Rozdział 21 - Ian

42 5 0
                                    

Luna siedziała na siedzeniu pasażera i nuciła cicho pod nosem jakąś piosenkę, która właśnie zagrała w radiu. Siedziała to może nie do końca dobre określenie, bo gdyby nie pasy bezpieczeństwa, które trzymały ją w miejscu, zaczęłaby tańczyć jak w klubie. Ta dziewczyna ma tyle energii, że jest to dla mnie niepojęte.

W pewnym momencie sięgnęła ręką po zawieszkę słonia, którą miałem powieszoną na przednim lusterku.

- Czemu słoń? – zapytała zaciekawiona.

- Dostałem ją od swojej siostry parę miesięcy temu. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Podobno przypominam jej słonia.

- Że co? Niby w którym miejscu przypominasz słonia? – zapytała jakby oburzona.

Uniosłem kąciki ust i znacząco skinąłem jej głową, na co ona najpierw zareagowała zdziwioną miną, a potem odwróciła głowę w stronę okna. Nie umknęło mi też to, że lekko się zarumieniła.

- Zapomnij, że zapytałam. – dodała patrząc w okno, ale w jej głosie słychać było cichy śmiech.

Zadowolony z siebie nie zamierzałem już jej więcej męczyć. Ona za to miała inne plany.

- Gdzie jedziemy? – zapytała.

- Za miasto.

- Nie jesteś mordercą, nie?

- A wyglądam jak morderca? – Co to za pytanie, pomyślałem.

- Trochę. – dodała po chwili, jakby musiała się zastanowić.

Pokiwałem głową z dezaprobatą.

- Jakbym był mordercą to nie zabrałbym Cię wcześniej na kolację.

- Może po prostu chciałeś uśpić moją czujność.

Popatrzyłem na nią tylko z politowaniem, na co ona wzruszyła ramionami. Czasami, gdy mówiła coś tak irracjonalnego, zastanawiałem się czy faktycznie nie ma tego na myśli. Trzeba to przyznać, wyobraźni jej nie brakuje.

- Jedziemy na wzgórze, z którego widać całe miasto.

- Na odludziu?

Ponownie zmierzyłem ją wzrokiem. Czy ona serio się mnie boi?

- Tylko pytam – powiedziała, podnosząc przy tym ręce w geście poddania się.

Punkt widokowy był dość daleko, a Luna przełączająca stacje radia co 5 sekund, żeby znaleźć odpowiednią piosenkę zaczynała mi działać na nerwy, więc zaproponowałem, żeby podłączyła swój telefon i puściła cokolwiek chce.

Nie było to chyba złą decyzją, bo miała całkiem niezły gust. Większość piosenek, które wybierała, miałem nawet na swoich playlistach, więc przez resztę drogi śpiewaliśmy je razem.

Kiedy po dłuższym czasie udało nam się w końcu dotrzeć na miejsce, wiedziałem, że trafiłem w 10 z tym miejscem. Jak tylko zatrzymałem auto, Luna uciekła z niego, jakby się w nim co najmniej paliło i pobiegła na pobliski klif, z którego był najlepszy widok. Zaśmiałem się do siebie, po czym otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem z niego koc. To miejsce nie było jakąś tajemnicą, ale nie było też atrakcją turystyczną, więc nie było tu żadnej ławki, na której można byłoby usiąść. Zgarniając jeszcze butelkę wina, którą kupiłem wcześniej dla Luny i piwo bezalkoholowe dla siebie, podszedłem do niej.

- Podoba Ci się? – zapytałem, kładąc na ziemi napoje i rozkładając koc.

- Nie miałam pojęcia, że jest w okolicy takie miejsce. Tu jest jak w bajce. – odpowiedziała, wciąż zafascynowana widokiem.

Nie dziwię się jej. Trafiłem na to miejsce przypadkiem parę lat temu po kłótni z Jude. Zdenerwowała mnie wtedy tak, że musiałem odreagować, więc wsiadłem auto i jechałem przed siebie, aż dojechałem tutaj. Spędziłem tu chyba wtedy z cztery godziny, zapominając o całym świecie. Do tej pory przyjeżdżałem tu gdy miałem zły dzień.

- Wszystkie dziewczyny tu zabierasz? – zapytała złośliwie Luna, siadając obok mnie na kocu.

- Tylko te, które planuję zamordować – odpowiedziałem, podając jej wino, które nalałem jej do lampki, którą zabrałem wcześniej z domu. Przyznajcie, nieźle się przygotowałem.

Luna mój żart nagrodziła tylko krótkim chichotem, a potem spoważniała.

- Moja mama opowiadała mi kiedyś, że ojciec zabrał ją w podobne miejsce, żeby się oświadczyć.

No to chyba jednak tak dobrze nie wybrałem tego miejsca. Luna musiała zauważyć, że lekko się spiąłem, bo zaraz dodała:

- Nie, nic się nie dzieje. Poza tym to na pewno nie to miejsce, bo byli wtedy podobno na drugim końcu kraju. Po prostu tak mi się skojarzyło.

- Masz za złe swojemu ojcu, że was zostawił? – zapytałem. Kiedy pierwszy raz opowiadała mi o rozwodzie swoich rodziców, nie zadawałem wiele pytań. Luna nie dała mi na to też okazji, bo przechodziła z jednego tematu do drugiego w szalonym tempie. Coś w stylu ojciec nas zostawił, a moje ulubione lody to beza z maliną.

- Ogólnie to jestem na niego wściekła. Może nie do końca dlatego, że zgodził się na rozwód, bo to akurat w tamtym momencie było najodpowiedniejszą decyzją. Irytuje mnie to, że przestał się starać. Że nie walczył o nas. Może miał nas dość już tak samo, jak my mieliśmy dość jego, ale nie mogę przestać się zastanawiać co by było, gdyby spróbował się zmienić. Według mamy kiedyś był cudownym człowiekiem, więc skoro potrafił się zmienić na gorsze, mógł też wrócić do swojej lepszej strony. Może dobiła go praca. A może to, że mama urodziła mnie, a nie kolejnego syna. Dowiedziałam się kiedyś, że mama wiele razy namawiała go na terapię, ale on nie chciał o tym słyszeć. Z jednej strony przykro myśleć o tym, jak zniszczył sobie życie, z drugiej jednak, zrobił to sam. To była jego decyzja. I chyba właśnie to jest w tym najgorsze.

Skinąłem głową, przytakując jej.

- Masz z nim jakiś kontakt? Albo Twoi bracia?

- Moja mama utrzymywała z nim kontakt jeszcze parę miesięcy po rozwodzie, bo się o niego martwiła. Przestała, gdy dowiedzieliśmy się, że Yuji spotkał go w hotelu w Miami z jakąś kobietą. Przedstawił mu ją jako swoją żonę, rozumiesz? Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie układali sobie życie. W końcu skąd masz pewność, że osoba, z którą się związujesz w młodym wieku, będzie tą właściwą na całe życie? Cholera, oddałabym wszystko, żeby mama znalazła jeszcze kogoś dla siebie. Kogoś, przy kim będzie szczęśliwa. Ale minęło tak mało czasu od rozwodu, a on już miał nową żonę. Wymazał związek z mamą w ciągu jakiś jebanych tygodni. Yuji twierdzi, że pewnie zdradzał mamę już wcześniej. Brzydzi mnie to, jak o tym myślę.

- To pojebane, Luna. Przykro mi – powiedziałem, gładząc ją po dłoni - Nigdy nie rozumiałem osób, które decydowały się na zdradę. Nie wiem, czy ktokolwiek da radę je zrozumieć, nie licząc ich samych. Wciąż, nie jestem pewien czy oni są świadomi tego co robią, dopóki nie poniosą konsekwencji. – zatrzymałem się na chwilę, bojąc się, że zabierze rękę. Gdy tego jednak nie zrobiła, kontynuowałem – To nie jest wasza wina, wiesz? On jest idiotą, który nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wspaniałych ludzi stracił ze swojego życia.

- Tak sobie wmawiam – odpowiedziała cicho, opierając swoją głowę na moim ramieniu.

___________________________________________________________________

EverlongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz