- Kurwa, jeszcze muszę się dziś spakować – narzekał Ian, gdy zapytałam go o plany na poniedziałek.
Właśnie byliśmy w drodze do Atlanty, ale tym razem ja siedziałam na miejscu pasażera z przodu, bo Ann i Luca dalej odsypiali wesele, a tylne siedzenia wydawały się lepszą na to opcją. Mieliśmy dużo czasu na odpoczynek, bo wyjechaliśmy dopiero po 15, żeby Ian miał czas na wytrzeźwienie. Jednak gdyby to któreś z naszej trójki miało prowadzić, nie wyjechalibyśmy stąd chyba do następnego tygodnia. Nie wiem kiedy ostatnio wlałam w siebie tyle alkoholu, ale musiało być to kilka dobrych lat temu. Przynajmniej nie wymiotowałam, co uznałam za sukces.
Cieszyło mnie to, że zgodziłam się z nim pójść na wesele. Cały wieczór troszczył się o mnie, pytając czy potrzebuję się przewietrzyć, napić, zjeść, odpocząć. Po którymś kieliszku z kolei wciskał we mnie na siłę wodę, za co teraz byłam bardziej niż wdzięczna, bo pewnie skończyłabym w dużo gorszym stanie.
A do tego tak dobrze tańczył. Miałam wczoraj okazję tańczyć z wszystkimi jego kolegami i nawet kilkoma nieznajomymi osobami, ale z nikim nie tańczyło mi się tak dobrze jak z nim. Zwłaszcza do tej jednej piosenki..
Kurwa, nawet teraz czuję jak w moim brzuchu dzieje się coś niedobrego. Nie zakochaj się w nim, nie zakochaj się w nim powtarzałam sobie po raz kolejny. Miałam tak cholerną ochotę pocałować go wczoraj, że naprawdę powinnam być z siebie dumna, patrząc na to, że udało mi się powstrzymać. Gdyby doszło do pocałunku to całe moje postanowienie o tym, że nie będę się z nikim spotykać przez jakiś czas poszłoby się jebać, bo nie było opcji, że jeden pocałunek wystarczyłby mi. No chyba, że okazałby się okropny, co jednak nie wydawało się za bardzo możliwe.
- Spakować? - zapytałam w końcu, wyrywając się z moich głupich myśli.
- No, bo wylatuję jutro, nie pamiętasz? – odparł przeczesując dłonią włosy.
Yup, całkowicie zapomniałam. Rozmawiali o tym nawet wczoraj, ale w tej chwili kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie wiem dlaczego, ale poczułam nagle dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
- Wracasz w niedzielę, tak?
- A co, już tęsknisz? – dociekał, wyraźnie zadowolony.
- Chciałbyś. Po prostu nie byłam pewna.
- Mhmmm – wymamrotał, co miało pewnie znaczyć, że zupełnie mi nie wierzy.
Klepnęłam go lekko w ramię i odwróciłam się do szyby. To tylko tydzień, a poza tym jesteśmy tylko przyjaciółmi, nawet jeśli wczoraj wydawało się, jakbyśmy byli kimś więcej. Dominica czy dziewczyn czasami nie widzę dłużej, więc nie powinno mi to przeszkadzać. Cóż, najwyraźniej do Iana nie mogłam zastosować tych samych zasad co do reszty moich znajomych, bo przeszkadzało w chuj. Spędzaliśmy ostatnio razem tyle czasu, że te siedem dni wydawało się jak cała wieczność.
Ciągnęłam temat jego wyjazdu, pytając o plan i co będzie robił w wolnym czasie. Byłam w Nowym Yorku tylko dwa razy, ale zapamiętałam jedno miejsce, w którym robili najlepszą gorącą czekoladę na świecie, więc zaproponowałam mu, żeby się tam udał. Ian odburknął coś w stylu, że na pewno nie będzie tak dobra jak jego czekoladowy shake, ale obiecał, że spróbuje.
Koło 22, odstawiając po drodze dalej nieżywych Ann i Lucę, w końcu dojechaliśmy do mojego mieszkania. Ian zaproponował, że pomoże mi z torbą, która co prawda nie była ciężka, ale mnie też dopadło znowu zmęczenie i nie miałam siły się z nim kłócić. Nie wiem jakim cudem on wciąż stał na nogach po takiej nocy i 6 godzinach jazdy, ale twierdził, że czuje się dobrze.
- Widzimy się w następny poniedziałek, tak? – zapytał odkładając moją torbę na podłogę. W trasie ustaliliśmy, że nie ma sensu spotykać się w niedzielę, bo Ian będzie w Atlancie dopiero koło 21 i chociaż protestował, wiedziałam, że po całym tygodniu jakiś warsztatów, przyda mu się przespana noc we własnym łóżku. Własnym.
- Tak. Może nauczysz się w końcu czegoś mądrego przez ten tydzień – powiedziałam złośliwie, a Ian w odpowiedzi rzucił we mnie czapką, którą zabrał z półki przy drzwiach.
- Zabiłoby Cię to, gdybyś była milsza czasem, nie? Człowiek wyjeżdża na tydzień i co dostaje na pożegnanie?
- Nie popłacz się. – podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu – There, there, lepiej?
Złapał mnie za rękę zanim zdążyłam się oddalić i przyciągnął do siebie, przytulając mnie.
-Wiem, że będziesz tęsknić - wyszeptał, pochylając się nad moim uchem - Ja też będę.
A potem mnie puścił i wyszedł z mieszkania, posyłając mi uśmiech i zamykając za sobą drzwi. Zrobił to tak szybko, że nawet nie zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować.
Nie wiem ile stałam w miejscu bez jakiegokolwiek ruchu, ale oprzytomniła mnie dopiero Ovo, która zaczęła ocierać się o moją nogę. Wtedy też wypuściłam powietrze z ust, które nawet nie wiedziałam, że trzymałam. Potrząsając głową pochyliłam się i wzięłam kotkę na ręce.
-Hej mała - przywitałam ją, głaskając ją za uchem.
Złapałam jedną ręką jej miskę na mokrą karmę i wsadziłam ją do zlewu. Na szczęście miałam zapasową, bo naprawdę nie miałam siły jej teraz myć.
Odkładając Ovo na podłogę nałożyłam jej karmy, po czym opróżniłam jej kuwetę i nalałam świeżej wody. Wszystko robiłam automatycznie, myślami będąc wciąż przy tym, co stało się kilkanaście minut wcześniej. Boże, przeżywam jak dzieciak, on mnie tylko przytulił. Napiłam się herbaty, włączyłam odcinek Friendsów, wzięłam długi, zimny prysznic, ale żadna z tych rzeczy nie potrafiła wyrzucić z mojej powalonej głowy tego durnego typa.
Rzucając się na łóżko weszłam w galerię zdjęć na telefonie i otworzyłam jedno konkretne, które przesłała mi wcześniej Ann. Przedstawiało mnie i Iana przy stoliku na weselu, unoszących w górę kieliszki z uśmiechem na ustach. Ja patrzyłam w obiektyw, za to Ian miał wzrok całkowicie utkwiony we mnie. Patrzył na mnie tak jakby cieszyło go to, co widzi, jakby od samego przebywania przy mnie miał od razu dobry humor. Patrzył na mnie tak jakby... Zablokowałam szybko telefon i położyłam na szafkę wzdychając.
Mam przejebane.
_______________________________________________________________________________
Wybaczcie, że wczoraj bez rozdziału, ale mam mocny emotional damage przez rzeczy, które ostatnio oglądam i ciężko mi pisać w miarę wesołe rozdziały.
Mam ochotę wszystkich tu zabić, żebyście też przeżywali tak jak ja, ale to nie jest opowiadanie tego typu, więc pasuje się trochę opanować XD
Dlatego dziś może trochę krócej, ale nadrobię na kolejnych.
Miłegoooooo
CZYTASZ
Everlong
RomanceLuna Holland to 24 letnia dziewczyna, która właśnie zakończyła poważny związek. Z pomocą przyjaciół stara się wrócić do normalnego życia i ostatnią rzeczą, której w tej chwili potrzebuje, to kolejny mężczyzna na jej drodze. Ian Layton ma 27 lat i wł...