rozdział 5

676 23 28
                                    

(Polecam włączyc muzykę, daje klimat imo)

Przemyłem twarz i dłonie i poszedłem do pokoju. Wyjąłem szkicownik I zacząłem rysować.
Przeszkodził mi w tym telefon.
Marcus. Pewnie chce ustalić na kiedy bronie mają być gotowe.

Odebrałem

- Hm?

- Tony kurwa!

- co jest? - powiedziałem zmieszany

- Ktoś wezwał psy! Dobijają się do drzwi! Zrób coś!

- Kurwa zaraz będę! Zablokuj jakoś drzwi i pochowaj pistolety czy coś! I się nie rozłączaj

- dobra

Wybiegłem z pokoju i szukalem kluczykow w korytarzu.

- gdzie się tak spieszysz? - zły moment Will

- nie twoja sprawa! - krzyknąłem zestresowany.

- Tony pośpiesz się!- krzyknął Marcus

- Zaraz będę- powiedziałem do telefonu a Will nie wiedział o co chodzi.

- jak to takie ważne to jedź moim - powiedział drugi najstarszy z braci i dał mi kluczyki do swojego jeepa.

- dzięki! - krzyknąłem i pobiegłem do garażu. Odpaliłem jego auto i z piskiem opon wyjechałem z rezydencji.

Jechałem na maksymalnej prędkości.

- Marcus wejdź do piwnicy i się w niej zamknij, będę za minutę

- dobrze

Jak mówiłem byłem po minucie przy opuszczonym laboratorium. Tam mieliśmy bronie i inne tego typu rzeczy.

Wysiadłem z jeepa, zalozy i wyciągnąłem pistolet. Nie Tony'ego Moneta tylko seryjnego mordercy.

- stać

Spojrzeli się najpierw na mnie a potem na broń.

Jeden z policjantów wyjmował łoki toki ( nie wiem jak się to pisze więc spolszczam/autorka ) ale do niego Strzeliłem.

Powtórzyłem czynnośc i Strzeliłem do innych policjantów. Po jedenaście razy oczywiście. Kiedyś może wyjaśnię.

Moi ochroniarze, którzy przybyli tu za mną zastrzelili większość gapiow. Niektórzy uciekli, a niektórzy zostali tylko postrzeleni. Strzeliłem w kamery i poszedłem do piwnicy budynku.

- Marcus?

Otworzył drzwi i rzucił mi się w ramiona. Oddałem uścisk I wyjaśniłem, że wszystko już dobrze. Cóż, wrażliwy z niego siedemnastolatek ale zna się na rzeczy. Tak zatrudniłem nieletniego. Jest... spoko.

Nie przytulam się jakoś często ale robię wyjątki.

Wyszedłem z nim na dwór a on podejrzanie patrzyl się na auto willa.

- czyje to auto?

- mojego brata, nie mogłem znaleźć kluczykow od swoich.

- a okej

- masz - powiedziałem wyjmując z kieszeni plik banknotów

- nie mogę tego przyjąć

- nie denerwuj mnie i bierz

Uśmiechnął się I schował pieniądze w kieszeń spodni.

Wsiadłem do auta I pojechałem do domu. Byłem przygotowany na wykład, dlaczego nie odebrałem ale zastałem pusty dom.

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Pomysły >>>

Jak myślicie, co się stało?

Nie, nikt ich nie uprowadził

378 słów 😗

(Bez) Nadziei ~ Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz