Poranny chłód szczypał moją odsłoniętą skórę, gdy kuliłam się na przystanku autobusowym, a mój oddech parował w chłodnym powietrzu o szóstej rano. Wciąż było ciemno, a gwiazdy zapewniały jedyne oświetlenie, kiedy w głowie przewracałam strony mojej niedokończonej powieści. Kiedy czekałam, moje myśli powędrowały do Marcela, a nuty jego ostatniej piosenki wciąż odbijały się echem w moim sercu.
Nasze stosunki były ostatnio napięte. Czułam, jak oddalamy się od siebie, ciągnięci przez wymagania naszych karier. Ironią losu było to, że sama pomogłam mu w poprawieniu Fading Echos oraz zainspirowałam do napisania Leny. To jego największe hity. Czy gdybym mu nie pomogła, bylibyśmy teraz razem? Wiedziałam, że nie, że pewnie i tak by sobie poradził, ale ta myśl, że sama pomogłam odepchnąć od siebie Marcela w stronę jego kariery wydawała mi się na przemian zabawna i gorzka.
Zbliżał się jego koncert na festiwalu Music-on-the-beach. To było jakieś czterysta kilometrów stąd, ale nie mogłam pozbyć się myśli, że powinnam tam pojechać, by zobaczyć się z Marcelem na żywo. Być może niespodziewana wizyta pomogłaby wypełnić rosnącą przepaść między nami. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy naszego spotkania, tego jak padamy sobie w ramiona, jak nie potrafimy powstrzymać naszych ust i rąk. Musimy znów obudzić naszą namiętność, skoro słowa wypowiadane na odległość nam nie wystarczają. To był cały mój plan, nic więcej nie miałam.
Mruczenie zbliżającego się autobusu przywróciło mnie do rzeczywistości, a reflektory przecięły mrok. Sięgnąłem po torebkę, aby kupić bilet w biletomacie i ku mojemu przerażeniu stwierdziłam, że mój portfel był niepokojąco lekki. Nie miałam pieniędzy nawet na jeden bilet autobusowy. Jechałam na gapę, a serce waliło mi w rytm szarpnięć autobusu. Udało mi się uniknąć konduktora, całe szczęście, bo nie zniosłabym kolejnego wydatku, jakim byłby mandat. Jednak ten incydent uświadomił mi coś boleśnie jasnego – skoro nie było mnie stać nawet na przejazd autobusem, to jak miałam kupić bilet na festiwal, nie mówiąc już o podróży do innego miasta?
Po powrocie z pracy do domu, złapałam się na tym, że wpatruję się w pusty ekran mojego laptopa, kursor mrugał, gdy zastanawiałam się, jak zebrać fundusze na wyjazd. Nagły hałas z kuchni wyrwał mnie z rozmyślań. Coś huknęło i roztłukło się na podłodze, a Eliza krzyknęła, jakby coś się stało. Wybiegła z pokoju i zobaczyłam że Eliza upuściła talerz z przekąskami. Potłukł się, a jedzenie rozsypało po całej kuchni.
- Pomogę ci – powiedziałam i wzięłam się do pracy.
Kiedy kucałyśmy na podłodze, zbierając odłamki, postanowiłam nagle, że zrobię to, co robię zawsze, kiedy mam kłopot. Poproszę Elizę o pomoc.
- Eliza – zaczęłam – wiesz, że mam ostatnio problemy z Marcelem.
- To nie tak wygląda po prostu udany związek? – Zażartowała.
- Nie.
- Skąd mogłabym wiedzieć – kontynuowała w ironicznym tonie. Miała chyba gorszy nastrój tego dnia.
- Pomyślałam, że gdybym spotkała się z nim twarzą w twarz, mogłabym wszystko naprawić.
- To brzmi rozsądnie, ale tylko jeśli naprawdę jest co naprawiać.
- Myślisz, że jest już za późno?
- Myślę, że może to normalny etap.
- Nie – zaprzeczyłam od razu – tracę go, wymyka mi się z rąk. Czuję to bardzo wyraźnie.
- No cóż, w takim razie spotkanie na pewno wam nie zaszkodzi. Tylko jak je zorganizować?
- No właśnie. Potrzebuję pieniędzy i zastanawiałam się, czy nie miałabyś czegoś, żeby mi pożyczyć. Tylko na chwilę.
Eliza westchnęła ciężko, jej oczy szukały zrozumienia w moich oczach.
- Natalio, ja... ledwo pokrywam własne wydatki - wyznała, jej głos był mieszanką niedowierzania i rozczarowania. I boję się, że nie będziesz miała na swoją część czynszu, bo sama nie utrzymam mieszkania.
Jej słowa zawisły ciężko w powietrzu i widziałam walkę w jej oczach. Wiedziałam, że chce mi pomóc, ale realia jej sytuacji to uniemożliwiały. Moje serce zakłuło mnie po jej wyznaniu.
Wyprostowała ramiona, przygotowując się na to, co ma do powiedzenia dalej.
- Ja nie mogę ci pomóc tym razem, ale... dlaczego nie zapytałeś Marcela? – zganiła mnie, marszcząc brwi z frustracji. Jej słowa były jak nagły podmuch wiatru, wysysający powietrze z moich płuc.
Byłam zbyt dumna, by poprosić go o pomoc, ale nie, aby poprosić ją. Przeprosiłem Elizę, dręczyło mnie poczucie winy za moją nieczułą prośbę. Widziałam, że była mną rozczarowana i to bolało.
– Może powinnaś rozważyć dokończenie książki, Natalio – zasugerowała, po czym wróciła do zbierania okruszków potłuczonego talerza.
W ciszy, jaka zapadła, zdałam sobie sprawę, że miała rację. Znowu. Nawet w gniewie dawała mi dobre rady. Moja niedokończona powieść czekała. To była praca mojego serca, ale zaniedbywałam ją, rozproszona problemami w związku i ciągłym brakiem pieniędzy. Ale być może moja twórczość mogła rozwiązać chociaż ten jeden problem.
Pod wpływem impulsu wstałam, zostawiając Elizę samą z bałaganem i chwyciłam za telefon. Wyszłam do pokoju i zadzwoniłam do Marty, mamy Marcela, która wcześniej zaoferowała mi pomoc w znalezieniu wydawcy.
Marta odebrała po trzecim sygnale. Jej głos był czysty i mocny, co stanowiło bezpośredni kontrast z moim chwiejnym opanowaniem.
- Natalia? – zapytała z nutą zdziwienia w głosie.
- Tak, dzień dobry. - Wyjąkałam, natychmiast kuląc się z powodu swojej niezręczności. Nastąpiła przerwa i pospieszyłam ją wypełnić. - Mam nadzieję że nie przeszkadzam...
– Wtedy bym nie odebrała – odpowiedziała, jej ton zimny jak zawsze. – Czy coś się stało?
Przełknęłam ślinę, suchość w gardle utrudniała mi mówienie.
- Zastanawiałam się – zaczęłam, starannie dobierając każde słowo - czy twoja oferta pomocy w znalezieniu wydawcy jest nadal... otwarta.
Nastąpiła przerwa i przez chwilę bałam się, że odmówi. Ale wtedy odezwał się głos Marty, tym razem z nutą uśmiechu.
- Oczywiście, Natalio. Myślałam, że nigdy nie zapytasz.
Ulga była krótkotrwała, gdy poruszyłam następną część.
- Zastanawiałem się też, czy... czy byłaby możliwość otrzymania zaliczki na moją powieść? – Zapytałam, czerwieniąc się z zażenowania.
Nastąpiła kolejna przerwa i wstrzymałam oddech, przygotowując się na odrzucenie.
– Natalia – zaczęła Marta, jej ton zmienił się na bardziej biznesowy. - Mogę ci w tym pomóc, ale... - jej następne słowa były bardziej stanowcze, bardziej zdecydowane i pobrzmiewała w niej nuta satysfakcji - będziesz musiała trzymać się ścisłych terminów. Oddawać poprawki na czas, być dyspozycyjna, brać udział w spotkaniach. Będziesz musiała zająć się tym na poważnie, z zaangażowaniem. Dasz radę to zrobić?
Wypuściłam oddech, który nieświadomie wstrzymywałam i poczułam ulgę. Liczyło się dla mnie tylko to, że Marta zogdziła się pomóc mi z otrzymaniem zaliczki.
- Tak – odpowiedziałam, starając się brzmieć na zdeterminowaną – Dam radę. To dla mnie bardzo ważne.
Rozmowa zakończyła się wkrótce potem, pozostawiając mnie z mieszanką ulgi i strachu. Ale ponad tym wszystkim było odnowione poczucie celu. Teraz miałam szansę i byłam zdeterminowana, by jej nie przegapić. Poczułam ciężar odpowiedzialności i widmo nadchodzącej pracy nad książką, ale – cholera – była to przecież praca, o jakiej marzyłam!
Gdy wróciłam do kuchni, by opowiedzieć o tym Elizie, jej już nie było. Podłoga była wysprzątana, a drzwi jej pokoju zamknięte. Pomyślałam, że znów nie było mnie, kiedy ona potrzebowała pomocy, nie umiałam nawet pozbierać z nią okruszków z podłogi. Zrobiło mi się głupio i nie zebrałam się w sobie, aby do niej zapukać. Zamiast tego zamknęłam się w pokoju i z nową energią do działania usiadłam do poprawek w mojej książce.

CZYTASZ
Marzenia na marginesie
RomanceMłoda Natalia zmaga się z problemami finansowymi i przez to nie ma czasu, aby rozwijać swoje literackie pasje. Pewnego dnia poznaje chłopaka, który rozpoczął swoją karierę na scenie, realizując swoje marzenia. Czy znajdą dla siebie czas i czy w ich...