Rozdział 12

287 11 2
                                    


Za chwilę zostanie dla was opublikowany kolejny rozdział, więc ci co nie śpią, niech czekają. 

***

Nie miałam pojęcia, ile czasu siedziałam w kompletnym bezruchu. Patrzyłam się przed siebie, w nieznany mi punkt analizując i rozmyślając nad tym co przed chwilą miało miejsce. Łzy same cisnęły mi się do oczu, a jedyne co w tamtym momencie czułam to ogromne upokorzenie. Człowiek, który lada moment zostanie moim mężem, mnie uderzył.

I choć wiedziałam, że był złym człowiekiem, to nasza ostania rozmowa w kawiarni uśpiła na moment moją czujność. Ta mdła gadka o tym, że będziemy rodziną i że jestem dla niego ważna, sprawiła, że podświadomie żyłam złudną nadzieją na choć trochę dobre życie u jego boku.

Ta bańka pękła jednak w momencie, w którym jego dłoń zbliżyła się do mojego policzka. Zderzyłam się z rzeczywistością i ujrzałam jego prawdziwą twarz. Twarz, o której istnieniu nie zapomnę już nigdy, choćby nie wiem jak będzie się starał ją ukryć.

Słyszałam za drzwiami kroki Nicodemo. Chodził po korytarzu w tę i z powrotem. Zapewne był zły. Pewnie nie chciałby ta twarz ujawniła się przede mną tak wcześnie. Po krótkiej chwili kroki zaczęły się oddalać, a następnie przycichły całkowicie. Dopiero wtedy wypuściłam powietrze z płuc i trochę się rozluźniłam. Wiedziałam, że nie mogę siedzieć tutaj zamknięta przez wieczność i że w końcu będę musiała stąd wyjść, ale nie miałam najmniejszej ochoty spotkać się z tym człowiekiem twarzą w twarz. Chciałam teleportować się w magiczny sposób do mojego domu. Brzydziło mnie to miejsce, tak samo jak cały on. Brzydziło mnie nawet to, że siedziałam właśnie na łóżku, w którym codziennie śpi, a na samą myśl, że chciał się ze mną przespać, brały mnie dreszcze.

Otarłam dłonią łzy i podeszłam do drzwi, ale kiedy złapałam za klamkę przez krótki moment zawahałam się, czy nie powinnam jeszcze trochę poczekać, aż emocje opadną całkowicie? W końcu westchnęłam i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Nicodemo. Poszłam więc w stronę szklanych barierek i spojrzałam w dół na salon.

Nicodemo siedział na fotelu. Obie ręce opierał na podłokietnikach, a w jednej z nich trzymał szklankę prawdopodobnie wypełnioną whisky. Powolnymi ruchami obracał naczynie i uważnie przyglądał się brązowo złocistej cieczy. Wyglądał na zamyślonego.

Po cichu zeszłam po schodach, nie odrywając wzroku od mężczyzny. Wreszcie, kiedy byłam już na dole, skrzyżowałam ze sobą ręce na klatce piersiowej i pomału poszłam w stronę fotela, na którym siedział Nicodemo. Kiedy byłam od niego na odległość około trzech kroków, narzeczony podniósł swój wzrok ze szklanki, prosto na mnie. Wydawał się być zaskoczony moją osobą, ponieważ od razu nerwowo poprawił swoją pozycję na fotelu.

–Chcę wracać do domu –odważyłam się odezwać. Nicodemo chwile mi się przyglądał, a następnie znowu popatrzył się na szklankę. Przez kilka sekund mi nie odpowiadał.

–Nie tak... miało to wyglądać –wyjaśnił, a mnie coś boleśnie zakuło w sercu, bo wiedziałam, że kłamał. To co się dzisiaj stało, za dwa pieprzone tygodnie będzie moją codziennością. Moje życie będzie wyglądać jak życie mojej matki, a tak bardzo tego nie chciałam. Odkąd pamiętam, to był mój największy lęk.

W tamtym momencie przyjrzałam się jemu bardzo dokładnie. To jak popijał swoją whisky, to jak siedział na tym fotelu i nawet to jak wtedy na mnie patrzył, kiedy zamachnął się na mnie z całej siły... W tamtym momencie w Nicodemo zauważyłam mojego ojca.

Cofnęłam się o krok do tyłu. Serce waliło mi jak młotem. Jedyne czego chciałam to być w domu.

–Chcę wracać –powtórzyłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mnie nie przeprosi. Zresztą...chyba nawet tego od niego nie oczekiwałam...

InfameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz