Rozdział 41 - Ian

40 3 0
                                        

Obudziłem się, słysząc rozmowę dochodzącą zza zamkniętych drzwi salonu. Nie mojego salonu. Kurwa. Wspomnienia wczorajszego dnia i nocy zaczęły pojawiać się w mojej głowie. Dofinansowanie. Lot do Atlanty. Ja zmieniający trasę Ubiera tuż przed swoim mieszkaniem. Luna w czarnej koszulce. Usta Luny. Kuuurwa.

Szczerze mówiąc, nie planowałem tu wczoraj przyjechać, a już na pewno nie planowałem jej pocałować. Po wygranym konkursie mieliśmy pierwotnie zostać w Nowym Jorku na wspólną imprezę, ale świętowanie bez reszty po prostu nie miało sensu. Tak, przyznaje się, chciałem wrócić szybciej, żeby się z nią zobaczyć, ale miałem po prostu wpaść do niej rano w sobotę. Biłem się z myślami całą drogę do domu, aż w końcu dałem się ponieść i wylądowałem tutaj.

Nie żałuję tego co się stało. W sumie może trochę, bo wyobrażałem sobie, że nasz pierwszy pocałunek będzie w jakimś bardziej romantycznym miejscu, a ja nie będę miał za sobą prawie 20 godzin na nogach. Ale nie, ja tak najwyraźniej nie potrafię, za to jestem mistrzem w wpraszaniu się do niej. To wszystko jest w sumie nieważne w tym momencie, bo nie dość, że ją pocałowałem, to ona to szczerze odwzajemniła. Przynajmniej na początku, oczywiście, bo potem znowu dostałem niedostępną Lunę. Lunę, która boi się zaryzykować. Lunę, która nie chce związku. Lunę, która nie chce mnie jako nikogo więcej niż przyjaciela.

Wyrwałem się z moich przemyśleń słysząc odgłosy rozmowy dochodzące z korytarza. Drzwi do salonu były zamknięte, a byłem prawie pewien, że zostawiłem je otwarte. Podniosłem się z kanapy, wyciągnąłem spodenki dresowe z torby i ubrałem je, nasłuchując dalej głosów. Byłem zmęczony wczorajszym dniem i potrzebowałem jeszcze dobrych paru godzin snu, żeby wrócić do żywych, więc z lekkim opóźnieniem rejestrowałem to, co się dzieje.

Cichy głos Luny. Drugi głos. Męski. Podniesiony.

W pośpiechu narzuciłem na siebie koszulkę i wyszedłem z pokoju, prawie wpadając na Lunę, która stała przy drzwiach.

- Luna, co jes.. - zacząłem, ale urwałem, widząc mężczyznę, stojącego przy drzwiach wejściowych. On popatrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym przeniósł wzrok na Lunę.

- Serio? Już znalazłaś pocieszenie? - zapytał ją.

- Kyle, proszę Cię, wyjdź. - powiedziała, popychając go za próg.

Kyle? Kto to kurwa jest Kyle?

- Widzę, że nie tęskniłaś za mną tak bardzo, szma..

Oh, przesadziłeś. W momencie odsunąłem od siebie Lunę i przyłożyłem mu z pięści w twarz.

- Przeproś - powiedziałem do niego, gdy ocierał krew, która popłynęła mu z nosa.

- Nie zamierzam - odparł, po czym uśmiechnął się szyderczo do Luny - Ze mnie robisz potwora, a sama nie jesteś taka niewinna. - dodał.

Znowu wystartowałem do niego, ale Luna powstrzymała mnie, łapiąc mnie za rękę.

- Wyjdź. - powtórzyła do niego, już ze łzami w oczach.

On patrzył się na nią chwilę bez ruchu, wciąż śmiejąc się, ale w końcu zrobił jak mu kazała. Luna zamknęła za nim drzwi w pośpiechu i rozpłakała się, więc złapałem ją szybko i przytuliłem do siebie.

- Jestem idiotką. - powiedziała po chwili.

- Ciiii. - odparłem, gładząc ją po włosach. - Już dobrze, jestem przy Tobie.

Nie miałem pojęcia co się właśnie stało, ale nie miałem serca, żeby wymuszać na Lunie jakiekolwiek wyjaśnienia. Trzęsła się z nerwów w moich ramionach, oddychając szybko przez łzy. Podniosłem ją i zaniosłem ją na jej łóżko.

EverlongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz