Rozdział 2

1.6K 56 0
                                    

Hayley

Dwa dni minęły dość szybko przez, które nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, no może prócz odmowy rodziców zastępczych Soni. Nie żebym się tego nie spodziewała już od jakiegoś czasu nie podobają im się odwiedziny moje czy Amy. Nie sprawiało im to przeszkody kiedy ustalaliśmy warunki naszej umowy – lekko mówiąc.

Z racji że nie mogli mieć własnych dzieci, a my zaproponowaliśmy im wychowanie Soni od razu się zgodzili nawet na wizyty. Ale tego można było się spodziewać. Amy wspominała już jakiś czas temu, że chce zabrać Sonie do siebie i wychować. Nie było by to dobre tak małemu dziecku, które uważa ją na dodatek za ciocie.

Pokręciłam głową, przeczesując ręką włosy zatrzymując dłoń na karku zawieszając lekko głowę w dół. Amy może i powiedziała, że liczy się żebym pojawiła się nawet bez jej córki ale wiedziałam, że będzie przygnębiona nie mogąc spotkać się po raz kolejny z córką. I jeszcze wisienka na torcie to Cienie, którzy jak się okazało znowu na nas polują.

- Zawsze może być o wiele gorzej. – Mruknęłam sama do siebie.

Siedziałam obecnie w samochodzie – od jakiś dziesięciu minut – po drugiej stronę restauracji, w której miało odbyć się przyjęcie zaręczynowe. A w zasadzie już się odbywało. Uparcie siedziałam w samochodzie bez konkretnego powodu.

Jedyne co wiedziałam o Jack'u to to co powiedziała mi Amy. Przystojny blondyn o piwnych oczach i muskularnym ciele – czy jakoś tak. Zmartwiło mnie jednak to kiedy spytałam o niego jednego z chłopaków, który go prześwietlił dowiadując, się że jest bratem Bosa Cosa Nostry.

Jack Wood brat Spencer'a Wood'a najgroźniejszego i najbardziej bezwzględnego Bosa mafii jaki istnieje. Przynajmniej takie chodzą słuchy. Uważam jednak, że niema nikogo bardziej bezwzględnego od niego.

Żyłam w jego świecie przez szesnaście lat. Można powiedzieć, że mnie 'wychował' chociaż prawda jest taka, że stworzył jeszcze gorszego potwora od siebie. Mimo że uciekłam prawie siedem lat temu czasami się zastanawiam co by było gdybyśmy nigdy nie odważyli się uciec? Co by było gdyby nigdy nie nadarzyła się okazja? Co gdybym tego dnia została w swojej klatce?

Z jednej strony dalej czuje jakieś nieokreślone i chore przywiązane do niego. Mimo że jest obsesyjnym manipulatorem, toksycznym sukinsynem nadużywającym władzy kiedy tylko chce.

Zdaje siebie sprawę z tego iż uciekliśmy rozpoczęliśmy tym samym wojnę. Nie wszyscy z nas zdołali uciec ale znaczna większość. Ale on nie pozwoli mi uciec. Prędzej czy późniejsze schwyta albo zabije najokrutniejszą i najbardziej boleśniejsza śmiercią jaką dla się wymyślić.

Nabrałam głęboko powietrza by zaraz wypuścić je nosem. Oparłam głowę o zagłówek fotela zerkając w lusterko wsteczne wpatrując się w swoje różnokolorowe oczy. Jedno miałam niebieskie, drugie zaś miałam piwne.

- Idziesz tam dla Amy. – Powiedziałam do odbicia swoich oczu dodając sobie tym trochę otuchy.

To nie tak, że nie chciałam tam być po prostu nie lubiłam tłumów ludzi. Biznesmenów. Większości mężczyzn. I mafii. Staram się żyć w cieniu i nie rzucać się w oczy, i nie być w centrum uwagi. Co jest głupie bo jeszcze dwa dni temu nic mnie nie powstrzymało żeby zrobić pogrążające zdjęcia biznesmenom i to w klubie należącym do mafii.

Przenosząc wzrok na wiszący naszyjnik na lusterku zdjęłam go i założyłam na szyje. Nigdy się nie dowiedziałam skąd mam ten pierścionek. Pewnie nawet bym nie wiedziała, że jest mój gdyby mi nie powiedział. Hayley Lynch.

Zero  [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz