Skala rozkoszy

7 2 0
                                    

Po wyczerpującym dniu decyzja o spotkaniu z Marcelem była irracjonalna. Do tego moja głowa ostrzegała mnie przed poranną zmianą, na którą prawdopodobnie nie starczy mi już sił, ale moje serce trzepotało na myśl o ponownym zobaczeniu go. Wysłałam mu moją duszę, moje nagie słowa, moje surowe emocje. Przeczytał je i chciał mnie. Moje serce i myśl o ponownym zobaczeniu Marcela zniweczyły wszelkie logiczne rozumowanie, które próbowała moja głowa.

Po przybyciu do mieszkania Marcela poczułam ukłucie niepokoju. Nie wiedziałam, w co wchodzę. Co miało się wydarzyć tej nocy? Czy byłam gotowa? Ale kiedy Marcel otworzył drzwi, widok jego promiennej twarzy złagodził moje zmartwienia. Jego oczy błyszczały z podniecenia i ciepła, a on przywitał mnie szerokim uśmiechem, który był zaraźliwy.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, Nat – powiedział, przyciągając mnie do ciepłego uścisku. - Twoja książka... jest niesamowita. Jesteś niesamowita.

Zarumieniłam się na jego słowa, czując się zawstydzona i zadowolona. Nie spodziewałam się tak ciepłego powitania, tak żarliwych pochwał. Byłam zdumiona tym, jak mnie traktował, nie jak apodyktyczny przyjaciel, ale jakbyśmy byli równi sobie. Jego surowa wiadomość nie była rozkazem, ale naglącą prośbą podsycaną podekscytowaniem.

Rozejrzałam się za jego matką, ale Marcel zdawał się czytać w moich myślach.

- Dzisiejszej nocy jesteśmy sami – powiedział. – Moja mama jest w podróży służbowej. Chciałem się z tobą czymś podzielić, do czego zainspirowała mnie twoja książka.

Zaprowadził mnie do swojego studia, świątyni jego życia i pasji.

- Napisałem nowy kawałek, Nat. Twoja Lena, jej podróż, to mnie zainspirowało. To piosenka, której potrzebował mój album, zwieńczenie, którego nie byłem w stanie znaleźć, dopóki nie przeczytałem twojej książki. Pomogłaś mi ukończyć mój album.

Wtedy Marcel puścił podkład, delikatny, fortepianowy i zaczął śpiewać. To nie był zwykły rap, bardziej melorecytacja, z początku całkiem delikatna. Jego głos był piękny, rytm powolny, ale wyraźny, melodia poruszająca. Z czasem piosenka zaczęła nabierać mocy, a słowa Marcela stały się bardziej stanowcze, pełne siły i nadziei. Najbardziej jednak poruszyły mnie teksty. To była podróż Leny, moja podróż, opowiedziana muzyką Marcela. Byłam oczarowana, gdy muzyka wypełniła studio, a słowa odbijały się echem we mnie. Moja historia ożyła, przekształcona w piękną piosenkę dzięki talentowi Marcela.

Piosenka się skończyła, ale energia w pokoju pozostała. Twarz Marcela była zarumieniona z radości, a jego oczy błyszczały z podniecenia i dumy. W nagłym, impulsywnym momencie zbliżył się i pocałował mnie.

To był namiętny pocałunek, celebracja naszych wspólnych osiągnięć i uznanie naszych niewypowiedzianych uczuć. To był elektryczny moment, który wywołał dreszcze w moim kręgosłupie i rozpalił ogień w moim sercu. Nie byliśmy już tylko przyjaciółmi, ale czymś więcej. W tym momencie poddałam się naszym uczuciom, wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i dotknęłam jego masywnego, silnego ciała. Chwilę później poczułam jego dłonie pod moją bluzką. Marcel ściągnął ją ze mnie i przysunął mnie do ściany studia. Nasze ręce zdzierały z nas ubrania, a usta szukały naszych ciał. Zaczęliśmy się kochać.

Doświadczenie było intensywne i piękne, było mieszanką pasji, miłości i pożądania. To był moment spełnienia, który rezonował z satysfakcją, którą odczuwałam, kiedy skończyłam swoją powieść. Było to również przebudzenie, poruszenie uśpionych namiętności i pragnień. Dotyk Marcela był odurzający; czułam się, jakbym pogrążyła się w nałogu. Wiedziałam wtedy, że będę go pragnęła, jego dotyku, jego obecności w każdej chwili, każdego dnia.

Marcel był jak tajemnicza pieśń, wyzwalająca w moim sercu nieznane dotąd echa. Był wysoki, duży, miękki i silny - prawdziwy oksymoron zmysłów. Jego ramiona były mocne jak stal, a jednocześnie miękkie jak poduszka, gotowe zawsze do przytulenia. Jego dłonie, choć wielkie i mocne, poruszały się z delikatnością motyla, której nigdy bym się nie spodziewała. Kiedy obejmował mnie, czułam się bezpieczna i chroniona, a jednocześnie niewiarygodnie kobieca.

Jego pocałunki były magiczne. Kiedy pocałował mnie w usta, moje ciało drżało z rozkoszy. Jego usta były gorące, ale pocałunek był słodki, jak owoc dojrzały do perfekcji. Przy każdym kontakcie z jego ustami czułam, jak moje serce wali niczym dzwon, a moje ciało szarpie nieznana dotąd siła. Jego pocałunki na moich ramionach sprawiały, że drżałam z przyjemności, czując jak dotyk jego ust wywołuję gęsią skórkę.

Ale kiedy pocałował moje uda, nie byłam na to gotowa. To było jak otwarcie nowego wymiaru rozkoszy, doświadczenie zupełnie nieznane i zarazem nieodparte. Czułam, jak moje uda pulsują pod naciskiem jego ust, a ciepło, które emanowało z jego pocałunków, rozprzestrzeniało się po moim ciele jak falowanie na spokojnej tafli wody. To była przyjemność, której nie spodziewałam się, ale której pragnęłam więcej.

Gdy we mnie wszedł, nauczył mnie nowego znaczenia słowa rozkosz. To nie był mój pierwszy raz, ale tej nocy przekroczyłam znaną sobie skalę rosnącego podniecenia i niemożebnego spełnienia, eksplodującego satysfakcją. Jego dotyk, jego pocałunki, jego obecność, wszystko to wydobywało ze mnie uczucia, których nie znałam, nie w takim natężeniu. Pokazał mi, że górna granica mojej rozkoszy nie istnieje, a moje ciało potrafi odczuwać tak intensywne doznania, o których nie miałam pojęcia. To był przełom, nowa era mojego życia.

Kiedy było po wszystkim, leżałam całkiem naga w jego ramionach, z głową opartą na jego szerokiej piersi. Bicie jego serca było kojącym rytmem, uspokajającą kołysanką. Zamknęłam oczy, zadowolona i usatysfakcjonowana. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Napisałam książkę, znalazłam miłość i byłam szczęśliwa. I kiedy zasypiałam, wiedziałam, że cokolwiek się stanie, jestem gotowa stawić temu czoła. Marcel był teraz częścią mojego życia, częścią mojej historii i nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć, co przyniesie nasza przyszłość.

Marzenia na marginesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz