Rozdział 28

293 20 2
                                    


Leżałam na plecach. Moja krew była wszędzie. Czułam ją nawet w ustach, ale nie przekręcałam się na bok. Wole się udławić własną krwią niż żyć w klatce chodź jeden dzień dłużej.

Mam dość.

Poddaje się.

Czuję jak po mojej skroni ześlizguje się coś mokrego. Czyżbym krwawiła nawet z oczu? Nigdy jeszcze tak się nie działo. Zamrugałam a po skroni poleciała jeszcze jedna kropla. Podnoszę rękę by dotknąć tego miejsca zauważając dwa nienaturalnie wygięte palce. Patrzę na nie dosłownie chwilę, a potem dotykam mojej skroni.

Kiedy znowu spoglądam na moją rękę widzę na niej krew ale jakoś bardziej błyszczącą. Co to jest do cholery?

- Płaczesz. - Słyszę stwierdzenie Doriana.

Przekręcam głowę w jego stronę marszcząc brwi. Wpatruję się we mnie skupionym i poważnym wzrokiem.

- Co to jest? - Charczę mało wyraźnie. Nie rozumiem co on właśnie sugeruje.

- To reakcja twojego ciała na różne emocje. - Odpowiada bez zająknięcia się. - Pamiętam jak kiedyś mój dziadek opowiadał żart. Nikt się nie śmiał prócz nas obu. Śmiał się tak bardzo, że łzy ściekały mu po policzkach. - jego kąciki ust unoszą się delikatnie na to wspomnienie. - pamiętam też jak moja kuzynka płakała, bo się wywaliła i zdarła sobie kolana...

- Twoje słowa nie mają nic wspólnego ze mną. - Przerywam mu.

- Masz. Mój dziadek popłakał się ze śmiechu, a kuzynka popłakała się z bólu. - Chrząknął patrząc na mnie jeszcze bardziej - jeżeli to w ogóle możliwe - intensywniej. - Ty płaczesz. - Te dwa słowa wypłynęły z jego ust tak naturalnie jakby mówił je codziennie.

Nie rozumiałam tych słów. Przynajmniej nie do końca. Wiedziałam co oznaczają i że z ludzi oczu wtedy leci woda, ale mnie do tej pory to jeszcze nie spotkało.

- Ja takich rzeczy nie robię - zmarszczyłam jeszcze bardziej brwi i odwróciłam od niego wzrok wracając z powrotem do wgapiania się w sufit.

- Każdy to robi. - brzdąknęły kraty co oznaczało, że się prawdopodobnie o nie oparł. - Czasami niektórzy robią to nawet nieświadomie. Tak jak ty.

Zmusiłam się, aby odwrócić się na bok. Mimo że boli mnie wszystko niemiłosiernie zrobiłam to tylko po to by go już nie słuchać, bo gdybym mogła wyszłabym do innego pokoju, ale no cóż nie jest to możliwe.

Długo nie zaznałam spokoju, bo już po chwili rozeszły się ciężkie kroki, a wraz z nimi gwizdanie. W tym samym czasie słychać było hałas klatek. Jedni się opierali o nie by być jak najbardziej w cieniu, ale są i tacy co lgną do wejścia. Ale oni już są straceni chcą jedynie tabletek od których są uzależnieni.

Dostałam kiedyś tabletkę była gorzka i chciało mi się po niej strasznie pić. Pamiętam też, że nie mogłam wtedy zasnąć przez kilka godzin. Albo może dni? Już sama nie wiem.

Pamiętam, jak uczono mnie jak mam się bić, trzymać broń, nóż czy jakąkolwiek inną broń.

Gwizd stał się głośniejszy wraz z jego wejściem. Leżałam w miejscu nie ruszyłam się minimalnie po prostu wiem, że to do mnie idzie. Jestem tego stu procentach. Cud by się stał, gdyby sobie odpuścił chociaż nie minął jeszcze tydzień Greg już zamierza wyrwać mi szwy. Ponownie.

- Ooo Księżycu... - powiedział śpiewnie zatrzymując się przy moim wejściu. - czas na zmianę opatrunku. Zawsze, kiedy te słowa padały z jego ust miał na twarzy wymalowany obłęd a oczy mu błyszczały jakby dostał zabawkę.

Ani drgnęłam co tylko go poddenerwowało, ale nie zamierzałam reagować...

Ale może gdybym go sprowokowała to uderzyłby mnie tak mocno, że już bym nie wstała. Drzwiczki klatki otworzyły się i kiedy tylko zobaczyłam jak jego obleśna dłoń sięga w moim kierunku zebrałam tą odrobine siły, która mi została. Odepchnęłam się od betonowej podłogi i ugryzłam go w dłoń z całych sił aż poczułam metaliczny smak na języku.

Następne co pamiętam to moment, kiedy moje głowa spotyka się z podłogą... 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 26 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zero  [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz