11. Iluzja samego siebie.

3.7K 88 8
                                    

Wytarłam spocone dłonie o dresy i pstryknęłam kostkami szukając w tym potrzebnego mi rozluźnienia. Przetarłam zmęczone oczy materiałem bluzy, który oplatał moje przedramię.

Trwałam w ciszy niezmąconej niczym poza regularnymi głosami wydawanymi przez maszynę do szycia. Pracowałam nad ostatnimi projektami. Nałożyłam sobie konkretne terminy i tylko myśl o ich domknięciu pomagała mi trzymać się na powierzchni. 

To dawało mi spokój. Jedni odnajdywali go w walkach, ćwicząc technikę i wykonując ciosy prowadzące ich do wygranej. Inni nadmiar emocji starali się wypocić na siłowni zupełnie jakby biegnąc na bieżni zostawiali za sobą natłok myśli. Znam i takich, którzy uciekali się do książek, które opatulały ich niczym ciepły, wełniany kocyk.

Mi pomagało szycie. Każda nić łącząca materiały sklejała ze sobą także moje życie. Składałam je i zszywałam kawałki, które zdążyły się rozpruć. 

O ile prościej by było, gdyby problemy mogły znikać tak, jak dziury w koszulce.

Wyłączony telefon pobrzękiwał od rana, ale od tego czasu zdobyłam się na wysłanie tylko kilku wiadomości. Regularne sms-y od rodziców wywoływały lekki uśmiech na mojej twarzy. Cieszyłam się ich szczęściem. Widok ich radosnych min na tle pięknego krajobrazu przywracał mi wiarę w to, że na ludzi może czekać coś dobrego.

Wielokrotnie pytali o moje samopoczucie, nawet jeśli możliwe to było tylko poprzez wiadomości tekstowe. Zbyt duża różnica czasu nie sprzyjała nam w umówieniu się na rozmowę. 

Kłamanie także okazywało się łatwiejsze, gdy druga osoba zamiast brzmienia naszego głosu widziała literki nie wyrażające uczuć. Mówiłam, że czuję się dobrze, choć prawda była zgoła inna. 

Było fatalnie. 

Nie tolerowałam zdrady, a właśnie tego czynu dopuściłam się dwa razy. Spojrzenie w oczy Gabe'owi graniczyło z cudem. Miałam wrażenie, że prawda jawi się wypisana na moim czole. A przecież nikt nie wiedział. Tylko ja i on. Nikt jeszcze nie zapytał mnie, dlaczego to zrobiłam. Czemu się na to zgodziłam. 

Wiele mnie męczyło. Miałam wiele pytań, które zajmowały moją głowę nie dając się zepchnąć na dalszy plan. 

Rozprułam źle zszytą nitkę i złożyłam materiał na jednym rogu biurka razem z tymi, których nie udało mi się jeszcze wykończyć. Potrzebowałam przerwy. Chwili oddechu od tego, co przecież miało być owym odpoczynkiem.

Sięgnęłam po telefon i przeczytałam powiadomienie mieszczące się na samej górze wyświetlacza.

Gabe: Pogadamy?

Przygryzłam dolną wargę nie do końca pewna, co powinnam zrobić. Unikanie go z pewnością nie było czymś, co należało brać pod uwagę. Odetchnęłam głośno i wybrałam jego numer. W końcu to tylko zwyczajna rozmowa.

- Lori, słonko, cześć - odezwał się niemal od razu. Nie musiałam długo czekać na odebranie.

- Nie zdążyłam nawet usłyszeć sygnału. Tak bardzo wyczekiwałeś aż zadzwonię, że nosiłeś telefon cały czas przy sobie? - zaczęłam lekko zawstydzona. Zaśmiałam się nieśmiało.

- Nie chciałbym żebyś musiała na mnie czekać - odparł równie rozbawionym tonem. - Co u ciebie?

- Standard - powiedziałam zgodnie z prawdą.

Kilka ostatnich dni było ciągiem złożonym z jednej rutyny.

- A to świetnie się składa - stwierdził.

- A to dlaczego?

- Mam pomysł.

Zacisnęłam usta w cienką kreskę. Nie miałam aktualnie dobrego nastawienia do jakichkolwiek niespodzianek. Jednocześnie ucieszyłam się, bo naprawdę dawno nie mieliśmy ostatnio okazji do normalnego spotkania i spędzenia razem czasu.

Distress [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz