33.Czerwone malboro

213 15 14
                                    

??? pov
Giyuu stał właśnie w korytarzu szpitala, w oczekiwaniu na jakikolwiek znak od lekarzy prowadzących. Był przecież właśnie świadkiem jak jego ukochany wykaszlal krew, po czym zemdlał i nie wiadomo, czy dożyje dnia jutrzejszego. Chłopak wyraźnie tym przerażony od ponad 24 godzin nie zmrużył oka choćby na sekundę. Młody mężczyzna kręcił się niemiłosiernie po korytarzu, jednak żaden z lekarzy nie udzielił mu informacji na temat stanu zdrowotnego sanemiego.

Ba! Nawet nie wyszli z jego sali!
Widział tylko pojedyncze pielęgniarki, biegające z kroplówkami, stosami zastrzyków i innych.

Głową Tomioki roiła się od myśli, tylko tych natrętnych, gdyż chlopak z napływem każdej kolejnej tracił nadzieję na wybudzenie się chłopaka.

W tym momencie Tomioka wyszedł na dach szpitala, wpatrywał się w miasto nocą, kolorowe światła i wysokie budynki.
Oparł on łokcie o wysoki murek z metalowym"parapetem", wpatrując się chwilę w tętniące życiem miasto nocą.

Po chwili podniósł ręce z murku, z kieszeni spodni wyjął paczkę czerwonych malboro, które to niegdyś zabrał sanemiemu prosząc go, by ten przestał palić.
A dziś sam wyciąga z paczki jednego papierosa by zapalić.
Odpalił on i włożył od ust tytoń wypuszczając po chwili z ulgą dym papierosowy.
Był na tym dachu zupełnie sam, z paczką czerwonych malboro i zaplaniczka.
Nie widział, czy nie wypali tej nocy całej ich paczki.
Owszem, było to groźne i cholernie przerażające, jednak giyuu miał absolutnie gdzieś konsekwencje swoich aktualnych czynów.
Zachowywanie trzeźwego myślenia kosztowało go za dużo energii.
Miał tylko nadzieję, że kiedyś będzie opowiadał o tym swoim dzieciom z sanemim u boku.

Wpatrywał się on dalej w miast o wypalając kolejne to papierosy, a stres zdawal się uciec gdzieś daleko poza umysł szatyna, w którym aktualnie gościły tylko słowa sanemiego.

To jak go nazywal, jakim tonem do niego mówił lub jak go traktował były inne niż u zwykłych par. Te wszystkie rzeczy były ich i nikogo innego, były charakterystyczne dla ich związku.

Telefon w kieszeni chłopaka wielokrotnie wibrował na znak przychodzących wiadomości, które on subtelnie ignorował.
Nie zignorował jednak połączenia od brata kochanka, Genyi.

-Tak?-powiedział zaciągając tytoń do płuc.

-Giyuu, o lordzie! Wszyscy próbują się z tobą skontaktować od kilku godzin!-wrzeszczal na starszego od siebie mężczyzne.

-Juz, przecież odebrałem, nad czym tu się pastwić?-spytał wypruty z emocji.

-To, że od kilku godzin nie ma z tobą żadnego kontaktu! Nie wiem co ty robisz i gdzie jesteś ale jeśli jesteś u sanemiego to masz w tej chwili masz wracać do siebie!-karcil go młodszy shinazugawa.

-Masz mnie, jestem u sanemiego, i nie wrócę do domu póki nie dowiem się czyz wszystko z nim okej.-odparłem.

-Obanai już po ciebie jedzie, może on przemówi ci do rozumu-dodal po czym zakończył połączenie.

Giyuu pov
Telefon znów wybrzmiał w mojej dłoni, numer obanaia wyświetlił się po kilku sekundach, odebrałem dopiero po upływie 3 sekund.

-bierz dupę w troki bo ktoś pomyśli, że jesteś samobójca, czekam na dole i jeżeli nie zejdziesz sam to nie zawaham się po ciebie wejść.-wyjaśnił mi jasno.

-oczywiscie, mamo już pędzę do twej karety i pięknych rumaków-odparłem sarkastycznie wypalając ostatniego papierosa rozłączając połączenie.

Zszedłem na dół a pod szpitalem czekał już na mnie iguro czarnym bmw swojego ojca, wsiadłem na miejsce pasażera w zupełnej ciszy.

-Czerwone malboro-odrzekł nie kierując na mnie wzroku.

-Co?-spytałem nie rozumiejąc stwierdzenia heterohromika.

-Czuje od ciebie czerwone malboro, pali je tylko sanemi, skąd je miałeś?-spytał dalej skupiając wzrok na droge.

-Zabrałem je już dawno sanemiemu, wypaliłem całą paczkę, więc proszę zjedz mi do najbliższego sklepu.-oznajmiłem pusto.

-cala paczkę?-spytał i po raz pierwszy pokierował na mnie spojrzenie od momentu, gdy wsiadłem do samochodu, jednakże jego spojrzenie szybko wróciło na drogę.-Wjezdzam ci tylko dlatego, że nie wiem jak inaczej wyladujesz stres.

-Co masz na myśli?-spytałem zdezorientowany.

-wiem, że się ciąłes, nie ukryjesz tak wyrazistych blizn, i to na przedramionach.-stwierdzil wpędzając mnie w natłok myśli.-chce tego uniknąć, bo sanemi urwalby i mi, i tobie łeb gdyby dowiedział się o tym.

-poprostu, wjedź mi po te fajki.-rzuciłem błagalnie opierając głowę delikatnie o szybę.



obroń nasza miłość|sanegiyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz