011. STRACH

419 17 1
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


                Próbowała się uspokoić, zanim jej dłoń dotknęła drewnianych drzwi.

Po długiej rozmowie z Anią Adelina ponownie znalazła się pod domem Gilberta, tym razem z zupełnie innym nastawieniem.

Po prostu bądź sobą, a wszystko będzie dobrze – powtórzyła uspokajające słowa Ani, przygryzając dolną wargę. To był głupi pomysł, Gilbert nie mógł czuć czegoś do niej — była w rozsypce. Nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy, trzymać języka za zębami, miała okropną przeszłość, o której nikt nie wiedział, a poza tym wcale nie była aż taka ładna. Gilbert mógł mieć każdą dziewczynę, jaką chciał, dlaczego miałby chcieć ?

Po kilku minutach oczekiwania, aż ktoś otworzy jej drzwi, zmarszczyła brwi. Zapukała ponownie i podeszła do jednego z okien, żeby zajrzeć do środka. W kominku nadal było rozpalone, świeczki również się tliły.

Drzwi nagle stanęły otworem, przykuwając uwagę Adeliny. Uniosła brwi, gdy uświadomiła sobie, że to nie Gilbert jej otworzył.

Tuż przed nią stał mężczyzna w średnim wieku, ubrany w coś, co wyglądało na piżamę i szlafrok. Miał wychudzoną twarz z powodu wyraźnego braku snu i wydawało się, iż miał problemy z oddychaniem. Adelina zdała sobie sprawę, że ciężko było mu ustać na nogach, bo mocno trzymał framugę drzwi.

– Przepraszam, że musiałaś czekać – powiedział, próbując złapać jak najwięcej powietrza. Twarz Adeliny posmutniała, widząc, w jak złym stanie był mężczyzna. – Gilbert... Rąbie drewno za domem – wyjaśnił, przejeżdżając dłonią po twarzy. – Jakie masz cudowne oczy.

Adelina uśmiechnęła się do niego nieśmiało.

– Dziękuję, ale są po prostu zwykłe, brązowe.

– Jesteś Adelina, prawda? Mieszkasz niedaleko?

– Tak, to ja.

– Wiele o tobie słyszałem – przyznał żartobliwym tonem.

Dziewczyna z rumieńcem wbiła wzrok w swoje buty.

– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.

– Och, zaufaj mi, że tak.

– Tato! Co robisz?!

Adelina odwróciła się i zobaczyła Gilberta szybko zbliżającego się do nich z zatroskaną miną. Na krótką chwilę nawiązali ze sobą kontakt wzrokowy, po czym brunet odłożył niesione przez siebie narzędzia na ziemię, aby podejść do ojca i położyć mu dłoń na dole pleców, pomagając mu stanąć.

– Nie powinieneś chodzić – zganił go.

– Mój syn za bardzo się martwi – stwierdził pan Blythe, klepiąc go po ramieniu. Uśmiechnął się do Adeliny, próbując pokazać parze nastolatków, że radzi sobie świetnie, jednak jej nie oszukał, a już na pewno nie oszukał Gilberta. – Wygląda na to, że ta młoda dama ma do ciebie pilną sprawę. Pójdę już do środka.

OBIETNICE ━ GILBERT BLYTHEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz