Rozdział 27

388 23 0
                                    


Słyszałam, jak ktoś chodzi po budynku. Słyszałam, jak ktoś gada. Słyszałam irytujący mnie hałas.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale czuję się lepiej. Chyba. Mimo że czułam, że zamknęłam oczy tylko na sekundę było mi lżej. Przewróciłam się w stronę ściany przyciskając czoło do ściany, która przyjemnie chłodziła mi je.

Irytujące kroki wraz z głosem zbliżały się do mojej jaskini samotności.

Wrota zostają otwarte, a nieproszony szkodnik wkracza w moją jaskinie. Słyszę, jak osobnik kroczy po pomieszczeniu, wypatrując swojej ofiary w ciemności by następnie ją osaczyć i zaatakować. Przydusić swoim wielkim ciepłym wyrzeźbionym ciałem, aby potem wbić jej kły w tętnice szyjną. Śmierć na miejscu. - Kurwa debilko to nie Animal Planet to nie zwierzę tylko ten cholerny brunet.

Siedź tam jak siedzisz. - Uciszam samą siebie.

Materac z moimi plecami się ugiął a na swojej tali poczułam silne męskie dłonie odrywające mnie od chłodnej ściany, aby przyciągnąć mnie do siebie. Milcze mając nadzieję, że zmylę niedźwiadka i zaśnie w sen zimowy nie rozszarpując mojej szyi.

Marne moje nadzieje, gdyż tylko niedźwiadek przysuwa mnie do swojego torsu jego kły lądują na mojej szyi przyciskając je w przyjemny sposób. Staram się nie reagować, ale jest to prawa strona więc mimowolnie odchylam lekko głowę dając mu tym znak, że wcale nie śpię.

- Mamy Rosjan po swojej stronie. - Powiedział coś co już wiedziałam od kąt zjawili się na mojej hali i nam to oznajmili.

Tego samego dnia zobaczyłam Natalie, a w zasadzie jak się okazało po sekundzie była to Nealie. Będę musiała z nią porozmawiać na ten temat. Nie bez powodu trzymam ją z daleka.

Chciałam już go odgonić, kiedy postanowiłam trochę go wypytać.

- Znasz tą rudą flądrę? - spytałam próbują przesunąć się z powrotem do ściany, ale jak na złość osobnik tylko wzmocnił uścisk, aby jego ofiara nie uciekła.

- To zabrzmiało jakbyś ją znała. - Stwierdził nagle milknąc.

Czy właśnie zaszkodziłam Nealie?

- Wygląda na flądrę - obroniłam się. - Więc znasz ją? - dopytywałam chcąc ustalić jak długo ją udaję.

- Malakai i ja się nie przyjaźnimy więc nie mam pojęcia jak długo ma narzeczoną, ale można się spodziewać, że krótko, skoro dopiero ją przedstawia. Dlaczego cię to tak interesuję? - spytał, aby po chwili przycisnąć usta do mojej szyi.

Zacisnęłam usta by nie wydostało się ze mnie żałosne westchnienie.

- Powiesz mi o co chodzi z tą dziewczyną? - zapytał ręką zjeżdżając na mój brzuch, który po chwili zaczął masować. - Jest zaniedbana co chyba nawet jest niedopowiedzeniem. - dodał, a ja westchnęłam bezgłośnie.

Zdawałam sobie sprawę, że jak teraz mnie dopadł to zbyt szybko nie odpuści. Postanowiłam dać mu ten mały kawałek z piekła, które przeżyłam.

- Masz rację. Nie oni się nie myją. - Potwierdziłam jego słowa wyrywając się z jego ramion, aby usiąść tak żeby moje plecy stykały się z chłodną ścianą. - Jest córką jednego z przywódców kanibali. - spojrzałam na niego w ciemności w tym samym momencie, w którym on podpierał się na łokciach. - Ona nie miała wyboru, ponieważ się urodziła w śród nich a inni... - westchnęłam wnosząc oczy ku sufitu. - Inni zostali przydzieleni do projektu, ale słyszałam, że pojawili się nawet tacy co wybrali, żeby takimi się stać.

- Czy ty byłaś w projekcie? - zapytała napiętym głosem.

Nie chciałam odpowiadać na to pytanie gdybym to zrobiła prawdopodobnie bym skłamała, a kłamać nie wolno. Prawda może niestety zaboleć za bardzo z jakiegoś powodu nie chciałam widzieć na jego twarzy cierpienia. I nienawidziłam współczucia. Nie jest też to coś miłego do słyszenia.

- Spotkałam kiedyś jej ojca. - Zignorowałam jego pytanie. - Nazywa się SAHAKAN jest okrutny i bezwzględny, nie cofnie się przed niczym, nawet jeśli oznacza to zjeść swoją ofiarę. Chociaż tak naprawdę to byli tego uczeni albo zmuszani do tego. Byłam jeszcze dzieckiem, kiedy go spotkałam i nie należy ono do przyjemnych - spojrzałam w jego szare tęczówki - W kanibalach nie ma nic przyjemnego i nigdy już nie będzie. - Wskazałam ręką na drzwi. - Trzymaj się od niej z daleka może i przyszła tu, bo chce normalnego życia, ale to nic nie zmienia. Nie ufam jej i ty też nie powinieneś.

 - Więc dlaczego jej pomagasz? - zmarszczył brwi.

- Ja nie pomagam nikomu. - Odparłam poprawiając się. - Skoro chce normalnego życia nauczy się go ja zadbam o to by nikt się nie dowiedział, gdzie się znajduje ani co robi.

- Zapewnisz jej bezpieczeństwo, a to nazywa się pomaganie. - Skwitował uśmiechając się kącikiem ust.

Przewróciłam oczami mając go już dość. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, a następnie zrobiłam szybki obrót tak aby wycelować nimi w jego tors, a następnie wyprostowałam nogi używając w tym całej mojej siły, aby zepchnąć go z łóżka. 

Zero  [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz