Rozdział 11

452 19 10
                                    


–Luiso szybko wstawaj! –obudził mnie kobiecy głos, ale przez zaspanie nie mogłam zidentyfikować do kogo on należał. Później kobieta podeszła do okna i odsłoniła zasłony, wprowadzając do mojego pokoju światło słoneczne. Zasyczałam na nagłą zbyt dużą dawkę światła i przykryłam twarz kołdrą.

–No czy ty jesteś poważna? Nicodemo będzie na ciebie czekać! –i w tamtym momencie zorientowałam się kto właśnie stał w moim pokoju, gdyż tylko jedyna znana mi osoba wypowiadała te imię z taką ekscytacją. Usłyszałam zbliżające się w moją stronę kroki mojej mamy, po czym materiał, który jako jedyny dawał mi ochronę przed promieniami słońca, został ze mnie brutalnie ściągnięty.

–Ugh... jaki Nicodemo? –zapytałam ledwie żywa. –Czy byłam z nim dzisiaj umówiona?

–Nie, ale zadzwonił minutę temu, że jest w drodze i chce ciebie gdzieś zabrać. No wstawaj dziewczyno –westchnęła po czym otworzyła moją szafę. –Tylko proszę cię, ubierz jakąś sukienkę. Będziesz ładnie wyglądać.

–Sama potrafię się ubrać –powiedziałam, gdy z wielką niechęcią próbowałam wstać z łóżka. Mama coś jeszcze do mnie marudziła, ale nie miałam siły ani ochoty jej słuchać, bo znowu jak zwykle podniecała się przybyciem mojego narzeczonego. Mówiła mi coś, że mam być dla niego uprzejma i tak dalej... Przewróciłam oczami i zrobiłam zdegustowaną minę, kiedy moja matka stała plecami do mnie. Na szczęście nie musiałam długo męczyć się jej towarzystwem, ponieważ po chwili wyszła z mojego pokoju, uprzednio mnie poganiając.

Byłam wściekła, że musiałam być na każde kiwnięcie palcem Nicodemo. Jakby nie mógł mi powiedzieć dzień wcześniej o tym, że chce przyjechać. Zrobił to już drugi raz!

Już pomijałam fakt, że na samą myśl o tym, że mam się z nim zobaczyć sam na sam brały mnie dreszcze. Gdybym mogła, unikałabym jego towarzystwa, aż do samego ślubu. Niestety wiedziałam, że było to niemożliwe, a im bliżej do ślubu, tym częściej będę się z nim widywała.

***

Spojrzałam się na siebie w lustrze, by móc zobaczyć, jak wyglądam. Przegładziłam dłońmi czarną sukienkę, którą miałam na sobie, a następnie spięłam wsuwką jeden niesforny kosmyk włosów, który wyszedł mi z koka. Westchnęłam ciężko, gdy uznałam, że jestem gotowa. Nie chciałam się dla niego stroić, ale mama nie pozostawiła mi wyboru. Kiedy miałam już wychodzić usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, w progu ukazała się Sofia.

–Mama kazała mi po ciebie przyjść. Nicodemo jest już na dole –powiedziała. Pokiwałam głową i podeszłam do łóżka, na którym leżała moja torebka. Kiedy miałam po nią sięgnąć, spojrzałam na leżącego na biurku misia, którego dostałam od Michaela. Niewielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy automatycznie, gdy przypomniałam sobie wczorajszy wieczór.

–Lusia... no chodź już –poganiała mnie moja młodsza siostra. W ostatniej chwili założyłam torebkę na ramię i wyszłam z siostrą z pokoju.

Obie szłyśmy w stronę schodów w kompletnej ciszy. Zastanawiałam się co teraz mógł robić Michael. Czy on również myślał o mnie tak często jak ja o nim? Podczas szykowania się na spotkanie z Nicodemo, chłopak wręcz nie wychodził z mojej głowy, na czym dopiero teraz się przyłapałam.

–Stresujesz się? –siostra zapytała się mnie znienacka. Przez kilka sekund zwlekałam z odpowiedzią.

–Nie –ucięłam krótko. Nie chciałam by ciągnęła dalej tego tematu.

–Jesteś jakaś zamyślona. Przecież już raz byłaś z Nicodemo sam na sam. I co? Był aż taki zły? Przecież ciebie nie zabije –oświadczyła prześmiewczo, na co wywróciłam oczami.

InfameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz