rozdział 11

603 23 14
                                    

- Czemu nic nie mowiles? - hmmm braciszku mój kochany bo może nie chciałem żebyście podejrzewali ze jestem seryjnym mordercą Co?

- Bo nie ma po co, puść mnie - jak nie puści to sam się wyrwę. Chyba widzial jak pokonałem Dylanka, który mieszka na siłowni.

- idziemy do Vincenta

- po co

- żeby zabić tych, co ci to zrobili - w ostatniej chwili powstrzymałem uśmiech. Oni już dawno nie zyją. Prócz Williams'a. A no tak muszę go zabić. Eh jakie życie jest męczące.

( przypomniałam sobie właśnie że nie jadłam od 15/16 bo dopiero teraz zorientowałam się że jestem głodna 😘 polecam mój organizm / autorka )

- nie żyją

- mhm

- Ale i tak musi wiedzieć - dodał mój bliźniak

- dlaczego niby

- Bo tak mówię

- a ja mówię inaczej

- to nie mów

- skończcie już - wtrącił się Dylan schodząc ze schodów.

- a idź do willa bo się wkurwia na wszystko i wszystkich - Dodał blondy

- Już idę

Jak powiedziałem tak też zrobiłem. Zapukałem do pokoju drugiego najstarszego brata I wszedłem do niego. (kurwa nmg/autorka)

- Tony! - chciał mnie przytulić ale gdy był 30 cm odemnie wyciągnąłem dłonie I lekko go odepchnąłem. Nie wiem czy można to nazwac odepchnieciem. Bardziej go powstrzymałem. Nie to że nie chciałem się z nim przytulić. Poprostu sprawiłby mi ból i zareagowałbym jak na Shane'a.

Chyba pomyślał że tego nie chcę. W jego oczach można było dostrzec... smutek? ( trudno nie twój problem kochaniutki 😘 / autorka )

- Tony... naprawdę cie przepraszam

- dobra nie masz za co - powiedziałem oschle i ze znudzeniem.

- mam

- nie, nie masz - mówiłem nadal w ten sam sposób i wyszedłem z pomieszczenia.

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Pomysły >>>

Chcę dramy😙
sory ze krótkie

267 słów

(Bez) Nadziei ~ Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz