Opętana Inspiracją

8 1 0
                                    

Kiedy wróciłam do domu tej nocy w kółko odtwarzałam w myślach to zdarzenie. Wciąż widziałam jego twarz, rozczarowanie w jego oczach, kiedy się spóźniłam. I nagle do mnie dotarło. Byłam tak samo usidlona pracą, jak Marcel swoją. Dla niego muzyka nie była jedynie pracą czy hobby; to było życie, tak jak pisanie było moim życiem. Zarzuciłam mu brak balansu, ale sama nie umiałam zachować go na tyle dużo, by móc spędzić z nim czas. To mnie zabolało.

Nie miałam ochoty opowiadać o tym wszystkim Elizie. Wiedziałam, co mi odpowie. Zamiast tego postanowiłam, że sama napiszę do Marcela i zaproponuję mu, że spędzimy trochę czasu razem. Tak postanowiłam, ale nie zrobiłam tego. Zostawiłam to na drugi dzień, a drugiego dnia, gdy tylko wzięłam telefon do ręki, odkładałam go. Jak nigdy, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.

Zamiast pisać do Marcela, przez kilka następnych dni próbowałam ponownie skupić się na pisaniu powieści, wybierając raczej wycofanie się do mojego świata fikcji niż radzenie sobie z rzeczywistością. W kolejnych dniach opuściłam nawet zajęcia z kreatywnego pisania, pogrążona w burzy inspiracji. 

Pozwoliłam się ponieść pisaniu, zanurzyć w świecie całkowicie stworzonym przeze mnie. To był świat zrodzony z mojej wyobraźni, malowany słowem, żywy i przejmujący - świat mojej powieści "Między szeptem a krzykiem".

Moja powieść opowiada o losach Leny, utalentowanej, zmagającej się z rzeczywistością malarki. Lena, głęboko zakorzeniona w swoim życiu na peryferiach zbiera w sobie odwagę by ścigać marzenia, które uporczywie szarpią jej serce. Porzuca bezpieczeństwo swojego prowincjonalnego życia i wyrusza do rozległej metropolii, pola bitwy bezwzględnych ambicji, aby zostać profesjonalną artystką.

Porozrzucane papiery pełne zabazgranych pomysłów leżały na podłodze, a niezliczone kubki z zimną kawą stały jako niemi świadkowie mojej gorączkowej pracy. Sen stał się drugorzędną koniecznością, słońce wschodziło i zachodziło, a ja ledwo zdawałam sobie sprawę z upływu czasu. 

Pochłonęła mnie podróż Leny, jej zmagania przypominały moje własne. Jej pasja była zaraźliwa, podsycała mój zapał do dalszego pisania, do parcia do przodu, bez względu na to, jak ciężkie stawały się moje powieki lub jak bardzo drętwiała mi ręka od ciągłego pisania.

W końcu zobaczyłam zakończenie, kulminację prób Leny, jej zwycięstw i porażek. Słowa wylały się ze mnie jak niepowstrzymany potok. Uwolnienie wszystkich stłumionych emocji i pomysłów, które pielęgnowałam od miesięcy.

A potem nagle dotarłam do końca, do ostatniej kropki. Gdy ostatnie słowo zostało zapisane na stronie, zapadła niesamowita cisza. Burza we mnie minęła, pozostawiając spokojne, głębokie poczucie spełnienia. Poczułam natychmiastową ulgę, lekkość, jakby z moich barków zdjęto ogromny ciężar. Linie na stronach przede mną nie były już tylko słowami, ale odbiciem podróży - mojej i Leny.

Kiedy nastał świt, wpatrywałam się w pierwsze blaski poranka, czując się wyczerpana, ale podekscytowana. W moim sercu zagościło poczucie satysfakcji, takie samo, jakie może odczuwać rzeźbiarz, gdy jego dłuto szlifuje ostatni raz kamień. Stworzyłam coś namacalnego, coś prawdziwego z chaosu myśli i uczuć.

„Między szeptem a krzykiem" nie było już marzeniem ani pomysłem. To była książka – moja książka – i była kompletna.

***

Kiedy w skończyłam, zawahałam się przez chwilę, bo ciężar tego, co zrobiłam, dopiero do mnie dotarł. To było tak, jakbym odsłoniła światu swoją duszę, coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Potem, impulsywnie i wciąż pod urokiem skończonego rękopisu, sięgnęłam po telefon i wysłałam wiadomość do Marcela. Wreszcie wiedziałam, co do niego napisać. Zapytałam, czy chciałby przeczytać moją powieść, tak jak ja miałam okazję być świadkiem jego pracy.

Odpowiedź Marcela była niemal natychmiastowa. Chciał.

Wysłałam mu plik i nie biorąc nawet prysznica zwaliłam się na łóżko. Gdy wstałam rano, Eliza przywitała mnie pełnym troski spojrzeniem.

- Dobrze się czujesz?

- Tak – odpowiedziałam słabym głosem i zdobyłam się na cień uśmiechu.

- Wyglądasz, jakbyś... sama nie wiem... jak wampir.

Roześmiałam się. Opowiedziałam jej o tym, że udało mi się ukończyć „Między szeptem a krzykiem", a gdy Eliza, skacząc z radości i ściskając mnie, zapytała czy może być pierwszą osobą, która ją przeczyta, zrobiło mi się głupio.

- Wysłałam ją już Marcelowi.

- Ach – zmartwiła się, ale tylko na chwilę – nic nie szkodzi. I tak chcę ją przeczytać.

Cały dzień dochodziłam do siebie, sprawdzając co chwilę telefon w oczekiwaniu na odpowiedź Marcela. Na szczęście popołudniowa zmiana w pracy nie była zbyt ciężka. Gdy późnym wieczorem wracałam do domu, Marcel w końcu napisał do mnie.

- Twoja książka jest genialna. Musisz do mnie przyjechać. Jak najszybciej.

Jego wiadomość sprawiła mi radość, ale byłam wykończona. Mimo tego postanowiłam, że nie rozczaruję Marcela ponownie. Musiałam jednak doprowadzić się do porządku po pracy.

- Daj mi godzinkę, muszę się tylko ogarnąć.

- Przyjedź teraz. Natychmiast.

Wytrzeszczyłam oczy, nie dowierzając. Dlaczego pisał do mnie w ten sposób? Westchnęłam, czując jak niepokój miesza się z ekscytacją. Czy powinnam mu ulec i pognać jak najszybciej, bo tego zażądał? Ale czy mogę go znów rozczarować? Czego tak naprawdę chcę? Gdyby tylko Eliza była pod ręką... ale jej nie było. Musiałam podjąć decyzję sama i musiałam zrobić to szybko.

- Już jadę – odpisałam i poczułam jak ekscytacja napełnia moje ciało nową energią, dodając mi sił.

Marzenia na marginesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz