Zane
Drzwi do mieszkania były otwarte. Wiedziałem, co zostanę, gdy wejdę do środka.
Patrzyłem na Liberty, która bez słowa zakładała buty. Zaszczyciła mnie tylko jednym spojrzeniem. Spojrzeniem pełnym łez. Jednak te były niczym przy tych, które widziałem w oczach Lori. Były niczym przy gorzkim łkaniu przepełnionym bólem.
Nie mogłem być na nie obojętny. Chciałem tego uniknąć. Wiele razy musiałem gryźć się w język, by nie powiedzieć jej za dużo. To nie ja powinienem był ją poinformować.
Dałem mu tydzień. Pierdolone siedem dni.
A on to zjebał.
Liberty wybiegła z mieszkania bez słowa. W tym samym momencie poczułem, jak moje ciało uderza o ścianę za mną. Gabriel wyrósł przede mną momentalnie, ale jego przewaga trwała tylko moment. Odepchnąłem go zachowując między nami dystans.
- Masz pół godziny, zanim wyjebię wszystkie twoje rzeczy z tego mieszkania.
- Nie powiesz chyba, że to moja wina? To nie ja byłem takim chujem, że w ciągu dwóch minut z mieszkania wybiegły z płaczem dwie dziewczyny. - Parsknąłem.
Jego oburzenie wydawało mi się wyjątkowo zabawne.
Myślał, że mógł mieć wszystko, ale nie wiedział, że utrzymanie tego w ryzach będzie zbyt trudne. Ja nie zamierzałem mu tego ułatwiać.
- Musiałeś ją tu przywlec? - spytał.
- Nie tak miała się o tym dowiedzieć - rzuciłem chłodno.
Oczywiście, że nie tak. Choć szczerze, nie wiedziałem na co liczyłem. Na Gabriela, który pojedzie do niej i od tak powie, że zdradzał ją od dłuższego czasu? Kurwa, ile to właściwie trwało?
- No tak. - Zaśmiał się. Jego roztrzepane i lekko wilgotne włosy opadały na czoło, a kpiący uśmiech wykrzywiał jego wargi. - Pierdolony Zane Reed zbawiciel biednych i poszkodowanych kobiet. Nie prosiłem cię o wpierdalanie się z butami w mój związek.
- T o nazywasz związkiem?
Moja dłoń wskazała na drzwi obok mnie. Trzasnąłem nimi nie chcąc robić niepotrzebnego przedstawienia dla sąsiadów. Podejrzewałem jednak, że nasze głosy roznosiły się nawet daleko za blokiem. Żaden z nas nie miał zamiaru się powstrzymywać. Oboje wyrzucaliśmy z siebie wszystko, co od kilku dni było nieporuszanym tematem.
Tajemnicą, którą zgodziłem się z nim utrzymać.
Niepotrzebnie. To powinno wyglądać zupełnie inaczej.
Zacząłem myśleć o innych rozwiązaniach, na które, rzecz jasna, było już za późno. Pozwoliłem mu złamać tę dziewczynę i sam czułem się za to odpowiedzialny.
- Miałem to pod kontrolą.
Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. On był tego taki pewny. Nie żałował. Świadczyła o tym cała jego postawa. Stał wyluzowany, jedynie jego dłonie zaciśnięte w pięści zdradzały, że coś było nie tak.
- Obracanie dwóch na raz?
- Czyżbyś zazdrościł? - Przekręciłem oczami i parsknąłem mimowolnie. Gabriel natomiast chwycił się za włosy i wbił wzrok w sufit. Jego humor zmienił się diametralnie w jednej chwili. Ze wściekłości przeszedł w maniakalny śmiech. - Ja pierdolę. Trzydzieści minut, Reed. I nie chcę cię tu więcej widzieć.
Wyminął mnie i wyszedł z mieszkania pozostawiając mnie samemu sobie. Nie wątpiłem w prawdziwość jego słów. Kazał mi się wynieść, a ja nie zamierzałem się kłócić. Nie dał mi ostatniego słowa, ale to nic. Wiedziałem, że jeszcze pożałuje tego, co zrobił. Nie tylko mi, wywalając mnie z mieszkania, ale też Lori.
CZYTASZ
Distress [18+]
Romance"- Mam nadzieję, że dobrze wybawiłaś się przez te trzy lata, bo obiecuję ci, że tym razem to ja sprowadzę na ciebie piekło." Lori Irvine zapamiętała ciemne oczy chłopaka zupełnie inaczej, niż te, które zobaczyła po trzech latach. Po ukończeniu szko...