09

409 27 10
                                    

*

Uśmiechnęła się, czując jak chłodna woda otacza jej ciało. Wiedziała, że to co zrobiła dwa dni wcześniej prędzej czy później odbije się na niej oraz na nim. Jednak choć raz w życiu postanowiła być egoistką, stawiając na siebie i swoje szczęście, a nie innych dookoła.

Może była hipokrytką, gdyż jednocześnie wiedziała, iż ciężko byłoby jej zaakceptować zdradę. Wiedziała, że Charles miał narzeczoną, a mimo to zdecydowała się na to, by ich relacja toczyła się takim tempem jak dotychczas. 

Była świadoma tego, jak cała sytuacja wyglądała dla osób postronnych. Jednak przecież nikt nie musiał wiedzieć, prawda? 

Podpłynęła bliżej brzegu, opierając przedramiona o kafelki pokrywające przestrzeń przy basenie. Widziała jak Charles krzywi się, rozmawiając przez telefon kilka metrów dalej. Wyszła z wody, zarzucając na ramiona jasny, puchaty ręcznik. Podeszła do Monakijczyka, następnie przytulając się do jego pleców. Poczuła wolną dłoń szatyna na swoich rękach i to jak palcami rysuje na nich małe kółka.

- Charlotte, zrozum, że... Widzę, iż ta rozmowa nie ma dalszego sensu, skoro zamierzasz się na mnie drzeć ilekroć chcę ci coś powiedzieć. Nie interesuje cię to, że ważna dla mnie osoba jest w szpitalu, a jej stan jest pod znakiem zapytania- powiedział, jednocześnie obracając się ostrożnie do Tatiany twarzą. Brazylijka wiedziała, iż szatyn czekał na jakiekolwiek wieści dotyczące stanu zdrowia swojej chrzestnej.- Wiesz co? Kończę. Jak masz dalej drzeć pizdę o... Nie mieszaj do tego swojego ojca- rzekł stanowczo, po czym zakończył połączenie, rzucając telefon na leżak.

- Trudna rozmowa?- spytała, spoglądając w jasne oczy kierowcy Ferrari.

- Delikatnie mówiąc- odparł, układając dłonie na talii brunetki.- Nadal nic nie wiadomo, choć Lando twierdzi, iż tej cholery nic nie zabije, chyba, że ona sama- dodał, lekko krzywiąc się w grymasie na koniec. 

- Hej... Poznałam ją chyba podczas grand Prix Węgier... Usadziła twoją narzeczoną jednym zdaniem. Plus z tego co mówiłeś, nie takie wypadki przeżywała. Nie podda się, zobaczysz- rzekła, gładząc plecy Monakijczyka. Wiedziała jak ciężko rozmawia się o osobie, która w każdej chwili może się obudzić albo umrzeć.

- Nawet w tej sytuacji z Martinem musieli się zgrać... Łatwiej byłoby martwić się o jedno z nich- mruknął, chowając twarz w zagłębienie szyi Brazylijki.

**

Wysiadła z samochodu, który pożyczyła od ojczyma. Terenówkę Gabriela zaparkowała kawałek od miejsca, jakie zamierzała pokazać Charlesowi. Zależało jej, aby choć na moment Monakijczyk oderwał myśli od wypadku swojej chrzestnej. 

Dzielnica Lapa była nieco oddalona od jej domu rodzinnego, przez co często tam nie bywała. Jednak kiedy już tam docierała, lubiła podejść do wielokolorowych schodów, które niewątpliwie przyciągały turystów. Czerwone małe kafelki pokrywające ściany muru obok nich były ciężkie do przeoczenia, ale jednocześnie kontrastowały z barwami Brazylii, w jakich były płytki na schodach. 

- Gdzie jesteśmy?- spytał Monakijczyk, rozglądając się po okolicy.

- To Escadaria Selarón- odpowiedziała, wskazując na schody.- Jeden z punktów, który przyciąga turystów. Szczególnie duże tłumy potrafią tutaj być przed lub po Grand Prix w Sao Paulo, co jest lekko śmieszne patrząc na to, że to prawie sześć godzin jazdy samochodem stamtąd- uśmiechnęła się, stając plecami do wzniesienia.- Nie będę cię teraz ciągnąć pod posąg Chrystusa Zbawiciela, bo zwyczajnie będzie tam jeden wielki tłum, a dodatkowo nie ma z nami Pierre'a, co nie pokrywałoby się z tym co powiedziałeś Charlotte, gdyby ktoś nas zauważył- dodała, chowając ręce do kieszeni jeansowych spodenek. 

Leclerc rozejrzał się wokół siebie. Zauważając brak tłumu ludzi, podszedł do Brazylijki, następnie lekko muskając jej usta. Jasnowłosa niemalże od razu odsunęła się od niego, bo wiedziała, że pozorny brak przechodniów jest zwykłym złudzeniem. Jak się okazało miała rację- ledwie utworzyła dystans między sobą a monakijskim kierowcą wyścigowym, a z góry schodów zeszła grupa młodych ludzi. Uśmiechnęła się mimowolnie, wyprzedzając lekko Leclerca, gdy oboje uznali, że lepiej jeżeli zmienią miejsce swojego pobytu.

W głębi serca pragnęła stabilizacji...

***

Zmarszczył brwi, gdy Brazylijka zatrzymała samochód na zatłoczonym parkingu, blisko plaży. Uśmiechnęła się przebiegle, po czym wysiadła z pojazdu, następnie wyciągając torbę z bagażnika. Opuścił auto, dołączając do Ferreiry, której wyraz twarzy nie zmienił się nawet na moment.

- Chciałaś pojechać gdzieś, gdzie będzie mniej ludzi- rzekł, zauważając tłum na plaży.

- Przypominam, że jestem stąd. W przeciwieństwie do nich wszystkich.- Wskazała ręką na grupę turystów. Na pierwszy rzut oka dało ich się rozpoznać.- Znam miejsca, o których Google ci nie powie- rzuciła, idąc w przeciwnym kierunku do przyjezdnych. 

Nie wiedział dokąd dokładnie szli, ale prawdę mówiąc niewiele go to interesowało. Potrzebował na moment oderwać swoje myśli od wydarzeń z Finlandii związanych z Harrison, jednocześnie cholernie martwiąc się o swoją chrzestną i jej przyjaciela. Oboje byli już w szpitalu w Bristolu, jednak prócz tego nie wiedział nic więcej. Lando również miał mało informacji, a Jack ciężko znosił to w jakim stanie była jego mama. Trzydziestoczterolatka definitywnie miała duży wpływ na życie jego oraz Norrisa, a co dopiero swojego syna. 

- Zmarkotniałeś- powiedziała Brazylijka, gdy doszli do miejsca, które wybrała. Charles rozejrzał się. Faktycznie nie było tam ludzi, a w dodatku w życiu sam nie trafiłby tam, gdyż trzeba było przejść między krzakami, przy których na pierwszy rzut oka nie znajdywała się żadna ścieżka. 

- Po prostu... Jeśli Andie z tego nie wyjdzie to... To naprawdę dużo osób straci część siebie. Podobnie będzie, jeżeli Martin... To Andrea wyciągnęła Lando z dołka, po tym jak jedna dziewczyna oplątała go sobie wokół palca, to ona mi dawała mentalnego kopa w dupę, gdy chciałem się poddać... Najgorzej sytuacja ma się z jej synem- rzekł, siadając na piasku, obok brunetki. 

- Dlaczego?- zapytała Tatiana, zerkając na niego.- Plus proszę cię, nie mów o niej w czasie przeszłym. Może i obecnie jest z nią słabo, ale wciąż żyje.

- Jack ma niecałe szesnaście lat. Ojca stracił jako niespełna ośmiolatek, choć wtedy jeszcze aparatura podtrzymywała życie Jules'a. Od tamtej pory ma tylko Andie, a... A jest z nią naprawdę mocno zżyty. Do tego dochodzi cała ta sytuacja z Hamiltonem i... Boję się, że młody się w tym wszystkim pogubi. Chciał, nie chciał to syn mojego chrzestnego... Jack załamałby się, gdyby stracił również matkę- mruknął, po czym spuścił głowę. Poczuł na swoim ciele ręce Tatiany, która mocno go objęła.

Czuł bezpieczeństwo w ramionach brunetki. To nie było to samo, co uścisk jego narzeczonej. W przypadku Charlotte, zawsze odczuwał przeszywający chłód, zobojętnienie, a także wiedział, iż Monakijka tylko udaje, że go rozumie. Przy Ferreirze było inaczej. Od Brazylijki biło rodzinne ciepło, dodatkowo miał wrażenie, jakby wszystko było na swoim miejscu, mimo krótkiej znajomości. Był świadom, że nie powinien czuć tego przy Tatianie, ale nie miał na to wpływu. W ciągu niewielkiego okresu czasowego okazała mu więcej wsparcia oraz uczuć, aniżeli Sine przez ostatnie sześć miesięcy. 

I może był skurwysynem, ale nie przeszkadzało mu to, iż ma narzeczoną, gdy ponownie pocałował jasnooką. Tym razem zrobił to pewniej niż przy kolorowych schodach. Tutaj miał pewność, że nikt ich nie widzi, co sama Brazylijka mu oznajmiła. Nie interesowało go, co pomyślałaby Charlotte, widząc Ferreirę na jego kolanach, a także to jak zaciska swoje dłonie na ciele brunetki. 

W głębi serca już od dawna nie kochał jej...

*

Zwariowana_Autorka nie bij]

Mamy kolejny.

Co sądzicie?

Señorita| C.LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz