„Każdy dzień przynosi jakieś zło".
abisyńskie przysłowie
Część I
PROLOG TEJ PRZYGODY
Czerwone, krótkie włosy błysnęły w migocącym świetle uszkodzonych latarni miejskich. Filigranowa postać skradała się między bardzo zniszczonymi budynkami. Cisza oraz widok zniszczeń wzbudzały niepokój, gdyż o tej porze miasto powinno wrzeć od wesołych okrzyków imprezowiczów, którzy po ciężkim dniu wyszli poszaleć w klubach i barach.
- Nie tak miała wyglądać ta wycieczka... - mówiła do siebie młoda, ludzka dziewczyna o wyjątkowo intensywnym kolorze włosów. - Gdzie się wszyscy podziali? Coś mnie ominęło?
Jej mała, żywa osóbka nie pasowała do zaistniałego krajobrazu - szarego i przytłaczającego. Po chwili stanęła na środku ulicy, aby się rozejrzeć. Widziała jedynie rozpadające się budynki, powywracane mobile, rozryte jezdnie, słabe światła latarni i neonów reklamowych. Brak żywej duszy oraz totalne zniszczenie miasta sugerowały, że przeszedł tutaj jakiś kataklizm albo doszło do starcia wojennego.
- Naprawdę? - wzburzyła się turystka idąc ostrożnie przed siebie. - Dlaczego nikt nie nadał wiadomości o takiej katastrofie? Czyżby stało się to... niedawno?
Ostrożnie przeszła około 500 metrów, podziwiając ogrom zniszczeń. Była tym wszystkim lekko zaniepokojona, ale bardziej zdenerwowało ją, że przybyła na tę planetę specjalnie z Ziemi, tracąc na darmo sporą część oszczędności na energię do mobilu i jego naprawę. Zatrzymała się zniesmaczona, gdyż apokaliptyczny widok nadal się nie zmieniał.
- No to bez sensu! - zirytowała się, kopiąc małe kamienie pod nogami. - Chyba muszę teraz wrócić... A niech mnie! Gdzie ja znajdę energię?
Odwróciła się w stronę swojego mobilu, ale dość daleko, na wprost niej, pojawił się zarys postaci. Migocące latarnie za bardzo nie oświetlały tamtego rejonu, więc nie mogła stwierdzić dokładnie, kim był nieznajomy. Z zaciekawieniem zmrużyła oczy, przyglądając się ledwo widocznym konturom. Powoli się zbliżały.
- Halo?! - śmiało krzyknęła, machając do niego ręką. - Wiesz co tutaj się stało?! Gdzie są wszyscy?
Postać nie odpowiedziała, ale za to można już było dostrzec jej fioletowe, niczym ametyst, oczy, które nieoczekiwanie pojawiły się tuż przed dziewczyną. Ta lekko drgnęła, nie spodziewając się tak nagłego pokonania dzielącej ich odległości.
- Wow... Cóż za szybkość - nieśmiało pochwaliła stojącego przed sobą przybysza.
Błyszczące oczy intensywnie wpatrywały się w nią, jakby chciały wprowadzić w stan hipnozy. Dziewczyna poczuła się lekko zmieszana, ponieważ przystojny przybysz - podobnie jak ona - nie pasował do otoczenia. Zaczęła dokładnie mierzyć go wzrokiem. Był wysokim mężczyzną w średnim wieku, o idealnej, wręcz przerysowanej, muskularnej budowie ciała. Jego kruczoczarne, krótkie włosy, mocno potargane przez wiatr, tworzyły pasma zaczesane do tyłu. Najbardziej jednak nie mogła oderwać wzroku od tych nieludzkich, fioletowych oczu. Miały w sobie coś tajemniczego, pociągającego, ale w tym wyczuwalnie złowrogiego. Po chwili spojrzała na całokształt jego twarzy. Rysy miał ostre, trójkątne, a brak zarostu wręcz to uwydatniał. Wąskie, acz kształtne usta, najwidoczniej niezachęcone rozmową, nie poruszyły się, za to wyraźnie zaskoczone, kanciaste brwi uniosły się lekko ku górze. Dziewczyna szybko przeniosła wzrok na jego ubiór. Wskazywał na żołnierza albo członka grupy szturmowej - czarne bojówki, wyższe, militarne buty oraz czarna, lecz trochę brudna już, bokserka. Nie posiadał żadnej broni, ale patrząc na potężne mięśnie i ukazaną szybkość, można było dojść do wniosku, że po prostu jej nie potrzebował.
CZYTASZ
Czerwone Zło - mroczne początki
Science Fiction- Nie tak miała wyglądać ta wycieczka... Gdzie się wszyscy podziali? Coś mnie ominęło? Tak właśnie zaczyna się przygoda Edith - od niemiłej niespodzianki. W zrujnowanym mieście jednak poznaje intrygującego mężczyznę, który przedstawia się jako Numer...