9.chronić

430 22 10
                                    

Sanemi pov
Nie pamiętam, kiedy usnąłem ani ile spałem.Przetarłem leniwe i zaspane oczy i powoli przeniosłem się do siadu.Ból był niezwykle ostry i ledwo pozwolił mi na zmienienie pozycji.Rozejrzałem się po pokoju a moim oczom ukazał się śpiący giyuu, zasnął siedząc na krześle obok mnie.Spojrzałem na komórkę leżąca obok mnie.2:56, cholera.Spojrzałem jeszcze na telefon chłopaka, miliony nieodebranych połączeń od jego siostry.Wziąłem komórkę chłopka w dłoń, odblokowałem ją i wybrałem numer do ów kobiety.
GIYUU!!!-wykrzyczała do słuchawki.-GDZIE TY JESTEŚ?ILE MOŻNA DZWONIĆ!-krzyczala dalej a jej głos łamał się z każdym słowem.
spokojnie, giyuu jest u mnie, śpi nic mu nie jest-wyszeptałem do słuchawki a kobieta wzięła głębszy oddech nim cokolwiek powiedziała.
dziękuję sanemi -powiedziała spokojnym głosem po czym się rozłączyła.
Odłożyłem telefon po czym wstałem obolały z łóżka i przeniosłem na nie chłopaka a sam ruszyłem na dół.Zastałem tam zapłakana mame, widok mnie odrazu podniósł ją z kanapy, ruszyła w moim kierunku mocno mnie przytulając i płacząc dalej.
przepraszam synku! przepraszam tak strasznie przepraszam-mówiła płacząc w rękaw mojej koszulki.
nic się nie stało mamo, nie musisz przepraszać, to nie twoja wina-starałem się  uspokoić rodzicielke, na próżno.
przepraszam, że nie było mnie w domu, przepraszam sanemi, przepraszam.-mowila a jej głos łamał się coraz bardziej a tonacja była coraz cichsza.
nie przepraszaj mamo, to nie twoja wina.-odparłem kontynuując uspakajanie mamy, zajęło to trochę jednak końcowo uspokoiła się, spytała jeszcze tylko co mi zrobił po czym mogłem pokierować się do pokoju, poinformowałem wcześniej mamę o śpiącym u mnie szatynie.Po wejściu do pokoju umiejscowiłem się na wcześniej zajmowanym przez Giyuu krześle po czym usnąłem.Przebudziłem się niedługo po 11, chłopak spał dalej niewzruszony padającym promieniami słońca na jego twarzy.Wstałem i ponownie zszedłem na dół, nie zastałem tam mamy ani ojca.Obolały dałem radę doczołgać się do kuchni i zacząć robić śniadanie.Akurat do domu wszedł genya, zawitał po chwili w kuchni.
cześć genya-powiedziałem ciężko uśmiechając się pozornie.
co ci zrobił.-spytał smutny.
kopał, jak zawsze.-odpowiedziałem odwracając wzrok od brata wbijając spojrzenie w blat.
Nemi.-powiedział łamliwym głosem.Zacisnąłem pięści powstrzymując łzy, nie możesz sanemi, to ty tu jesteś silny i to ty masz wszystkich chronić, nie możesz być słaby.
tak?-spytałem uśmiechając się dalej.
ja już tak nie mogę-powiedział ze łzami w oczach, rozłożyłem ręce by młodszy mógł bez problemu mnie przytulić co zrobił.
ja nie chcę tak dłużej!-mówił płacząc cicho.Też bardzo chciałem by to się w końcu skończyło, by rodzeństwo nie dzowniło do mnie z płaczem i strachem,że ojciec zaraz może zrobić im krzywdę.
genya, leć do pokoju, zaraz będzie śniadanie i zawołasz resztę dobrze?-spytałem a ten kiwnął głową na zgodę i pokierował się na górę.Zacząłem więc gotowanie dużego śniadania.Nie zajęło mi to długo bo po niecałych 20 minutach nałożyłem wszystkim jedzenie, genya wiedział,że na być cicho bo Giyuu śpi więc zebrał wszystkich po cichu na dół.Rodzeństwo rozsiadło się przy stole i zajadało się pysznym śniadaniem.Ja zajalem się w tej chwili sprzątaniem pokoi rodzeństwa.Wyrobiłem się w czasie gdy akurat wszyscy zjedli.Wróciłem na dół posprzątać talerze.Po chwili zauważyłem giyuu schodzącego na dół a po zobaczeniu mnie przejął się trochę.
dlaczego spałem na łóżku i dlaczego jesteś na dole a nie odpoczywasz.-spytał podchodząc do mnie.
nie rób ze mnie takiego kaleki, ktoś musi zająć się rodzeństwem-powiedziałem wycierając ręce po skończeniu sprzątania.
ale musisz odpoczywać- stwierdził krzyżując ręce na piersi.
nałożę ci zaraz jedzenia, usiądź przy stole-dodałem wyciągając talerz, chłopak zrezygnowany usiadł przy wcześniej wskazanym miejscu, podałem mu porcje a ten zabrał się za jej spożycie nie mówiąc ani słowa.
Zjadł wszystko ze smakiem i chcąc umyć po sobie talerz podszedł do zlewu.
daj to-powiedziałem podchodząc do chłopaka.
idź się połóż, w tej chwili-odparł bardzo poważnym tonem, jednak nie zatrzymało mnie to.
daj mówię, jesteś w gościach-dodałem a chłopak dalej się upierał nie dając za wygraną.Po chwili odpuścił i wrócił na swoje krzesło.Umyłem szybko talerz i obolały usiadłem na krześle obok szatyna.
jak długo masz zamiar robić z siebie ludzka tarcze?-spytał patrząc na mnie że łzami w oczach.
tak długo jak tylko będę w stanie-odparłem a chłopak zacisnął pięści na spodniach od piżamy.
nie możesz tak robić, nie możesz kurwa rozumiesz?-mówił starając się nie podnosić zbytnio tonu głosu by dzieci nas nie słyszały-myślisz tylko o tym "jak", ani trochę nie myślisz o konsekwencjach!-mówił dalej a tonacja jego głosu robiła się coraz bardziej łamliwa i głośna-nie myślisz w ogóle o mnie i jak będę się czuł gdy w środku nocy zadzwoni do mnie twoja mama z wieściami, że nie żyjesz!-wykrzyczał już a zapłakaną buzie ukrył w dłoniach.Wstałem i obolały kucnąłem przed siedzącym chłopakiem, jedna z moich dłoni ściągnąłem jego dłoń i splotłem z moją.Druga zabrałem a swoją położyłem na mokrym policzku szatyna.
giyuu, wszystko będzie dobrze, to się kiedyś skończy, w końcu będzie musiało-powiedziałem spokojnie a chłopak swoją dłonią podparł moja umiejscowiona na jego policzku.
boje się.-odpowiedział cichym, płaczliwym głosem.Podniosłem się i przytuliłem chłopaka a ten oddał uścisk zatapiając się w moim torsie.

obroń nasza miłość|sanegiyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz