(Polecam włączyc muzykę, daje klimat imo)
Przemyłem twarz i dłonie i poszedłem do pokoju. Wyjąłem szkicownik I zacząłem rysować.
Przeszkodził mi w tym telefon.
Marcus. Pewnie chce ustalić na kiedy bronie mają być gotowe.Odebrałem
- Hm?
- Tony kurwa!
- co jest? - powiedziałem zmieszany
- Ktoś wezwał psy! Dobijają się do drzwi! Zrób coś!
- Kurwa zaraz będę! Zablokuj jakoś drzwi i pochowaj pistolety czy coś! I się nie rozłączaj
- dobra
Wybiegłem z pokoju i szukalem kluczykow w korytarzu.
- gdzie się tak spieszysz? - zły moment Will
- nie twoja sprawa! - krzyknąłem zestresowany.
- Tony pośpiesz się!- krzyknął Marcus
- Zaraz będę- powiedziałem do telefonu a Will nie wiedział o co chodzi.
- jak to takie ważne to jedź moim - powiedział drugi najstarszy z braci i dał mi kluczyki do swojego jeepa.
- dzięki! - krzyknąłem i pobiegłem do garażu. Odpaliłem jego auto i z piskiem opon wyjechałem z rezydencji.
Jechałem na maksymalnej prędkości.
- Marcus wejdź do piwnicy i się w niej zamknij, będę za minutę
- dobrze
Jak mówiłem byłem po minucie przy opuszczonym laboratorium. Tam mieliśmy bronie i inne tego typu rzeczy.
Wysiadłem z jeepa, zalozy i wyciągnąłem pistolet. Nie Tony'ego Moneta tylko seryjnego mordercy.
- stać
Spojrzeli się najpierw na mnie a potem na broń.
Jeden z policjantów wyjmował łoki toki ( nie wiem jak się to pisze więc spolszczam/autorka ) ale do niego Strzeliłem.
Powtórzyłem czynnośc i Strzeliłem do innych policjantów. Po jedenaście razy oczywiście. Kiedyś może wyjaśnię.
Moi ochroniarze, którzy przybyli tu za mną zastrzelili większość gapiow. Niektórzy uciekli, a niektórzy zostali tylko postrzeleni. Strzeliłem w kamery i poszedłem do piwnicy budynku.
- Marcus?
Otworzył drzwi i rzucił mi się w ramiona. Oddałem uścisk I wyjaśniłem, że wszystko już dobrze. Cóż, wrażliwy z niego siedemnastolatek ale zna się na rzeczy. Tak zatrudniłem nieletniego. Jest... spoko.
Nie przytulam się jakoś często ale robię wyjątki.
Wyszedłem z nim na dwór a on podejrzanie patrzyl się na auto willa.
- czyje to auto?
- mojego brata, nie mogłem znaleźć kluczykow od swoich.
- a okej
- masz - powiedziałem wyjmując z kieszeni plik banknotów
- nie mogę tego przyjąć
- nie denerwuj mnie i bierz
Uśmiechnął się I schował pieniądze w kieszeń spodni.
Wsiadłem do auta I pojechałem do domu. Byłem przygotowany na wykład, dlaczego nie odebrałem ale zastałem pusty dom.
______________________________________
Ocenka >>>
Pytanka >>>
Pomysły >>>
Jak myślicie, co się stało?
Nie, nikt ich nie uprowadził
378 słów 😗
CZYTASZ
(Bez) Nadziei ~ Tony Monet
Novela JuvenilZ góry przepraszam wszystkich czytelnikow za cringe(sam opis mnie wykręca) A co, gdyby jeden z braci Monet byłby mordercą? Nie chodzi o mniejsze zbrodnie. Bardziej o więkrze wydarzenia, niewinnych często osób. Dlaczego postanowił wybrać tą drogę? C...