Życie było potokiem słów i melodii - w takiej rzeczywistości żyliśmy ja i Marcel. Pomimo napiętych grafików znaleźliśmy jednak czas na rozmowy i SMS-y, znów zostając serdecznymi przyjaciółmi.
W cichej samotności mojego domu spędziłam niezliczone godziny, tworząc historie i puszczając wodze fantazji na pustych stronach. Pomiędzy przerwami pochłaniały mnie SMS-y Marcela, jego relacje z koncertów i codziennych przygód, które wprowadzały odrobinę ekscytacji do mojej skądinąd monotonnej rutyny. Z drugiej strony Marcel znajdował ukojenie w czytaniu fragmentów mojej nadchodzącej książki podczas swojej podróży – tajna wymiana zdań, którą oboje ceniliśmy.
W miarę jak mijały dni, pogrążałam się coraz głębiej w przyziemnych zawiłościach życia, a moja twórcza iskra była zagrożona przez przyziemność. Zadzwonił telefon, przerywając ciszę panującą w moim pokoju. Głos po drugiej stronie należał do Lindy, radosnej asystentki mojego wydawcy.
– Natalio, kochanie, mamy dla ciebie propozycję – zaczęła głosem wypełnionym dziwną mieszanką podniecenia i pośpiechu. – Planujemy trasę podpisywania książek. Kilka tygodni w całym kraju, promowanie „Między szeptem a krzykiem". Po sukcesie, jaki odniósł, musimy kuć żelazo, póki gorące.
Zgodziłam się na tę propozycję, choć z jej tonu wywnioskowałem, że to nie były zwykłe prośby – musiałam to zrobić. Nie było miejsca na negocjacje.
- Niektóre spotkania są zorganizowane jedno po drugim, w różnych miastach — wyjaśniła, a jej głos był nieustającą falą informacji. - Będziesz musiała się spieszyć, ale to kluczowe dla promocji książki. Odkąd stała się hitem, wszyscy jesteśmy zasypani robotą.
Kiedy rozmowa się skończyła, wpatrywałam się w kalendarz pełen dat moich spotkań i poczułam ukłucie niepokoju. Choć wydawało się to przytłaczające, postanowiłam jak najlepiej wykorzystać tę sytuację. W końcu moje życie zawsze opierało się na synchronizacji i może tym razem nie będzie inaczej.
Uruchomiłam laptopa, ekran jarzył się w słabym świetle mojego pokoju. Wyświetliłam swój harmonogram, starannie ułożone daty. Następnie otworzyłam nową kartę i wpisałam imię Marcela, daty jego tras koncertowych natychmiast pojawiły się na ekranie. Pomysł zaczął nabierać kształtu w moim umyśle. Taki, który napełnił mnie nadzieją i ekscytacją. Być może ta przytłaczająca wycieczka po kraju była nie tylko obowiązkiem zawodowym, ale szansą, która czekała na wykorzystanie.
Zaczęłam porównywać daty i miasta. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zdałam sobie sprawę z niesamowitego nakładania się niektórych terminów i miejsc. Moje podpisywanie książek i koncerty Marcela odbywały się w tych samych miastach, często w odstępie jednego lub dwóch dni. To było coś więcej niż zwykły zbieg okoliczności – wydawało się to znakiem, kosmicznym pchnięciem.
Wybrałam numer Marcela, moje serce waliło z niecierpliwości. Kiedy zaproponowałam mu ten pomysł, zapadła chwila ciszy.
- Kilka spotkań mam w tym samym terminie – powiedziałam, z nadzieją w głosie – więc nie powinna być problemu, ale kilka razy miniemy się ledwie o dzień lub dwa.
Jego radosny śmiech wypełnił słuchawkę.
- To świetny pomysł! Jeśli to tylko dzień, lub dwa, to mogę przesunąć pewne sprawy i zostać dłużej w jakimś mieście. Ogromnie się cieszę! Kiedy najbliższe spotkanie?
- Wychodzi na to, że już w poniedziałek. Tym masz koncert w niedzielę, więc gdybyś został do rana, moglibyśmy zjeść wspólne śniadanie.
- Nie mogę się doczekać.
To było to. Zmienialiśmy to, co cyfrowe, wirtualne, w coś namacalnego. Szansa na ponowne skrzyżowanie naszych ścieżek i poukładanie bałaganu naszych żyć.

CZYTASZ
Marzenia na marginesie
RomansaMłoda Natalia zmaga się z problemami finansowymi i przez to nie ma czasu, aby rozwijać swoje literackie pasje. Pewnego dnia poznaje chłopaka, który rozpoczął swoją karierę na scenie, realizując swoje marzenia. Czy znajdą dla siebie czas i czy w ich...