10. Pas de rage, pas de chaos

4K 94 12
                                    

Deszcz dudnił o szybę. Nierówno opadające krople przesłoniły cały widok zza okna. Co chwila rozbrzmiewały grzmoty, a z każdym kolejnym moje oczy mimowolnie się przymykały.

- Posłodziłem. - Gabriel wszedł do salonu wyrywając mnie z zamyślenia. - Dwie łyżki, jak zawsze.

Jak zawsze. Złudne poczucie normalności.

A przecież nie było normalnie.

Przygryzłam dolną wargę. Skinęłam głową w podziękowaniu i sięgnęłam po kubek. Zawsze korzystałam z tego samego. Były na nim dwa słoneczniki i uśmiechnięte słoneczko.

- Chcesz elektrolity? Powinienem mieć, może ci pomogą. - Spokojny głos rozbrzmiewał wokół. - Wyglądasz blado.

- Już mi lepiej. - Uśmiechnęłam się i zerknęłam na niego. - Dzięki.

Kątem oka zarejestrowałam ruch. Podszedł do mnie i otulił mnie kocem. Gorące naczynie rozgrzewało moje dłonie, a narzuta na plecach potęgowała uczucie ciepła rozlewające się po ciele. Siedziałam na prawej nodze, lewa zwisała nad ziemią. Zaczynałam odczuwać mrowienie przez pozycję, którą przyjęłam.

Kanapa ugięła się, gdy Gabriel usiadł po jej drugiej stronie.

Odchrząknął i upił łyk swojej kawy.

- Pamiętasz cokolwiek?

Jego pytanie zabrzmiało głucho.

Wbiłam w niego spojrzenie. Jego nieskazitelną zazwyczaj cerę zdobiły wory pod oczami. Wyglądał na zmęczonego. Włosy pokręciły mu się od deszczu, ale zdążyły już wyschnąć. Miał na sobie czarną bluzę z suwakiem z małym znaczkiem LA na lewej piersi.

- Ledwo. - Westchnęłam. - W pewnym momencie po prostu... - Machałam ręką próbując zobrazować to, czego nie umiałam wypowiedzieć. - Odpłynęłam.

- Następnym razem nie pijesz.

Starał się poprawić atmosferę, ale nie było mi do śmiechu.

- Nie wypiłam dużo.

- A jednak cię odcięło. - Zauważył.

- To było dziwne.

Oparłam głowę na zaciśniętej pięści, a ramię założyłam na oparciu kanapy.

I rzeczywiście dopiero wypowiedzenie tych słów na głos mi to uświadomiło. Nie byłam pijana. Doskonale pamiętałam zamroczenie, gdy szłam do kuchni w domu Liberty, ale nijak miało się ono do tego, co poczułam idąc do łazienki. Te dwa momenty nie dzieliło dużo czasu.

Zdążyłam jedynie wypić dwa łyki piwa. Właśnie, cholera. Piwa, które... nie smakowało normalnie.

Przypomniałam sobie dziwne spojrzenie tego chłopaka. Czarnowłosy nieznajomy, który pojawił się poprzedzając moje złe samopoczucie.

- Kim był ten typ, co przyszedł później? - wyrwałam się. - Ka... - Jego imię nie chciało powrócić do mojej głowy.

- Kaden?

- O tak! - potwierdziłam.

- Pierwszy raz go widziałem. Pisał do Liberty, czy może wpaść z Zane'm, bo akurat byli w okolicy.

- Nie przyszedł z Zane'm - zauważyłam.

Pamiętałam, że po powrocie z kuchni na kanapie zastałam tylko jedną osobę więcej. Nie zapomniałabym, gdyby był tam też Reed.

- Musiał zostać w samochodzie, bo miał ważny telefon - wyjaśnił. - Co ci chodzi po głowie? Poważnie masz aż takie dziury w pamięci?

- Nie. Po prostu nie mogę rozgryźć, co się wczoraj działo. Czy to nie dziwne, że poczułam się źle akurat, gdy przyszedł ten ciemny typ? - Ponownie zapomniałam jego imienia. Ksywka "ciemny" wpadła mi od razu, gdy w pamięci odnalazłam jego obraz. Ubrany na czarno z czarnymi włosami. Takimi, jak Zane... Stop.

Distress [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz