Norio czekał samotnie w prywatnej jadalni władców. W jego czasach była ciut większa, a stół dłuższy, ponieważ zarówno bliższa, jak i dalsza, rodzina po prostu się rozrosła. Kolorystycznie za bardzo się nie zmieniło. Nieskazitelną biel pomieszczenia zdobiły dodatki w odcieniach szarości i czerni. Wszystko było na wysoki połysk, przez co odnosiło się wrażenie, że służba każdego dnia skrzętnie polerowała całą tę powierzchnię. Jedynie meble czy hologramowy wyświetlacz były starszego typu niż w czasach Noria.
Sprawę potraktowano najwidoczniej poważnie i nie uważano go za intruza. Ugoszczono go należycie, stawiając przed nim pięknie wyglądające przekąski. Siedząc tak w samotności, aż zatęsknił za rodzinnymi zjazdami czy popołudniowymi kawkami i wspólnymi obiadami z matką. Czuł się tutaj bezpiecznie, dobrze, ale z drugiej strony trochę obco. Zerknął na tacę z ciastami i zastanawiał się nad poczęstowaniem się. Głupio mu było jeść samemu przy tak obficie zastawionym stole, ale po dłuższej chwili się przełamał. Nalał sobie kawy, a na kwadratowy, ale elegancki w swojej prostocie, talerzyk nałożył parę różnych kawałków ciast i ciasteczek. Norio był małym łakomczuchem, bo utrzymanie takich mięśni kosztowało sporo paliwa w postaci jedzenia. Codziennie, rzadko kaprysząc, pochłaniał go sporo i ze smakiem.
Nareszcie do jadalni weszła imperatorska para. Edith zdążyła się przebrać w luźniejsze ubranie, ale charakterystyczny, skórzany płaszcz wciąż gościł na jej ramionach. Buty zmieniła na wygodniejsze do biegania - wojskowe oficerki. Cyrus nie przywiązywał takiej uwagi do ciuchów jak jego małżonka. Zazwyczaj nosił proste, jednokolorowe czasem dwukolorowe militarne zestawy. Szybki wybór bez zawracania głowy tak mało istotnymi dla niego rzeczami. On zawsze musiał być gotowy do akcji - w ubraniu czy bez niego.
Norio szybko przełknął ciastko i z szacunku oraz grzeczności podniósł się z siedzenia.
- Przestań! Co ty robisz? - parsknęła wesoło na to zachowanie Edith. - Siadaj i nie wygłupiaj się.
Posłusznie i bez słowa ponownie zasiadł, a naprzeciwko niego młodsze wersje jego rodziców.
- Więc zacznijmy... - dość szorstko oznajmił Cyrus.
Patrzył na wyniki badań wyświetlane na hologramie komunikatora, który położył przed sobą. Już się zapowietrzył, aby kontynuować, ale jego rozpromieniona partnerka aż krzyknęła:
- To jakaś abstrakcja! Rzeczywiście jesteś naszym synem!
- Dokładnie. Geny się zgadzają co do joty... - zmieszany potwierdził i łagodniejszym wzrokiem spojrzał na swojego niedoszłego/przyszłego syna.
- To miło, że rozwialiśmy wszelkie wątpliwości - ucieszył się Norio, ochoczo zagryzając ciastkiem.
Edith mocno przeżywała to wydarzenie, kręcąc się na krześle. Te wszystkie wymyślone filmy science fiction nie były bujdą! Na samą myśl jeszcze bardziej się podekscytowała.
- Naprawdę?! Nadal nie mogę w to uwierzyć! To ile ty masz lat? - zapytała.
- 25 - śmiało odparł.
- Heeeee? Jesteś starszy ode mnie... Ale dziwnie...
Cyrus przysłuchiwał się ich dialogowi, przyglądając się tej anomalii siedzącej naprzeciwko niego. Analizował jego zachowanie i rozmyślał nad tą dziwną sytuacją.
- Ładny jesteś - pochwaliła Edith, perfidnie patrząc na niego. - W sensie, że bez żadnych widocznych skaz. Dobra technologia klonowania. Sztucznie dali przerobione DNA do komórki jajowej czy jak? Wiesz, ojciec jest bezpłodny, dlatego rozmyślam jak cię stworzono.
- Taaaak mów to głośniej - zrugał ją Cyrus, ostro mierząc wzrokiem.
- No co?! Taka prawda! Nie ma czego się wstydzić! - lekko wzburzyła się. - Zostałeś stworzony do siania rozpierduchy, a nie przekazywania genów. A ty? - zapytała z uśmiechem, spoglądając na Noria. - Zdrowy jesteś?
CZYTASZ
Czerwone Zło - mroczne początki
Science Fiction- Nie tak miała wyglądać ta wycieczka... Gdzie się wszyscy podziali? Coś mnie ominęło? Tak właśnie zaczyna się przygoda Edith - od niemiłej niespodzianki. W zrujnowanym mieście jednak poznaje intrygującego mężczyznę, który przedstawia się jako Numer...