CZĘŚĆ II - WIELKIE ZMIANY
Kroki stawiał niepewnie. Miał wrażenie, że jego podróż w czasie wcale się nie odbyła, albo wszystko się nagle cofnęło. A może wciąż trwała ta chwila, gdy wyszedł przed budynek szczuro-goblinów na planecie Enris 209, aby zaczerpnąć świeżego powietrza? Wehikuł czasu. Może rzeczywiście do niego nie wszedł, a to działo się w jego głowie? Zerknął za siebie. Trójka jego towarzyszy zaprzeczała wszystkiemu, co plątało mu się w myślach. Nadal niedowierzał, ale wiedział i przede wszystkim czuł, że są prawdziwi.
Prawdziwe było także to, że wehikuł został zniszczony. Norio szybko skierował swoje kroki do piwnicy, w której unosiła się specyficzna woń pomoru. Rozstrzelane szczuro-gobliny leżały w tym samym miejscu, w którym po raz ostatnio ich widział. Ciała żołnierzy, których zabił, zostały prawdopodobnie zutylizowane. Panujący bałagan wskazywał na to, że pomieszczenie zostało dokładnie przeszukane. Norio przyjrzał się zniszczonej maszynie, która w obecnym stanie nikomu się już nie przyda. Wiedza jej twórców ulotniła się w eter, tak samo jak ich życia. Nie ubolewał nad tym. Miał teraz inne zmartwienia.
– Nie chcę cię wyrywać ze wspominek wspaniałego odkrycia, ale jakoś nie wyczuwam energii twojej matki – poważnie poinformował jego ojciec stojący na schodach do piwnicy.
– Że co? Phi! Chyba rzeczywiście tracisz moc... – parsknął zniesmaczony Norio.
– Owszem, ale jedno nie wyklucza drugiego – rzekł chłodno, patrząc na niego z góry. – Do bazy nie jest aż tak daleko, abym nie wyczuł jakiejkolwiek energii.
Noria coś ścisnęło w gardle. Szybko skierował swoje kroki na schody. Bez słowa wyszedł na dwór, gdzie gawędzili sobie Cyrus i Edith.
– Teleportujesz nas do bazy? – zapytał podenerwowany Norio.
Cyrus z pełną powagą spojrzał mu w oczy. On też wiedział, że coś jest nie tak. Nie zwlekali.
Cała czwórka pojawiła się na jednym z korytarzy w bazie, tuż przed skupiskiem żołnierzy walczących ze sobą bez pomocy broni laserowej. Zaskoczony Norio przyglądał się tej burdzie, nie wiedząc, co ma począć. Uprzedził go Stary, który ze spokojem wtargnął między walczących.
Dwóch podwładnych przestało się bić. Na ich twarzach pojawił się grymas niezadowolenia, że ktoś bezczelnie przerwał im walkę, ale po chwili wytrzeszczyli oczy ze strachu. Poznali tego demona, którego stopa dawno nie zawitała w bazie. Jakim cudem powrócił z piekieł? Zaczęli krzyczeć i wpadać w panikę. Uciekali, mijając innych, którzy po chwili także do nich dołączali. Nagle nastała cisza. Wszyscy stanęli, wpatrując się w swojego quasi przywódcę z niedowierzaniem.
Stary zatrzymał się. Dumnie uniósł głowę i intensywnie wpatrywał się w podwładnych. Jego maniakalny uśmiech nie wróżył niczego dobrego. Niektórzy złapali się za głowę, krzycząc w niebogłosy. W jednej chwili ich czaszki eksplodowały. Krew i kawałki mózgu rozprysły się po całym pomieszczeniu, znacząc ściany i twarze żołnierzy. Bezgłowe ciała równo padły na ziemię niczym na rozkaz. Ci, którzy jeszcze stali, zastygli w bezruchu, dysząc z przerażenia. Raz za razem patrzyli na rozlewającą się krew ze zwłok i osobnika, który bez kiwnięcia palcem zgładził ich towarzyszy w oka mgnieniu. Jeden z nich szybko oprzytomniał i klęknął, witając swojego Pana oraz jego kompanów. Pozostali niezwłocznie do niego dołączyli. Tym brutalnym sposobem droga przez korytarz została oczyszczona.
Młodszy Cyrus podniósł lewą brew. Nowa technika go zaskoczyła. Szybka i widowiskowa, ale mało zabawna. Norio nie miał nastroju na podziwianie mocy ojca, dlatego bez zbędnego komentarza szybko wyrwał do przodu, nie przejmując się trupami pod nogami. Cały czas szukał po bazie energii swojej matki. Nie było jej. Może się ewakuowała? Może to nie jego czasy?
CZYTASZ
Czerwone Zło - mroczne początki
Science Fiction- Nie tak miała wyglądać ta wycieczka... Gdzie się wszyscy podziali? Coś mnie ominęło? Tak właśnie zaczyna się przygoda Edith - od niemiłej niespodzianki. W zrujnowanym mieście jednak poznaje intrygującego mężczyznę, który przedstawia się jako Numer...