdym razem jak go odwiedzam. Doskonale wiem, że to jeszcze nie koniec tej opowieści. Czasami opowiada ją szczegół do szczegółu, a czasami mówi, żeby tylko mówić. Uhhh.

Nie jestem pewna czy lubię tą historie jest smutna mimo, że mnie nie zasmuca. Jakaś część mnie lubi słuchać jego opowieści, chociaż wole bardziej te weselsze mimo, że i tak się z nich nie śmieje. Nie wiem czy kiedykolwiek się śmiałam.

- Jak z nim skończę będziesz mógł wrócić do Mery i swoich dzieciaków. – Mówię podając mu talerz z kanapkami.

- Ley...

- Frank. – Kładę mu rękę na ramieniu i ściskam lekko. – Jedz albo wepchnę ci to do gardła. – Siadam naprzeciwko niego przy jego śmiechu.

- Powiesz mi skąd to masz? – Wskazał na mój łuk brwiowy.

Wzdycham przeczesując włosy dłonią. Odkąd Spencer wywarzył w moim mieszkaniu drzwi minęło dwa tygodnie. Drzwi nadawały się jedynie do wymiany, a mój łuk brwiowy do szycia. Siniaki w krztałtujące jego dłoni na moim gardle powoli zaczęły znikać ale dla bezpieczeństwa ukryłam je przed światem pod golfem.

Do tej pory zastanawiam się dlaczego do cholery nie powaliłam go?! Podobało ci się idiotko! Przelatuje mi myśl, którą od razu zakopuje w czeluściach czeluści.

- Intensywny trening. – Kłamie. Na co on próbuje nie rechotać. – Co cię bawi? – Pytam wyginając brew do góry.

- Dorian mówił, że widział jak od ciebie wychodzi jakiś mężczyzna, który na dodatek rozpierdolił ci drzwi. – Zanosi się śmiechem aż musi się złapać za brzuch.

- Czy ty mnie szpiegujesz? – Pytam obierając się plecami o oparcie krzesła zakładając jednoczenie ręce pod piersiami.

- Skądże. – Podnosi ręce w geście obrony próbować się nie śmiać, ale jego oczy mówią wszystko.

- Weszłam mu w drogę, a on przyszedł po coś co mu "zabrałam" – Mówię robiąc cudzysłów z palców i wywracam oczami. – Nie chciałam po dobroci więc rozwalił mi drzwi stałam z blisko oberwałam koniec historii.

- Koniec historii. – Kiwa powoli głową gryząc kanapkę. – Ale nie włączyłaś z nim. Nie miej mnie z głupca Ley. Masz na sobie golf i myślisz, że nie zauważę na twoim gardle dociśniętej dłoni. – Przekrzywia głowę na bok jedząc.

Milczę. Nigdy nie miałam Franka z głupca. Chociaż zamiast odwiedzać go, słuchać jego opowieści, czy robić mu kanapki powinnam go wypatroszyć i wysłać Panu w pudle. Ale cóż.. życie potrafi zaskakiwać.

Zero  [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz