22. Równe siedem dni.

2.4K 87 20
                                    

Moje obiecane okupowanie salonu skończyło się na całym maratonie nowo zaczętego serialu. Całkowicie zatraciłam się w historii o dwóch mężczyznach zajmujących się - o ironio – wytwarzaniem i sprzedawaniem narkotyków.

Fabuła okazałą się równie ciekawa, jak wygląd jednego z bohaterów, dlatego jeszcze na długo po skończeniu odcinka siedziałam na Pintereście, by oglądać jego zdjęcia.

Był niedzielny poranek, choć nie wiem, czy mogłam tak określić godzinę, o której podniosłam się z kanapy. Spod grubego i ciepłego koca wynurzyłam się dopiero, gdy na zegarze ściennym dobijała godzina trzynasta.

Nie lubiłam tracić tyle czasu. Podniesienie się o tej godzinie było dla mnie równe zmarnowaniu całego dnia. Moja produktywność zazwyczaj spadała do równego zera.

Zdjęłam z włosów gumkę, która spinała je w luźnego koka. Ten zdążył już rozwalić się podczas snu. Telewizor rozłączył się automatycznie, zapewne niedługo po moim odpłynięciu, dlatego w całym domu panowała głucha cisza.

Moja uwaga z wskazówek zegara przeniosła się na telefon, który jakimś cudem znalazł się na podłodze. Dziękowałam sobie za ochronną szybkę i dywan pod spodem, bo jego stan był nienaruszony. Nie potrafiłabym zliczyć tego, ile razy mój wyświetlać był bliski całkowitego porysowania i stłuczenia.

Na ekranie wyświetlało się powiadomienie o jednej wiadomości dostarczonej pięć godzin temu. Dokładnie o ósmej.

Czy ten człowiek kiedykolwiek spał?

Zane: Przyjedź do mieszkania jak wstaniesz.

Jak wstaniesz. Dobrze, że to zaznaczył.

Nie śpieszyłam się. Szczerze mówiąc, nie zdążyłam jeszcze przetrawić naszego poprzedniego spotkania. Zachowywał się normalnie. Jak stary Zane, który po prostu chciał nauczyć mnie jeździć. Mimo tego nie mogłam wyzbyć się ścisku w żołądku na samo wspomnienie czasu, który spędziliśmy sami. Wczoraj, choć na chwilę dałam radę zapomnieć o otaczającym mnie świecie, ale po jego wiadomości zauważyłam, że to nie był koniec.Żałowałam. Tak bardzo żałowałam, że się na to zgodziłam. Nigdy nie powinnam była nawet przejechać pod tym cholernym klubem. Mogłam trzymać się jak najdalej.

Jednak nie. Lori, zbawicielka świata, postanowiła za wszelką cenę pomóc temu chłopakowi. Gratulacje.

Pocieszał mnie tylko fakt, że nie był wkurzony za zniszczone lusterko. Byłam nawet gotowa zapłacić mu za jego naprawę.

Doprowadzenie się do koniecznego porządku zajęło mi godzinę. Dopiero po jej upływie wyszłam z domu ubrana w krótką koszulkę z wygrawerowanym gwiazdozbiorem i przewiewnymi białymi spodniami. Nie było na tyle gorąco, bym zakładała krótkie spodenki, ale wiedziałam, że gruby materiał jeansów nie był odpowiednim strojem na taką pogodę. 

Nałożyłam korektor i tusz do rzęs. Na policzki dodałam trochę różu, aby dodać twarzy koloru. Darowałam sobie robienie kresek, a zamiast tego delikatnie przypudrowałam świecące się miejsca na twarzy.

Wsiadłam w taksówkę i podałam adres mieszkania Zane'a.

Nie odpisałam mu. Przypomniałam sobie o tym fakcie dopiero pod blokiem, jednak nie widziałam sensu w informowaniu go o swoim przybyciu. Wiedziałam, że skoro czegoś ode mnie chciał, to musi na mnie czekać. Zdziwiłabym się, gdyby nie było go w domu.

Ulice były puste, dlatego droga minęła nam naprawdę sprawnie. Zdążyłam wymienić kilka słów z kierowcą. Przez całe moje podróżowanie po mieście zdążyłam już poznać kilku z nich, a ten, z którym jechałam teraz, był naprawdę sympatyczny. W ostatnim czasie nie było go w miasteczku z powodu wakacji, jakie sobie zafundował.

Distress [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz