03(cz.III)

252 35 69
                                    

*

Charles w myślach nadal odtwarzał obraz, który zobaczył poprzedniego dnia. Ten głos rozpoznałby wszędzie, nie ważne ile czasu minęłoby od ich ostatniej rozmowy. Widział wytatuowane ręce Brazylijki, a także szyję pokrytą tuszem. Niebieskie oczy uważnie śledziły każdy ruch modelek na wybiegu, a sama Latynoska nie zwracała uwagi na Mleux, kiedy z nią rozmawiała. 

Tęsknił za nią. Wiedział, iż cała sytuacja jaka między nimi zaistniała, była jego winą. To on nie potrafił jasno powiedzieć Alexandrze, że nic z tego nie będzie, a także nie umiał postawić się zarządowi Ferrari. Może przez to nie cieszył się z dwóch tytułów mistrzowskich? Bo nie było przy nim osoby, która wspierała go nawet kiedy było źle?

Nie miał pojęcia co działo się przez te pięć lat w życiu Brazylijki, ale połączył kropki. Ręce widoczne na zdjęciu, które pokazał mu Arthur należały do Ivana. Brazylijczyk był wszędzie, gdzie była Ferreira- jeżeli ona szła za kulisy z Franciscą, on również. Przy drzwiach cały czas stał jednak Rick, ewidentnie kontrolujący osoby wchodzące do pomieszczenia oraz wychodzących. 

Obrócił w rękach długopis, jakim się bawił, udając, iż słucha przedstawicieli zarządu, z którymi rozmawiał przez Skype'a. Przestał zapamiętywać ich słowa około dwadzieścia minut temu, kiedy wyskoczyli z pomysłem, że do mediów powinien podać wraz z Mleux informację, jakoby mieli się zaręczyć. 

- Jeremy, kurwa mać, mówiłem nic z tego. To, że trzy razy wylądowałem z nią w łóżku po pijaku, nie jest równoznaczne z tym, iż mam zamiar się z nią żenić. Na tym świecie jest jedna osoba, którą chcę wziąć za żonę, ale przez to, że do was nie dotarło to, iż nie będę udawać fikcyjnego związku z inną, aktualnie mnie nienawidzi. Dziękuję za zrujnowanie życia- rzekł Monakijczyk, kiedy fachowiec od PR-u ponownie poruszył temat, jaki drażnił go. 

Mężczyzna westchnął. 

- Charles, to dla twojego dobra. Wstawicie zdjęcie z jej dłonią, na której będzie pierścionek, dacie odpowiednio podpis, "powiedziała tak" oraz "powiedziałam tak" i będzie dobrze. Uwierz mi, chcemy twojego dobra- oznajmił Jeremy.

Leclerc pokręcił głową. Do speca od wizerunku w mediach nadal nic nie docierało. Charles miał dość tej szopki, w jaką go wpakowano. Chciał Tatiany, która nie chciała mieć z nim nic wspólnego. 

- Ostatnie wasze chcenie mojego dobra, skończyło się tym, że prawie wylądowałem na psychotropach, bo wpędziliście mnie w pierdolone stany depresyjne- rzekł Monakijczyk, zaciskając dłoń w pięść.

Pamiętał jak spędził ubiegłe trzy lata. Potrafił siedzieć godzinami w ciemnym pokoju, płacząc z nerwów, wyklinając Boga, w którego z każdym dniem wierzył coraz mniej. Na wyścigi przyjeżdżał niekiedy po paru dniach nie spania, na sporej dawce leków uspokajających. Większość torów pokonywał z pamięci, nie umiał skupić się na jeździe w symulatorze. 

**

Pokiwał głową, słysząc jak jego chrześnica kłóci się ze swoim bliźniakiem. Mała Hamilton założyła ręce na brzuszku, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. Brytyjka obserwowała razem z braćmi oraz Lewisem co dzieje się na torze kartingowym. 

Leclerc wiedział, iż każdy event kartingowy na cześć jego zmarłego chrzestnego oraz męża Andrei, a ojca Jacka, w jednej osobie bolał Harrison. Monakijczyk skupił się na wyłapywaniu wzrokiem czterdziestolatki w czarnym kasku z neonowymi wstawkami. Gokart z zawodniczką WRC był na prowadzeniu. 

- Nie rozumiem po jaką cholerę siedzimy na evencie jakiegoś trupa- rzuciła Mleux, na co Jack zmroził ją wzrokiem. Harrison-Bianchi był wyczulony na punkcie swojego taty. Blisko dwudziestodwulatek zacisnął dłoń w pięść, po czym obrócił się twarzą do Włoszki.- W dodatku z jakimiś bachorami i jakimś...

Señorita| C.LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz