Strużki dymu papierosowego wydostawały się z ust siedzącego przy mnie chłopaka. Co niektóre formował w małe kółeczka, które rozmywały się dopiero, gdy znalazły się daleko od nas.
Wokół unosiła się woń deszczu. Wdychałam ją na przemian z trującymi oparami wylatującymi z papierosa. Jeśli wczułabym się wystarczająco dobrze wyczułabym nawet zapach wody kolońskiej.
- Nadal się ich nie nauczyłam.
Chłopak spojrzał na mnie i podał mi fajkę. Jej końcówka żarzyła się dając przy tym małą iskierkę światła. Oprócz niej jedynym jego źródłem były dalekie gwiazdy na niebie. Tej nocy księżyc został przesłoniony chmurami.
- Praktyka czyni mistrza.
Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Jego przeszywające spojrzenie rzucało mi wyzwanie, a jednocześnie kryła się w nim nutka ciekawości, czy na pewno będę gotowa je przyjąć.
- Nie uważasz, że praktykowanie czegoś, co przybliży cię do śmierci to idiotyzm?
Parsknął śmiechem. Byłam skłonna przyznać, że ujrzałam dumę w jego oczach.
Przyjęłam papierosa i popatrzyłam chwilę na jego końcówkę. Strzepnęłam popiół na ziemię pomiędzy swoimi nogami.
- A czy jest jakakolwiek rzecz, która sprawi, że się od niej oddalisz?
Jego pytanie pozostawiło po sobie gorzki posmak. Taki sam poczułam w gardle, gdy wkładając fajkę między wargi zaciągnęłam się delikatnie. Odkaszlnęłam sprawiając, że szary dym wyleciał z moich ust.
***
Odgłos maszyny do szycia dochodził do moich uszu nawet pomimo tkwiących w nich słuchawek. Przekładałam biały materiał pomiędzy palcami w akompaniamencie Shameless Camili Cabelo. Wykańczałam wiązanie w krótkim topie na ramiączkach, ale nawet pomimo moich długich praktyk, przynosiło mi to trudność.
Kartki z wzorami rozwiesiłam na ścianie i wpatrywałam się w nie z nadzieją, że nagle zamienią się w filmik z dokładnym rozwiązaniem. Był to nowy projekt, do którego, jak się okazało, nie miałam cierpliwości.
Czułam w sobie narastającą chęć na papierosa, która zwiększała się wraz z kolejnym splątaniem pasków materiału.
Mój wzrok przeniósł się na kalendarz, gdzie czerwonym pisakiem zaznaczona była data dwudziestego piątego czerwca. Rażące dwa dni różnicy wymusiły cisze przeklęcie wydobywające się z moich ust.
Wyjęłam słuchawki z uszu i ruszyłam w stronę balkonu. Obiecałam sobie nie palić przy maszynie, by zapach papierosów nie przesiąknął przez materiały. O ile dla mnie samej nie robiło to różnicy, tak nie mogłam sobie pozwolić na puszczenie do sprzedaży ubrań o nie miłym zapachu.
Odpaliłam czerwone Marlboro i zaciągnęłam się dokładnie tak, jakbym oddychała świeżym powietrzem na łące. Ułożyłam usta w okrąg i wypuściłam spomiędzy nich małe kółko, po czym poruszyłam ręką, aby te jak najszybciej się rozwiało. Oparłam się o ściankę i delikatnie opadłam na parapet by trochę na nim przysiąść. Nadal czułam zakwasy po pakowaniu rzeczy z pokoju Arii.
Jeszcze zanim wypaliłam całego papierosa do drzwi balkonu zapukał mój ojciec. Uchyliłam je i wpuściłam go do środka.
- Przypał? - zapytałam z nieukrywanym rozbawieniem. Opuściłam rękę z fajką, ale dym nadal wzlatywał wysoko docierając do mojej twarzy.
- Podobno jesteś dorosła - odparł.
Zaśmiałam się na jego słowa. Razem z mamą lubił przywoływać mój często używany argument, gdy tylko nie zgadzali się na któryś z moich pomysłów. A było ich naprawdę wiele.
CZYTASZ
Distress [18+]
Romance"- Mam nadzieję, że dobrze wybawiłaś się przez te trzy lata, bo obiecuję ci, że tym razem to ja sprowadzę na ciebie piekło." Lori Irvine zapamiętała ciemne oczy chłopaka zupełnie inaczej, niż te, które zobaczyła po trzech latach. Po ukończeniu szko...