TEN PIERWSZY RAZ

38 9 55
                                    

Na starym wyświetlaczu właśnie przeleciały napisy końcowe. Obydwoje chcieli już skomentować film, ale zza parawanu usłyszeli siarczyste przekleństwa. Wystraszyli się i zerwali z kanapy na równe nogi, aby sprawdzić co u pacjenta.

– Dlaczego jestem rozebrany?! – krzyknął zaskoczony Stary i zerknął na maga. – Co mi zrobiłeś stary zboczeńcu?!

Edith zauważyła, że jego wszystkie rany zniknęły, ale nadal był cały wymalowany krwawymi znakami i ubrudzony proszkiem. To chyba naprawdę podziałało!

– Ja nic, ale szamanka odprawiała nad tobą rytuały – spokojnie wyjaśnił.

– Jeszcze mnie jakieś stare babsko obmacywało!? – fuknął i przeklął pod nosem, podnosząc się z fotela. – Gdzie moje ubrania?!

– Jak krzyczysz to znaczy, że wróciłeś do formy, narwańcu jeden – wesoło oznajmił mag, podając mu ubrania. – Wiesz, gdzie jest łazienka.

– Dzięki... – powiedział dość szorstko.

Gwałtownie zabrał swoje odzienie i bez słowa, w samych bokserkach, minął Edith.

– No, cały on! – oznajmił zadowolony mag. – Będzie żył!

– Dla niektórych to raczej zła informacja – parsknęła z przekąsem, siadając na miękkim fotelu.

Xemenes spokojnie sprzątał laboratoryjną strefę, a Edith grzecznie czekała na Starego, który wrócił po 15 minutach. Stanął dumnie, w pełni swojego majestatu, co wprawiło Edith w lekkie zakłopotanie. Doprowadził do ładu swoje czarne, półdługie włosy i zadbał o odpowiednią długość brody. Jego cera nie była już szaro-blada. Oczy błyszczały złowrogo. Ubrania miał w zadziwiająco dobrym stanie, a jego rozerwana koszula na rękawie została w magiczny sposób zszyta. Edith lekko się zmieszała, gdy zaczął wypinać masywną pierś i przeciągać się na boki.

– Muszę rozprostować kości – oznajmił dumnie. – Idziesz na miasto?

– Ja już je pozwiedzałam i wolałabym wracać do domu – odparła.

– Żadnego portalu nie ma, więc trzeba go...

– No, no! Ani mi się waż go robić! – szybko przerwał mu Xemenes, wychodząc ze strefy laboratoryjnej. – Szamanka mówiła, że na razie masz odpoczywać.

– A tam babskie gderanie... – rzekł nonszalancko, opierając się o próg.

– Masz się oszczędzać, bo znowu sobie kuku zrobisz!

– Może trochę zbagatelizowałem to i owo, ale KUKU ktoś inny mi zrobił – podkreślił dosadnie.

Edith widziała ten demoniczny uśmieszek i jego zajadły wzrok. Lekko się naburmuszyła z tego powodu, bo jego wypowiedź odnosiła się właśnie do niej.

– Dobra, dobra, szatańska dziadygo – z uśmieszkiem przezwał go Xemenes. – Ty wiesz swoje, a ja swoje. Zresztą tylko ostrzegam.

– Dobra, ja idę na miasto, bo dawno mnie tutaj nie było – oświadczył niewzruszony i krzyknął do Edith. – Chodź, młoda! Zapraszam cię na jedzenie albo drinka.

– A skąd niby masz te ichnie monety?

– Szefuńcio tutaj za nic nie płaci – cwano oznajmił, schodząc powoli po schodach.

Podniosła brew zaskoczona jego propozycją, ale tym razem nie protestowała. Szybko wstała z fotela, aby go dogonić. Fakt faktem, wolała wracać jak najszybciej do Cyrusa, ale mag rzeczywiście miał rację, że lepiej nie przeciążać Starego. Ona drugi raz nie miała zamiaru szukać uzdrowiciela. Trochę ją denerwowało to ciągłe dogryzanie i wypominanie, ale wolała się z nim nie kłócić. Oboje byli winni i niestety razem w tym siedzieli.

Czerwone Zło - mroczne początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz