Kilka godzin później na ekranie mojego telefonu pojawiła się wiadomość od Marcela. Obiecał porozmawiać z matką, ale jego odpowiedź była pozbawiona jakichkolwiek konkretnych zapewnień, które rozwiałyby moje obawy. Po tej wiadomości zapadła niepokojąca cisza ze strony Marcela.
Kolejne dni przypominały przebiegnięcie maratonu pod górę. Dręcząca niepewność wynikająca z milczenia Marcela i niepokój związany z brakiem odpowiedzi od niego zżerały mnie. Aby oderwać się od tego emocjonalnego zamieszania, pogrążyłam się w pracy. Jego nieobecność bolała, ale moja praca, choć wyczerpująca, stała się świętością. Zaczęłam pisać z większym zapałem niż kiedykolwiek, wykorzystując ból i niepewność, które odczuwałam, jako paliwo dla mojej kreatywności.
Czas zdawał się rozciągać i kompresować jednocześnie. Każdy dzień przechodził w następny, gdy rzucałam się w wir pracy i pisania, szukając ukojenia w znajomym rytmie słów i zdań formujących się pod opuszkami palców. Stało się to rodzajem terapii, mechanizmem radzenia sobie. Złapałam się na tym, że piszę z większym zapałem niż kiedykolwiek wcześniej, bolesna pustka pozostawiona przez milczenie Marcela przenikała do mojej prozy.
Poranki przychodziły i odchodziły, naznaczone rosnącym chłodem w powietrzu i słońcem, które dłużej ogrzewało ziemię. Czułam przez okno stopniowe przejście od późnej wiosny do wczesnego lata.
Tygodnie wypełniał monotonny szum życia, a jedynym wskaźnikiem upływającego czasu był tykający zegar. Zatracałam się w wielu stronach szczerych historii, wlewając serce w postacie zrodzone z mojego własnego bólu serca. Noce zamieniały się w dni i z powrotem w noce, kiedy siedziałam przy biurku, a blask ekranu mojego laptopa był moim jedynym towarzyszem.
Ledwie udawało mi się utrzymać pracę w kawiarni. Byłam w niej wyczerpana, nieraz odsypiałam nieprzespane noce na zapleczu, jeśli tylko nikt mnie nie widział. Zdarzało mi się spóźniać albo zapomnieć czyjegoś zamówienia. Doprawdy, nie wiem jak wiele musiałam mieć szczęścia, że kierownik mnie nie zwolnił.
Tygodnie mijały jak zamazane, granice między moją rzeczywistością a pracą zaczęły się zacierać. Gubiłam się w labiryncie słów, postacie z moich opowiadań stawały się moimi towarzyszami, a ich życie odbijało się echem od zamieszania, które odczuwałam. Rozmowy, wyznania, rewelacje, wszystko trafiało z mojego serca, przez moje palce, na cyfrowe strony.
Tak jak zmieniały się pory roku na zewnątrz, tak samo zmieniała się narracja mojego życia. Od początkowego szoku wywołanego milczeniem Marcela, przez ukłucie tęsknoty, aż po ostateczną odrętwiałą akceptację jego nieobecności, wszystko to napisałam. Każdy dzień, każdy tydzień oznaczał nowy rozdział, nowy łuk w mojej własnej historii, uchwycony w historiach, które pisałam.
Aż pewnego wieczoru, po tygodniach ciszy radiowej, nieoczekiwana wiadomość od Marcela rozświetliła ekran mojego telefonu.
Na ekranie błysnęła wiadomość, imię nadawcy - Marcel, wywołująca niezliczone emocje. Byłam zdumiona, mój oddech urwał się, gdy przeczytałam te słowa.
- Hej, minęło trochę czasu. Przepraszam, że nie pisałem, dużo pracowałem. Chcesz wpaść do mojego studia?
Wpatrując się w ekran, zalała mnie fala zaskoczenia. Ale w cichej samotności mojego pokoju, pośród nocnych szeptów wiatru, złapałam się na tym, że odpowiadam:
- Jasne, kiedy?
- Weekend?
- Dobrze,do zobaczenia – odpisałam, a serce waliło mi w piersi jak szalone.

CZYTASZ
Marzenia na marginesie
RomanceMłoda Natalia zmaga się z problemami finansowymi i przez to nie ma czasu, aby rozwijać swoje literackie pasje. Pewnego dnia poznaje chłopaka, który rozpoczął swoją karierę na scenie, realizując swoje marzenia. Czy znajdą dla siebie czas i czy w ich...