RYTUAŁ

68 12 108
                                    

Niewielka, szarawa aura z czarną obwódką oświecała brudne, zniszczone korytarze bazy. Edith mogła teraz dokładniej się przyjrzeć swojemu nowemu towarzyszowi, idąc tuż obok niego. Był cały ubrany na czarno, prosto i elegancko. Wydawał się ciut wyższy od jej Cyrusa, ale to może wrażenie spowodowane dłuższymi, zaczesanymi do tyłu, włosami. Jego broda dodawała mu powagi i bardzo do niego pasowała. Nie mogła zaprzeczyć, że mąż podobał jej się również w wersji „dostojnego" pana.

Mimo wszystko czuła się trochę nieswojo w jego towarzystwie, bo mimo że go znała, nie wiedziała tak naprawdę nic o jego życiu. Dzieliła ich przepaść wiekowa i to ją trochę onieśmielało. Szli sami, co dodatkowo potęgowało to uczucie. Cyrus i Norio zostali na głównej sali, ponieważ przy rytuale mogły być tylko dwie osoby i nikt poza nimi. Oburzyli się strasznie, ale Edith spokojnie to zaakceptowała i poszła, tak naprawdę, z nieznajomym.

– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała nieśmiało, wciąż zerkając na niego kątem oka.

– Na piętro szpitalne.

– Dlaczego akurat tam? – podejrzliwie dopytywała.

– Bo tam jest w miarę sterylnie – odparł dość chłodno, patrząc przed siebie.

Edith poczuła się trochę zbywana, bo na sali głównodowodzącej chętniej rozmawiał. Nie mogła go wyczuć. Był dla niej intrygujący i tajemniczy. Zżerała ją ciekawość, co taka osoba mogła robić przez tyle lat. Co się tak właściwie stało, że zachowywał się w ten sposób? Cyrus nie lubił wścibianie nosa w nieswoje sprawy i dzielił się tylko tym, co uważał za konieczne. Wiedząc to, nie chciała być nietaktowna czy nawet natrętna w swoich kobiecych zapędach. Po krótkiej chwili jednak nie wytrzymała i sama rozpoczęła rozmowę:

– Mogę o coś zapytać?

– Jeśli to nie będą niewygodne pytania, to tak – odpowiedział zachowawczo.

Szybko przeanalizowała zestaw niewygodnych pytań. Było ich zbyt wiele, dlatego musiała zacząć od czegoś łagodniejszego, aby przełamać pierwsze lody. Zawstydziła się na pewną myśl, ale musiała sobie sprecyzować to trudne dla niej zagadnienie.

– Wiesz... Z tego co rozumiem, to ty będziesz... moim partnerem, bratnią duszą czy coś?

– Dokładnie „czy coś" – przytaknął jej opieszale.

– Jak mniemam, nie robiłeś tego wcześniej.

– Zgadza się.

– Czy to bezpieczne?

– Prawdopodobnie.

– Czy będę się po tym źle czuła?

– Możliwe, bo ja się tak czuję – rzekł, kierując się niemrawo w stronę klatki schodowej.

Wyczuła ten brak werwy w jego głosie i zdała sobie sprawę, że sama po części doprowadziła go do tego stanu. Nie mogła wtedy inaczej! Po prostu się broniła, ale widząc go w takiej słabej formie, aż zrobiło jej się przykro. Nie chciała podejmować z nim teraz tego tematu, lecz coś wewnętrznie kazało jej przeprosić.

– Wybacz za... tamto. Ja po prostu...

Głos uwiązł jej w gardle, tylko dlaczego? Była niepewna swoich odczuć. Jednocześnie chciała i nie chciała tego zrobić, zabić go. On nawet nie drgnął na jej zawahanie,nie zatrzymał się, tym bardziej na nią nie spojrzał. Widocznie nie chciał do tego wracać, bo jak sam powiedział „jesteśmy kwita". Spasowała z tym, żwawo wskakując po schodach. Wyprzedziła go, aby przyjrzeć się dokładniej jego reakcji na zadawane pytania.

Czerwone Zło - mroczne początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz