Pisanie sercem

11 1 0
                                    

Wspomnienie spotkania z Marcelem w kawiarni nie dawało mi spokoju, nawet po powrocie do zacisza współdzielonego mieszkania. Marcel był fascynujący; jego charakterystyczny kapelusz, pasja, jaką wlewał w swoją muzykę, i jego niezaprzeczalna ambicja wywarły na mnie głębokie wrażenie. Jednak nieoczekiwane pojawienie się Marty, jego matki i menadżerki, dodało niepokojącego tonu temu, co mogło być idyllicznym popołudniem.

Marcel był inny. Był niesamowicie oddany swojemu rzemiosłu i podziwiałam to. Ale pozostawało to dokuczliwe pytanie - czy w jego życiu było miejsce na coś poza karierą? Właśnie o tym porozmawiałam z Elizą, moją współlokatorką i najbliższą przyjaciółką.

Siedząc ze skrzyżowanymi nogami na moim skrzypiącym starym łóżku wpatrywałam się w Elizę, która była zajęta bazgraniem w swoim szkicowniku po drugiej stronie pokoju. Podniosła wzrok, poświęcając mi swoją niepodzielną uwagę. To było coś, co zawsze w niej ceniłam – miała tę niesamowitą zdolność sprawiania, że ​​kiedy cię słuchała, czułaś się jakbyś była najważniejszą osobą na świecie.

- Eliza - zaczęłam, biorąc głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Opowiadałam ci o moim spotkaniu z Marcelem, prawda? I jego matką Martą.

Zamilkłam się, skubiąc luźne nitki na mojej kołdrze. Eliza skinęła głową, zachęcając mnie do kontynuowania, jej ołówek wisiał nad szkicownikiem.

- Cóż, rzecz w tym - zawahałam się – że kiedy zobaczyłam tam Martę, sprawdzającą co Marcel robi ... to było tak, jakby go kontrolowała, wiesz? Jakby trzymała stery jego życia.

Eliza zmarszczyła brwi, a jej ciemne brwi zmarszczyły się nad jasnoniebieskimi oczami.

– Powiedziałaś jej coś? – zapytała z nutą wyzwania w głosie.

- Ja... chciałam, uwierz mi. Ale po prostu nie mogłam - przyznałam, czując rumieniec wpełzający na moje policzki. – Wiesz, jacy byli moi rodzice. Zawsze uczyli mnie szacunku do starszych, żeby ich słuchać, kiedy mówią. Ta zasada jest jak niewidzialna lina, którą jestem związana.

Eliza westchnęła, odkładając ołówek i opierając się plecami o ścianę.

- Natalia - powiedziała powoli, patrząc na mnie z miękkością w oczach. – Szanowanie starszych nie oznacza pozwalania im na wszystko i deptania po tobie lub ludziach, na których ci zależy. Twój głos też się liczy.

Jej słowa przez chwilę zawisły w powietrzu, a ja skinęłam głową, czując gulę w gardle. Ona miała rację. Mimo, że byłam tym przerażona, musiałam podzielić się swoimi obawami z Marcelem. Eliza, zawsze wnikliwa, dała mi nową perspektywę do przemyślenia.

- Dzięki, Eliza. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale myślę... Myślę, że muszę porozmawiać o tym z Marcelem - powiedziałam, bardziej do siebie niż do niej. Eliza uśmiechnęła się, wzięła ołówek i skinęła głową, sygnalizując, że podjęłam słuszną decyzję.

Konfrontacje zawsze sprawiały mi trudności, zwłaszcza z dorosłymi. Tym razem jednak, zamiast bezpośredniego podejścia, zdecydowałam się napisać do Marcela. Słowo pisane było moim sanktuarium i zawsze lepiej wyrażałam się poprzez pisanie niż rozmowy ustne.

Z nerwowym drżeniem przebiegającym przez moje palce odblokowałam telefon, otwierając od razu Messengera. Siedziałam zgarbiona, wpatrując się w puste miejsce pod imieniem Marcela. Migający kursor zdawał się prowokować mnie, zmuszając do napisania czegoś – czegokolwiek.

Kiedy biała poświata ekranu oświetlała moją twarz poczułam narastające we mnie emocje – niepokój, strach, ale też dziwną ulgę. Pisanie zawsze było moim sposobem na uporządkowanie moich uczuć, ustawienie chaosu w moim umyśle w zgrabne linijki słów i zdań.

Serce waliło mi w piersi, gdy zaczęłam pisać, każda litera pojawiała się i znikała, gdy starałam się znaleźć właściwe słowa. To było coś innego niż pisanie moich historii, to było prawdziwe życie. Miałam powiedzieć Marcelowi o swoich obawach, sprzeciwić się dorosłemu, autorytetowi, zrobić coś, czego mi zabraniano.

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku – zaczęłam, ale ten początek wydawał się niewystarczający do przełamania lodów, a jednocześnie zbyt ciężki. Chciałam, żeby to było lekkie, ale nie chciałam też zatuszować powagi tego, co miałam powiedzieć.

Przeszłam do trudniejszej części, moje palce zawisły nad klawiaturą.

- Myślałam o naszym spotkaniu w kawiarni. O twojej mamie, Marcie... i o tym, jak wydaje się, że ma dużą kontrolę nad twoją karierą.

Po wpisaniu słów zatrzymałam się i przeczytałam je ponownie. Wydawały się zbyt dosadne, zbyt konfrontacyjne. Ale zdałam sobie sprawę, że były też szczere. Nacisnęłam backspace, ponownie wpisując zdanie, nieco je zmiękczając, ale wciąż zachowując jego istotę.

- Zauważyłam, że twoja mama, Marta, wydaje się być bardzo zaangażowana w twoją karierę. I chociaż to niesamowite, że masz takie wsparcie, muszę wyznać, że mnie to martwi... czy nie jest ci ciężko?

Kontynuowałam, przyznając się do mojego podziwu dla jego pasji do muzyki, jego ambicji, ale także wyrażając swoje zaniepokojenie jego widocznym brakiem czasu dla siebie, brakiem równowagi, który dostrzegałam w jego życiu.

- Podziwiam twoje poświęcenie dla muzyki – napisałam – ale myślę też, że ważne jest, aby mieć życie poza pracą, mieć chwile odpoczynku i przyjemności. Nie sądzisz?

Po wysłaniu wiadomości odłożyłam telefon, czując ogarniającą mnie mieszankę niepokoju i ulgi. Zrobiłam to. Powiedziałam swoją część. Teraz pozostało tylko czekać na odpowiedź Marcela. Serce waliło mi w piersi, gdy patrzyłam na ikonę „wysłano" pod moją wiadomością, zastanawiając się, co odpowie. Ale niezależnie od jego odpowiedzi, poczułam że mam siłę. Zmierzyłam się ze swoim strachem i powiedziałem to, co chciałam powiedzieć. Choć nie była to konfrontacja bezpośrednia z Martą, to poczułam, że w końcu zaczęłam uwalniać się z łańcuchów mojego uwarunkowania.

Marzenia na marginesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz