rozdział 9

625 21 58
                                    

[ przed rozdziałem ]

Marcus wygląda tak:

[ wiem, hot. A teraz rozdział ]

( brawo ja, siedziałam kilka minut I gapilam się na Marcusa zamiast pisać 😘💅 )

Siedzieliśmy tak do wieczora. Musieliśmy wracac, by się przygotować.

Wzięliśmy kilka pistoletów na wszelki wypadek i rękawiczki.

O 20.30 sprawdzaliśmy czy wszystko idzie po naszej myśli. Zadzwonił mi telefon. Will.

Jestem ciekawy co powie. Odebrałem.

- hm?

- Tony, ja przepraszam. Nie chciałem cie uderzyć i przepraszam, że byłem egoistą i kazałem tobie odwoływać plany.

- spierdalaj

( lecisz z nim 😘 / autorka )

Marcus przyglądał mi się z zaciekawieniem.

- Tony, proszę

- Ale o co ty proszisz

- wybacz mi proszę. Wrócisz do domu? Może sobie coś obejrzymy? - A ja co? Hailie? Nie

- Nie wrócę na noc - spojrzałem się na przyjaciela, by wiedział że zostaję u niego lub tutaj.

- Tony

- nie będziesz mi mówił czy w ogóle i kiedy mam wracać, jestem dorosły.

- Ale ja się tylko martwię.

- to się nie martw. Nic mi się nie stanie, obiecuje

- nie wiesz tego

Chciałem coś powiedzieć ale Marcus zakrył mi usta dłonią

- Tony? Jesteś? - pytał Will

Marcus mnie rozłączył.

- dzieki

- eh co ty byś bezemnie zrobił- zaśmiał się mój przyjaciel

- nie wiem nie wiem. A teraz chodź, jedziemy.

Założyłem kaptur, a Marcus czekał w samochodzie za salą weselną.

Równo o 21.00 moi ludzie wyłączyli prąd. Wszedłem na salę i stanąłem na środku. Światła znowu się włączyły a ja rozpocząłem strzelaninę. W pewnym momencie poczułem ból w okolicach nadbrzusza. Zorientowałem się, że ktoś do mnie strzelił. Ten ktoś Pożałuję. I to bardzo. Strzeliłem jeszcze parę razy ale ból się tylko nasilał. Moi pracownicy zareagowali i powiadomili mojego prywatnego lekarza by był w gotowości. No nie lekarza a bardziej chirurga? Coś w tym stylu. Żebym nie musiał jeździć po szpitalach. Ochroniarze dokończyli za mnie robotę na moją prośbę oczywiście. Oprócz jednej osoby. Pana młodego. Strzelił do mnie. Umrze w mękach

Kucnąłem trzymając się za ranę postrzałową. Moi ludzie podnieśli mnie trzymając mnie pod ramionami. Doszliśmy do auta a z niego wybiegł spanikowany Marcus.

- Tony!

Podbiegł do mnie I położył na tylnie siedzenia bmw. Usiadł przy mnie i uciskał moją ranę postrzałową.

Jeden z ochroniarzy usiadł za kierownicą i jechał w stronę starej, opuszczonej piekarni.

Zamknąłem na chwilę oczy ale dostałem z otwartej dłoni od Marcusa.

- nie odpływaj! - płakał mój przyjaciel.

- nie mogę... przepraszam...

- Dasz radę

- proszę niech ten gościu zginie w męczarniach...

- zginie, ty go zabijesz, i zrobisz co będziesz tylko chciał

Znow zamknąłem oczy, na co znów dostałem z liścia.

- zaraz będziemy, wytrzymaj! Proszę

Nie mogłem nic odpowiedzieć, bo Marcus złączył nasze wargi w pocałunku. Oddałem pocałunek I zapomniałem że umieram (fajnie/ autorka)

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Pomysły >>>

Jak się podoba koniec rozdziału?

439 słów

(Bez) Nadziei ~ Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz