[ przed rozdziałem ]
Marcus wygląda tak:
[ wiem, hot. A teraz rozdział ]
( brawo ja, siedziałam kilka minut I gapilam się na Marcusa zamiast pisać 😘💅 )
Siedzieliśmy tak do wieczora. Musieliśmy wracac, by się przygotować.
Wzięliśmy kilka pistoletów na wszelki wypadek i rękawiczki.
O 20.30 sprawdzaliśmy czy wszystko idzie po naszej myśli. Zadzwonił mi telefon. Will.
Jestem ciekawy co powie. Odebrałem.
- hm?
- Tony, ja przepraszam. Nie chciałem cie uderzyć i przepraszam, że byłem egoistą i kazałem tobie odwoływać plany.
- spierdalaj
( lecisz z nim 😘 / autorka )
Marcus przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Tony, proszę
- Ale o co ty proszisz
- wybacz mi proszę. Wrócisz do domu? Może sobie coś obejrzymy? - A ja co? Hailie? Nie
- Nie wrócę na noc - spojrzałem się na przyjaciela, by wiedział że zostaję u niego lub tutaj.
- Tony
- nie będziesz mi mówił czy w ogóle i kiedy mam wracać, jestem dorosły.
- Ale ja się tylko martwię.
- to się nie martw. Nic mi się nie stanie, obiecuje
- nie wiesz tego
Chciałem coś powiedzieć ale Marcus zakrył mi usta dłonią
- Tony? Jesteś? - pytał Will
Marcus mnie rozłączył.
- dzieki
- eh co ty byś bezemnie zrobił- zaśmiał się mój przyjaciel
- nie wiem nie wiem. A teraz chodź, jedziemy.
Założyłem kaptur, a Marcus czekał w samochodzie za salą weselną.
Równo o 21.00 moi ludzie wyłączyli prąd. Wszedłem na salę i stanąłem na środku. Światła znowu się włączyły a ja rozpocząłem strzelaninę. W pewnym momencie poczułem ból w okolicach nadbrzusza. Zorientowałem się, że ktoś do mnie strzelił. Ten ktoś Pożałuję. I to bardzo. Strzeliłem jeszcze parę razy ale ból się tylko nasilał. Moi pracownicy zareagowali i powiadomili mojego prywatnego lekarza by był w gotowości. No nie lekarza a bardziej chirurga? Coś w tym stylu. Żebym nie musiał jeździć po szpitalach. Ochroniarze dokończyli za mnie robotę na moją prośbę oczywiście. Oprócz jednej osoby. Pana młodego. Strzelił do mnie. Umrze w mękach
Kucnąłem trzymając się za ranę postrzałową. Moi ludzie podnieśli mnie trzymając mnie pod ramionami. Doszliśmy do auta a z niego wybiegł spanikowany Marcus.
- Tony!
Podbiegł do mnie I położył na tylnie siedzenia bmw. Usiadł przy mnie i uciskał moją ranę postrzałową.
Jeden z ochroniarzy usiadł za kierownicą i jechał w stronę starej, opuszczonej piekarni.
Zamknąłem na chwilę oczy ale dostałem z otwartej dłoni od Marcusa.
- nie odpływaj! - płakał mój przyjaciel.
- nie mogę... przepraszam...
- Dasz radę
- proszę niech ten gościu zginie w męczarniach...
- zginie, ty go zabijesz, i zrobisz co będziesz tylko chciał
Znow zamknąłem oczy, na co znów dostałem z liścia.
- zaraz będziemy, wytrzymaj! Proszę
Nie mogłem nic odpowiedzieć, bo Marcus złączył nasze wargi w pocałunku. Oddałem pocałunek I zapomniałem że umieram (fajnie/ autorka)
______________________________________
Ocenka >>>
Pytanka >>>
Pomysły >>>
Jak się podoba koniec rozdziału?
439 słów
CZYTASZ
(Bez) Nadziei ~ Tony Monet
Teen FictionZ góry przepraszam wszystkich czytelnikow za cringe(sam opis mnie wykręca) A co, gdyby jeden z braci Monet byłby mordercą? Nie chodzi o mniejsze zbrodnie. Bardziej o więkrze wydarzenia, niewinnych często osób. Dlaczego postanowił wybrać tą drogę? C...