Rozdział 15

220 8 2
                                    

Witam was po dłuższej przerwie i życzę miłego czytania

***

–Ała –zajęczałam, gdy promienie słońca boleśnie zaświeciły mi prosto w twarz. Zaczęłam nerwowo mrugać oczami, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Zauważyłam stojącą przy oknie postać, która poprawiała dopiero co otwarte zasłony.

–Jest siódma rano. Matka panienki kazała mi panienkę obudzić –powiedziała jedna z pokojówek.

Spałam jakieś pięć godzin. Wczoraj długo leżałam na łóżku zanim dopadło mnie zmęczenie. Okropne myśli nie dawały mi spokoju. Cały czas rozmyślałam nad tym, że już nigdy więcej nie zobaczę się z Michaelem. Czułam się z tego powodu źle. Nawet nie wiedziałam, dlaczego.

–Za godzinę przyjedzie pan Nicodemo wraz z rodziną i cukiernikami na degustację tortów weselnych –na sam dźwięk tego imienia dostałam nieprzyjemnych dreszczy na całym ciele.

Pokojówka jeszcze się pokręciła po moim pokoju, aż w końcu wyszła zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na rogu łóżka, po czym wstałam z niego z wielką niechęcią. Gdy tylko się ubrałam i uczesałam, wyszłam z mojego pokoju i udałam się w kierunku schodów.

Schodziłam po schodach, słysząc dochodzące z salonu głośne rozmowy. Domyśliłam się, że w trakcie, gdy się szykowałam Nicodemo już zdążył przyjechać. Słyszałam jak mój ojciec rozmawiał prawdopodobnie z moim przyszłym teściem, a moja matka z macochą Nicodemo.

Kiedy pokonałam resztę schodów i znalazłam się na samym dole, przeszłam przez korytarz i skręciłam w prawo. Pierwsze co zobaczyłam to mojego ojca i mojego przyszłego teścia siedzących na skórzanych fotelach i trzymających w dłoni cygara. Razem z nimi, na kanapie siedział Nicodemo.

Nasz wzrok niemal od razu się ze sobą spotkał. Na moją obecność nawet nie wstał. Po prostu patrzył na mnie swoim zimnym do szpiku kości wzrokiem i w tym samym momencie wypuścił z ust dym palonego cygara.

–Luiso chodź do nas –usłyszałam nawołania matki. Spojrzałam się w stronę skąd dochodził jej głos. Moja mama i macocha Nicodemo siedziały przy mahoniowym stole i rozmawiały z kucharzami. Szybkim krokiem podeszłam do stołu i usiadłam obok mojej mamy, tyłem do Nicodemo. Cały czas czułam na moich plecach jego wzrok.

–Omawiamy właśnie szczegóły. To jest Victor Barnett oraz Spencer Foster. Najlepsi cukiernicy w Las Vegas –wytłumaczyła mi mama. –Mamy to szczęście, że panowie przygotują dla was tort weselny. Spójrz –wskazała na kilkanaście małych talerzyków leżących przed nami. –Przygotowali trochę, byś mogła spróbować i ocenić, który z nich jest twoim zdaniem najlepszy –wytłumaczyła, a w jej głosie mogłam usłyszeć ekscytację.

–Niech Panowie zaczynają –powiedziała Clarissa, a na jej słowa cukiernicy zaczęli opowiadać o poszczególnych kawałkach tortów. Prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to jaki będzie smak tego cholernego tortu. Jedyne czego chciałam, to pójść na górę do swojego pokoju, by pozbyć się tego okropnego uczucia obserwowania przez Nicodemo.

–Jest nieziemski! Spróbuj tego pistacjowego Luiso –zaproponowała mi mama. Nic nie mówiąc, złapałam za widelczyk i wzięłam do ust mały kawałek tortu. Będąc szczera, tort był naprawdę pyszny, ale nie miałam ochoty degustować więcej.

–Niech będzie pistacjowy –powiedziałam, gdy odłożyłam widelczyk na talerzyk. Oczy wszystkich przy stole padły na mnie. Moja mama zaśmiała się nerwowo.

–Ale dziecko, to był dopiero pierwszy jaki spróbowałaś. Masz jeszcze ponad dziesięć innych opcji do wybrania. Spójrz tam dalej jest czekolada z wiśnią. Lubisz wiśnie...

InfameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz