rozdział 17

543 22 19
                                    

Wstałem z tej kanapy i wziąłem pistolet. Dobrze wiedziałem co chciałem zrobić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4 sierpnia

Pov: Shane

Jedziemy właśnie na pogrzeb mojego bliźniaka. Mimo tego co zrobił tylu ludziom, nadal go kochałem i nigdy nie przestanę.

Dowiedzieliśmy się ze nie żyje, tydzień temu, z telewizji. Zaciekawił nas nagłówek ,,the black Hood nie żyje" znaleźli go w rzecę, z raną postrzałową na skroni.

Wysłał mi sms. Chyba tylko mi, bo nikt inny o tym nie wspominał. Wyjaśnił wszystko i teraz to nabrało sensu...

,, Cześć Shane! Jeśli to czytasz to pewnie jeszcze żyje, bo masz zawsze telefon przy dupie ale wracając. Chciałem Ci wyjaśnić dlaczego to robiłem. Żebyś mógł mnie chociaż troszkę zrozumieć. Dlaczego jedenaście? Kochasz kogoś. Najbardziej. Jedenaście to ulubiona liczba tej oto osoby. Urodzona w listopadzie, jedenasty miesiąc roku. Wszystko jest super, ale... zawsze musi być ''ale". Zostaje zamordowana z zimną krwią. Gdybyś wrócił szybciej, wystarczyło by pół godziny, osoba mogłaby przeżyć. Wiesz że nie możesz w pełni ufać nikomu, ale znajduje się jedna taka osoba. Osoba, która zmienia wszystko, na lepsze. Jeśli kiedykolwiek będziesz miał pewność kto zawsze przy mnie był, kto się mną zawsze opiekował, kto mnie kochał i kto poprostu był, powiedz że dziękuję. Kocham was wszystkich"

Płakałem na całej ceremoni, tak samo Hailie. Will uronil kilka łez a Dylan, jak to Dylan nie lubi okazywać  ,,słabości". O Vincencie nawet nie wspomne, nie płakał nawet za własną matką.

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Sory za taki koniec, i że nie wykorzystałam wszystkich waszych pomysłów. Będą jeszcze rozdziały jak coś, dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i głosy 💋

260 słów 🥲

(Bez) Nadziei ~ Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz