MISTY LAKE TOWN

179 29 464
                                    

Leniwa mgła, gęsta niczym mleko, spowijała ulicę, niechętnie odsłaniając rąbki pobliskich, ceglanych budynków stylizowanych na odległe czasy ziemskie. W wyludnionym miasteczku z minionego wieku, w którym panowała jedynie cisza, czasem powiał łagodny wiatr wydający się zbłąkanym bytem. Zaparkowane przy krawężnikach mobile z kinetycznym podwoziem, od dawna nie oderwały się od podłoża, podwożąc właścicieli do pobliskich sklepików, restauracyjek czy innych doczesnych punktów usługowych. Sklepowe witryny były odsłonięte, tak samo jak okna mieszkań, a kurz i rdzawy osad zdążyły zagościć na wszelakich przedmiotach codziennego użytku. Brak jakichkolwiek oznak wandalizmu czy kradzieży sugerował, że od lat nikt nie zapuszczał się w te strony. Mieszkańcy zniknęli stamtąd, nagle zostawiając swoje dobytki. Wszystko tu zatrzymało się z niewiadomego powodu, przywodząc na myśl poddasze starego domu. Brak jakiegokolwiek ruchu i ta cisza... Ta cisza aż przenikała duszę.

Nagły stukot trzech par butów o utwardzoną drogę ożywił to miejsce. Ludzkie sylwetki ledwo wyłoniły się zza gęstej mgły. Ruch, który na zawsze odmienił los tego miasteczka oraz istot goszczących w jego tajemniczych progach.

– Widać, że od dawna nikogo tutaj nie było – skomentował zmieszany młodzian.

Wytężał wzrok i aż przypomniał sobie o niedawnym śnie, w którym ujrzał właśnie podobny obraz.

– W życiu nie widziałam takiej mgły! Ja pierdziu! – ekscytowała się czerwonowłosa kobieta, idąc pomiędzy dwoma rosłymi mężczyznami.

Najstarszy z nich nic nie skomentował, jedynie z niechęcią spoglądał na budynki, przypominając sobie to nazwę ulicy, to sklepy, które tutaj były. Pamiętał. I to bardzo dobrze, jednak nie chciał akurat się tym dzielić. Wspomnienia same powoli wracały. Coraz więcej szczegółów przychodziło mu do głowy, a niepokojące obrazy same wkradały się w myśli. Zastanawiało go jednak, co tutaj takiego odkrył on z przyszłości? Gdzie trzeba dokładnie skierować swoje kroki? Czy tam, gdzie myślał?

– Bardzo ciekawe miasteczko jak na pierwszy, rodzinny spacer, nie uważacie? – wesoło zauważyła Edith, patrząc po towarzyszach.

Norio jedynie się uśmiechnął, a Cyrus parsknął niezadowolony i przystanął na chwilę:

– Trzeba być pieprzonym masochistą, aby przychodzić w TAKIE miejsce. Najwidoczniej jestem.

– Ale to było dawno i już więcej przecież się nie powtórzy – z troską uspokajała Edith. – Jak chcesz to nie musisz...

– A co sami tutaj będziecie błądzić?! – przerwał jej wzburzony. – To NIE jest już normalne miasteczko! Nie widzisz, nie czujesz tego?

Spojrzał na nią swoimi rozjuszonymi oczyma. Widziała w nich gniew, ale również pewnego rodzaju trwogę. Tylko przed czym? On przecież niczego się nie lękał.

– Te... – nieśmiało przerwał ciszę Norio. – Te wojskowe eksperymenty, o których wspominałeś... To rzeczywiście ich wina, że to tak wygląda?

Cyrus poważnie na niego spojrzał. Westchnął, po czym zaczął błądzić wzrokiem po opuszczonych budynkach.

– Jakże inaczej, a co innego niby... – po chwili przytaknął. – Może wtedy nie rozumiałem tego naukowego bełkotu, ale ci nie bawili się tylko nami... Bawili się czymś więcej.

– Zatrzymali tutaj czas czy co?! – wtrąciła bardzo zaskoczona Edith.

– Raczej nie... – zaprzeczył, bo sceptycznie był do tego nastawiony. – Kurz i osad wskazują na coś innego. Zresztą powiedziałem... BAWILI SIĘ. Tymi zabawami najwidoczniej coś napsuli. Dokładnie nie wiem co, bo wtedy mnie już tutaj nie było, ale pewnie dzisiaj się przekonamy.

Czerwone Zło - mroczne początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz