rozdział 7

607 24 21
                                    

Po trzech godzinach z sali Dylana wyszli lekarze i poinformowali nas że operacja się udała. Wszyscy weszliśmy na salę rannego brata I czekaliśmy aż się wybudzi.

Obudził się po około 20 minutach

/skip time jak Dylan wyszedł ze szpitala bo nudne/

Planowałem właśnie większą akcję. Wesele. Nie moje oczywiście. Po tym obiecałem że już nigdy się nie zakocham...

Marcus już zna plan. Teraz tylko planuję szczegóły, a mój wspolnik, o ile mogę go tak nazywać, szykuje mi bronie I naboje.

Jutro jest wesele Wilson'ów. O 21 wejdę ja. Czemu 21? Po pierwsze nie pojadą jeszcze z dziećmi do domu a drugi powód... kiedyś może wyjaśnię.

Obudziłem się rano i szykowałem do zbrodni. Jak zwykle ogarnąłem się I zszedłem na dół zjeść śniadanie.

- Tony jedziesz wieczorem z Hailie do galerii - no chyba cie dupa boli will

- nigdzie nie idę, dzisiaj nie mogę

- odwołaj plany bo jedziesz z siostrą do galerii

- sam z nią jedź

- nikt inny nie może

- chyba nie usłyszałeś ale juz mam plany

- odwołaj

- sam sobie odwołaj

- nie mogę, mamy z Vincentem spotkania biznesowe, Shane ma randkę z Marge i nie wypada odwoływać a Dylan musi odpoczywać.

Prychnąłem

- czyli nie wiedząc co mam w planach każesz mi to odwołać? Super

- W takim razie co jest takiego ważnego żeby nie poprawić siostrze humoru.

Jebany głosik

Znowu tak bardzo chcę mu powiedzieć ale nie mogę

Kurwa zycie jest trudne

- nie twoja sprawa ale ważniejsze od waszych.

- to powiedz co to takiego. Jeżeli uznam ze jest to ważniejsze od naszych planów, hailie pojedzie z Sonnym ( [*] )

- Aha czyli każesz mi jechać jak równie dobrze może to zrobić jej ochroniarz?!

- po pierwsze nie podnoś na mnie głosu a po drugie czy nie uważasz że lepiej spędzać czas z rodziną?

- a co za różnica czy kupi jakieś sukienki ze mną, z Shane'm, z Sonnym, Moną czy kimś całkiem innym

- zostajesz dzisiaj w domu

- jestem dorosły i nie masz prawa

- mam a teraz spierdalaj do pokoju! - czy on coś brał?

- A bo co?!

chciał mnie uderzyć ale złapałem za jego nadgarstek i mocno go ścisnąłem.

- masz na jej punkcie jakąś chorą obsesję. Lecz sie - wyszeptałem i puściłem, po czym wziąłem kluczyki od motoru I pojechałem po broń. Miałem być później ale nie mam co robić.

Zapukałem do drzwi starej piekarni. Musieliśmy się przenieść na wszelki wypadek.

- Marcus otwórz to ja

Mlody chłopak Otworzył i mnie wpuścił.

- czemu jesteś tak szybko?

- mam ochotę coś rozjebać

Powiedziałem I usiadłem na kanapie

- rodzeństwo?

- brawo

- co tym razem?

- kazali mi jechać z tym kaszojadem (czyt. Halynka) do galerii żeby jej humor poprawić. I Miałem jechać ja  tłumaczyłem że mam plany a najkochańszy na świecie willuś ma jakąś obsesję na jej punkcie. I jeszcze powiedział że nigdzie nie idę a jestem pełnoletni.

- Ale plany aktualne?

- Tak, oczywiście.

- mam już pistolety

Uśmiechnąłem się

- To bierz dwa I chodź

Spojrzał się na mnie pytajacym  wzrokiem ale zrobił to o co go prosiłem. Albo kazałem. Co za różnica nie?

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Pomysły >>>

Zawsze chętnie wykorzystam każdy Pomysł 💓

500 słów 🥲😙❤️

(Bez) Nadziei ~ Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz