Rozdział 27 - Ian

46 5 1
                                        

- No to zdecydowane. Poleci Ian i Milo. – powiedział John, kończąc naszą ponad dwugodzinną dyskusję.

Dwa dni temu odezwał się do nas pewien inwestor, który znał się z szefem studia dla którego robimy obecnie assety. Dostarczyliśmy już część materiałów i najwyraźniej musiały mu się spodobać, bo pokazał je swojemu znajomemu, który zainteresował się nami. Nie ma co, sprzyjało nam ostatnio szczęście.

Wczoraj mieliśmy z Henrym, bo tak ma na imię nasz inwestor, rozmowę przez Teamsy, w rezultacie której okazało się, że aby dostać dofinansowanie i zlecenia od niego, musimy najpierw zaprezentować się na warsztatach organizowanych przez jego firmę. Niestety, samo uczestnictwo nie jest wystarczające, żeby dopiąć współpracę, bo musimy jeszcze zająć przynajmniej trzecie miejsce w konkursie, który będzie zwieńczeniem całych warsztatów.

Wydarzenie ma miejsce w Nowym Jorku za niecałe dwa tygodnie, w poniedziałek po weselu Johna. Najlepiej byłoby, gdybyśmy pojechali wszyscy, ale jest to wyjazd na całe pięć dni, a ktoś musi dalej pracować nad obecnym zleceniem. John odpadł jako pierwszy, bo będzie w tym czasie w drodze na Kubę z Victorią. Milo jako jedyny zgłosił się dobrowolnie, a pomiędzy mną, Mattem i Erisem zrobiliśmy głosowanie. Padło na mnie, ale zaoferowałem chłopakom, że mogę oddać swoje miejsce. Ku mojemu zdziwieniu obydwaj odmówili, mówiąc, że bardziej ja się tam przydam, niż oni.

- Zadzwonię do Henryego i dam mu znać – powiedział do mnie John, gdy opuszczałem naszą salę konferencyjną jako ostatni.

Skinąłem głową i wyszedłem z biura przed budynek i odpaliłem papierosa. Wyciągnąłem też telefon, którego nie miałem w ręce chyba od kiedy usiadłem rano przy biurku. Sprawdzając powiadomienia na telefonie zauważyłem parę nieodczytanych wiadomości od Luny i od razu się uśmiechnąłem.

Luna: cooo tam

Luna: o której macie spotkanie?

Luna: zabili Cię?

Luna: mrugnij dwa razy jeśli potrzebujesz pomocy

Luna: jest już dym?

Luna wiedziała o całej sytuacji z inwestorem od samego początku. W sumie była pierwszą osobą, do której o tym napisałem. Luca dowiedział się dopiero parę godzin później, a rodzice wczoraj.

Ja: dym?

Luna: a to nie wybieraliście papieża?

Ian: witam królową dowcipu, nie wiedziałem, że wpadniesz. Lecę ja i Milo.

Luna: naaaaajs!

Śmiejąc się pod nosem, skończyłem palić i wróciłem do środka. John dalej rozmawiał przez telefon w salce, ale reszta chłopaków siedziała już przy biurkach.

Kolejne godziny w pracy minęły zadziwiająco szybko. Byłbym o 18 w domu, gdyby nie to, że zaoferowałem Erisowi swoją pomoc przy składaniu szafy, którą kupił wczoraj, bo stara była za mała. Milo stwierdził, że i tak nie ma nic ciekawszego do roboty, więc pojechał z nami.

Okazuje się, że trzech dorosłych facetów to za mało do złożenia jednego mebla. Albo może wręcz przeciwnie, za dużo. Oczywiście każdy z nas uważa się za specjalistę od tego typu rzeczy, więc nawet nie zerknęliśmy na instrukcję. Co było ogromnym błędem, bo złożyliśmy szafę nie wkręcając w nią wcześniej półek. Z instrukcją poszło nam już dużo szybciej i o 23 odwoziłem Milo na jego mieszkanie.

- Co tam u Luny? - zapytał w pewnym momencie, urywając wcześniejszy temat. Milo tak jak i w sumie cała reszta wiedzieli już, że gadamy, więc nie dziwiło mnie to, że o nią pyta.

EverlongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz