10(cz.III)

192 28 6
                                    

*

Zaciągnęła się używką, opierając plecy o oparcie fotela na tarasie domu Nicolasa Jimeneza. Wenezuelczyk rozmawiał z Santiago, a Santino wpatrywał się w ekran laptopa, analizując coś na nim. Odkąd przyjechali do domu Jimeneza, niemalże nie spała. Odsypiała maksymalnie trzy godziny i ponownie wbijała się w rytm poszukiwań swoich dzieci.

Liczyła, że bliźniętom nic nie jest, że są cali i zdrowi, że nawet włos z głowy im nie spadł. Jednocześnie wiedziała do czego mogli posunąć się Meksykanie. Właśnie to powodowało, iż stres mieszał się w jej ciele ze złością.

Była wściekła. Na siebie- mogła nie zostawiać Arii oraz Thomasa z Charlesem. Na Leclerca za to, że nie dopilnował jej syna oraz córki. Na firmę odpowiedzialną za monitoring na jej ogrodzie. Na Meksykan za to, iż dopuścili się tego. 

Najbardziej jednak była wściekła na Marco. Gdyby nie kazał zastrzelić Victora, to nigdy by się nie stało. Jeżeli mogłaby, ponownie zadbałaby o to, aby zaczął wąchać kwiatki od spodu.

Wypuściła dym spomiędzy ust, gasząc niedopałek w popielniczce. Wzięła do ręki tablet i ponownie skupiła się na analizowaniu. Nie mogli uciec daleko od ostatniej lokalizacji jaką wyłapali ludzie Mansilli. 

- Wyłapali ich w pobliżu Cancun. Stamtąd opcje są dwie. Pierwsza, ucieczka na Kubę, co odrzucam. Tamtejszy kartel nadal nie wybaczył i nie zapomniał im odstrzelenia żony głównego. Druga, udają się w stronę Meridy, chociaż bardziej obstawiałbym, że zaszyją się gdzieś między Meridą a Cancun- rzekł Santino, wskazując na mapę wyświetloną na ekranie laptopa.

- Wysłaliście tam kogoś?- zapytał Nicolas.

- Tak. Od Cancun jadą Argentyńczycy, od Meridy moi. Mają się spotkać w połowie, wymienić co ustalili, a także skontaktować z nami- powiedziała Ferreira, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jimenez spojrzał na nią pogardliwie. 

Wiedziała, że młodszy od niej o trzy lata Wenezuelczyk podważał wiele decyzji jakie podejmowała. Problem jednak leżał w tym, iż Oliver Sarmento w zasadzie nie ruszał się z Rio. Można byłoby powiedzieć, że przeszedł na mafijną emeryturę. Wszystkim zajmowała się ona oraz Michelle, gdyż mężczyzna potrzebował pomocy w coraz większej ilości rzeczy.

- Masz jakiś problem, Jimenez?- zapytała, zerkając na dwudziestoośmiolatka z góry.

- Po prostu uważam, iż działasz pochopnie- wymamrotał, unosząc do ust szklankę z whisky.- Nie myślisz nad tym co robisz- dodał.

- Stąpasz po cienkim lodzie- rzekł ostrzegawczo Mansilla. Argentyńczyk spojrzał na Wenezuelczyka.- Ferreira w radzie ma więcej do powiedzenia niż ty, więc uważaj sobie. Zawsze możemy przekonać twojego ojca, że adekwatniejszy będzie twój młodszy brat- dopowiedział, po czym odpalił papierosa. 

Tatiana zmroziła wzrokiem Wenezuelczyka. Nicolas przełknął nerwowo ślinę, uginając się pod jej spojrzeniem. 

- Jestem ciekawa co byś zrobił, gdyby chodziło o twoje dzieci?- zapytała, po czym weszła z powrotem do domu Jimeneza. Słyszała jak zaraz za nią ktoś idzie, ale nie obejrzała się za swoje plecy. 

Szybkim krokiem pokonała schody, w myślach wyklinając Nicolasa. Dwudziestoośmiolatek nie podzielał podejścia nowego pokolenia oraz weteranów wcześniejszych rządzących- jeżeli ma jaja, aby zabić człowieka, nie podważaj czyjejś pozycji, niezależnie od jego płci. Jimenez nadal sądził, iż miejsce kobiety było w kuchni oraz w łóżku mężczyzny z rozłożonymi nogami, aby ten mógł ją przelecieć oraz zrobić jej kolejnego dzieciaka.

Zamknęła się w swoim tymczasowym pokoju, od razu ściągając z siebie spodnie oraz koszulkę. Zgarnęła z łóżka piżamę i poszła do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic. 

Wszystko robiła machinalnie. 

Jedzenie oraz sen zepchnęła na dalszy tor. W zasadzie żyła na kawie, przeplatanej kolejnymi papierosami. Samochód prowadziła intuicyjnie, nie przykładając większej uwagi do tego co znajdowało się naokoło niej. Nie interesowali jej inni ludzie, interesowały ją jej dzieci. 

Analizowała nagrania z kamer kilkadziesiąt razy, klatka po klatce, co pozwoliło jej wyłapać twarze porywaczy Arii i Tommy'ego. Wiedziała kogo dokładnie szukała. Nie wiedziała jednak czy ci byli na tyle głupi, aby się na to porwać bez zamaskowania, czy byli po prostu przysłowiowym mięsem armatnim i nikt specjalnie się tym nie przejmował. 

**

 Wysiadła z samolotu, poprawiając ramiączko czarnego plecaka. Szybkim, zwartym tempem udała się do terenówki, podstawionej przez ludzi Ospiny. Wsiadła na tylne siedzenie, mrucząc ciche przywitanie. 

Ivan zajął miejsce obok niej, a Rick usiadł z przodu. Ferreira wiele nie mówiła, odkąd zarówno jej ludzie, jak i ci podlegający Kolumbijczykowi, powiedzieli, że jest kilka miejsc, które są warte sprawdzenia. Argumentem, aby Brazylijka przyleciała do Meksyku był fakt, że w jednym znaleźli Panią Żółwik, a w drugim Pana Pingwina. To wystarczyło, by ściągnąć Tatianę na wrogi teren. 

Rozłożyła mapę na swoich kolanach, nachylając się nad nią. Jeszcze raz spojrzała na punkty, które zaznaczyli zgodnie ze wskazówkami podwładnych. Prześledziła każdą możliwą trasę od najbliższego punktu, a Ivan w tym czasie wysłał żołnierzom w drugim samochodzie trasę jaką mieli sprawdzić. 

Każdy samochód, który wyglądał dziwnie, albo jego kierowca zachowywał się podejrzanie, miał zostać sprawdzony. W tym celu w pojazdach jakimi przemieszczali się Brazylijczycy oraz Kolumbijczycy, pasażer z przodu oraz kierowca udawali policjantów. W autach znajdowały się syreny, jakie stosowała policja w przypadku nieoznakowanych radiowozów.

Ferreira oddychała ciężko. Była zmęczona, ale wiedziała, że jeśli teraz coś pominie, przegapi, to może stracić swoje dzieci bezpowrotnie, tak jak Victor i Michelle matkę. Wiedziała, iż Meksyk oraz Brazylia od lat miał napięte stosunki, zaostrzone zostały, kiedy porwali i zamordowali Marisol. Mexico City dosłownie spłynęło wtedy krwią. Jeżeli sytuacja będzie tego wymagać- Merida lub Cancun podzielą jego los. 

- Tatiana, jesteś pewna czy podjęłaś właściwą decyzję?- zapytał Rick.

- Tak. Nie pozwolę, aby moje dzieci zostały zamordowane. Już i tak wiem, że bez terapii się nie obejdzie- wymamrotała, skupiając swoją uwagę na trasie odbiegającej od głównej. Nią również można było dojechać do Meridy.- Masz długopis?- spytała Ivana. Brazylijczyk podał jej ową rzecz, zerkając na to co robi.

- Wypatrzyłaś coś?

- Żebyś, kurwa, wiedział, że tak. Sprawdzimy to, zanim pojedziemy do Cancun. Teraz jedziemy tam, gdzie znaleziono Panią Żółwi- rzekła stanowczo. 

Nie mieściło jej się w głowie, co trzeba było mieć z psychiką, aby porwać niewinne dzieci. Wiedziała jaką etyką kierowała się Brazylia, Argentyna, Wenezuela, a także Kolumbia i Kuba. Dzieci są nietykalne. Jedynym wyjątkiem byli nastolatkowie, który ukończyli siedemnasty rok życia. Tak się przyjęło lata temu i tak pozostało. Jedyne kto nigdy się do tego nie zastosował, to Meksyk. Nadal w ich burdelach była masa dziewczynek poniżej wieku zgody. 

W życiu nie bała się w aż tak dużym stopniu o innych ludzi...

***

Mamy kolejny. 

Tym razem sama perspektywa Tatiany, ponieważ w 09(cz.III) był sam Charles.

od 11(cz.III) powinien wrócić klasyczny podział.

Co sądzicie?

Señorita| C.LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz