– Jak to... – zakrztusiła się Edith. – nie wyczuwasz żadnej energii?
– Po prostu! – stanowczo jej odparł.
– Nie, no, bez przesady! – krzyknęła z niedowierzaniem. – To pewnie jakieś pole siłowe tego przeklętego miasteczka albo może chwilowe upośledzenie twojej sensoryki?
– Upośledzenie!? – wzburzył się Cyrus na takie określenie. – Nie jestem wadliwy!
– Chwila... – wtrącił Norio.
Szybko chciał sprawdzić, czy to, co wyczuwał jego ojciec, było rzeczywiście prawdą. Skupił się na obszarze miasteczka, ale zupełnie nikogo i niczego żywego nie namierzył. Wyszedł świadomością dalej poza lasy i góry, ale tam również nikogo nie wyśledził. Aż prychnął na to w myślach. To było naprawdę niedorzeczne! Przecież na Ziemi żyje tyle miliardów ludzi, lecz żadnego nie mógł namierzyć w odległości kilkuset kilometrów. Przestał szukać i podzielił się obserwacjami.
– W sumie to... masz rację. Nikogo nie ma na Ziemi.
Zamilkli. Zmartwiona Edith głęboko patrzyła w oczy Noria, jakby czekała na jego obwieszczenie, że zgrywa się z niej. Chłopak był niestety śmiertelnie poważny, dlatego szybko zaczęła analizować. Jak to możliwe, że nikogo nie ma na Ziemi? Zupełnie nikogo! Ciężko westchnęła i ze smutkiem zaczęła:
– A moje miasteczko? Znajomi? Jak to możliwe? Gdzie my do cholery jesteśmy?
– Nie wiem, ale polećmy do najbliższego miasta i sprawdźmy – spokojnie zaproponował Cyrus.
– A moje miasteczko? – dopytywała, z nadzieją patrząc na swojego partnera.
– Pomyślimy o tym później – o dziwo łagodnie odmówił i wziął ją na ręce.
Wzbił się w powietrze i zerknął na Noria, który miał już najwidoczniej dość dzisiejszego dnia. Dnia? Jeśli w ogóle można tak określić godziny, które dzieliły go od wejścia do wehikułu czasu.
Z lekkim oporem, czy bardziej niechęcią, podążył za Cyrusem, który trzymał ich małą grupę w ryzach. Szybko wylecieli z przeklętego miasteczka, ale przez panującą noc nie byli w stanie dojrzeć krajobrazów, które ciągnęły się pod nimi. Cyrus po dłuższej chwili dostrzegł zarysy jakichś budynków i tam bezzwłocznie się skierował.
Kolejne turystyczne miasteczko, które znajdowało się u podnóża góry było opustoszałe, nieoświetlone, a przede wszystkim... zarośnięte. Drzewa z pobliskich lasów rozsiały się tam samopas, jakby przez dobrych parędziesiąt lat nikt nie zamieszkiwał tej mieściny. Styl architektoniczny nie przypominał im współczesnych trendów budowlanych. Mobile, chaotycznie zaparkowane na ulicy, wyglądały niczym prototypy, których sobie nie przypominali.
Podenerwowani wylądowali w końcu na drodze z dziwnie miękkiego podłoża. Wszystko tam pozostało w nienaruszonym stanie, ale...
– Czy w tym aucie widzę... – zaczął Norio, idąc w kierunku skrzyżowania.
Podchodząc do jednego z stojących na nim mobilów, ujrzał ludzki szkielet ubrany w przylegający, kolorowy kostium. Lekko się zaniepokoił i zajrzał do kolejnego. W nim odkrył aż dwoje zwłok.
– Kościotrupy? Pha! To ci dopiero! – parsknął na ten widok Cyrus i się rozejrzał.
Skrzyżowanie zapełnione prototypami nie wyglądało jak miejsce wielkiej kraksy, od której mogliby zginąć mieszkańcy. Pojazdy nie zderzyły się, nie miały również żadnych widocznych uszkodzeń. Cyrus bez namysłu zaczął sprawdzać szkielety. Ich nietypowe ubrania były całe, bez dziur czy podejrzanych zniszczeń. Kości nie wyglądały na pogruchotane. Edith jedynie przyglądała się jego śledztwu. Nie była zlękniona tym widokiem, bardziej martwiła się i zastanawiała, jak wyglądało jej rodzinne miasteczko.
CZYTASZ
Czerwone Zło - mroczne początki
Science Fiction- Nie tak miała wyglądać ta wycieczka... Gdzie się wszyscy podziali? Coś mnie ominęło? Tak właśnie zaczyna się przygoda Edith - od niemiłej niespodzianki. W zrujnowanym mieście jednak poznaje intrygującego mężczyznę, który przedstawia się jako Numer...