Obudziłam się w moim łóżku w Rezydencji. Nie wiedziałam co tam robię. Chciałam wstać, ale nie mogłam i to z dwóch powodów. Pierwszy to leżący obok mnie Shane, zrobił tak jak kiedyś na imprezie na zakończenie jego roku. Drugi powód to kostka, chyba skręconą.
Postanawiam obudzić Shane'a.
-Shane!! Wstawaj!!!
Nic. Popatrzyłam na telefon, była 9, czyli jest już śniadanie.
-Shane!! Śniadanie już jest!
Teraz bez problemu wstał.
-Co jest na śniadanie?- zapytał się mnie, która przez cały czas leżała.
-Nie wiem, nie mogłam się ruszyć.
-A no tak, ale teraz już możesz. Wstawaj.
-Nadal nie mogę.
-Dlaczego?- pyta się z niepokojem w głosie. Myślałam, że uzna to jak żart i będzie nadal sobie żartował, ale nie.
-Kostka.
Od razu spojrzał na nią. Nie odezwał się ani słowem, tylko wziął na ręce. Zeszliśmy na dół, ale zatrzymaliśmy się dopiero w przedpokoju. Odłożył mnie na kanapie i założył sobie oraz mi buty.
-Jadę z Hailie do kliniki.- informuje Shane.
Potem zgarnął klucze do auta i poszedł do samochodu (oczywiście ze mną na rękach). Posadził mnie delikatnie na siedzeniu pasażera i zamknął drzwi. Po chwili siedzi już obok za kierownicą.
-Spokojnie młoda.- uspokaja mnie, nawet nie wiem czemu, bo jestem spokojna.
Po około 10 minutach jesteśmy na miejscu. Shane zabiera mnie na ręce i nie odstawia mnie na ziemię ani na sekundę. Dopiero w salce stanęłam na płytkach.
Przychodzi pani doktor i spogląda na moją kostkę.
-Jest skręconą. Wie pani dlaczego to się stało, ułatwiłoby nam to zadanie?
Patrze na brata, myślałam, że wie, ale też nie wiedział.
-Zapewne przez szpilki. Miałam wysokie i na delikatnym obcasie.
-To chyba od tego. Zapraszam panią na prześwietlenie.
Mój towarzysz zabrał mnie do sali, gdzie prowadziła nas doktorka.
Badania trwały chwilę. Dostałam usztywniacz i bandaż. Shane ani na chwilę mnie nie opuszczał. Kiedy wyszliśmy z kliniki powiedział.
-Jedziemy do fast-fooda?
-No, oczywiście.
Pojechaliśmy na hamburgery. Mimo, że to już nie było konieczne to mój brat nadal mnie wszędzie nosił. Słodkie.
W drodze powrotnej dostaliśmy telefon.
-Gdzie wy do ulicha jesteście?!- to Mona, bo nikt jej nie powiedział.
-Byliśmy w klinice. Hailie skręciła kostkę na tych jej szczudłach i alkohol.
-Już wracacie?
-Tak, zaraz będziemy.
-To dobrze, bo zaraz Vincent jajko zniesie.
-Przekaż mu, że zaraz będziemy.
Po 5 minutach pojechaliśmy. Tak jak możecie się spodziewać, Shane znowu mnie zaniósł.
-Ale mogę sama chodzić.
-Wiem, ale tak będzie lepiej, młoda.
Postawił mnie na kanapie tak jak wcześniej i zdjął mi buty. Po chwili przyszła Mona.
-Cześć Hailie. Jak się trzymasz?
-Dobrze, Shane się uparł, że będzie mnie nosił, bo nie mogę chodzić.
-Tak, zgadza się.- potwierdza.
-Wiem, że chce się o nią troszczyć, ale ona ma 22 lata i może sobie sama poradzić. Ma teraz mnie i dziewczyny, poradzimy sobie z nią. A ty możesz sobie usiąść na kanapie i obejrzeć telewizję.
Brat obejrzał się po salonie i schodach.
-Moge cię ostatni raz zanieść?- spytał.
-Tak, chce iść na taras.
Zaniósł mnie na jeden z leżaków. Obok siedziały dziewczyny.
********
Ta część będzie edytowana zapewne dzisiaj.
CZYTASZ
Życie Hailie
RandomWPROWADZAM KOREKTĘ Dalsze życie Hailie Monet od wyprowadzki do Hiszpanii.