07(cz.III)

227 31 10
                                    

*

Mruknął ciche pożegnanie, kiedy dziennikarz prowadzący konferencję prasową oznajmił jej koniec. Grand Prix Kanady zapowiadało się niekorzystnie dla wszystkich, a Monakijczyk próbował pocieszać się tym, że prosto z kraju, którego symbolem był liść klonowy, miał polecieć do Brazylii. 

Pogoda nie dopisywała. Ulewny deszcz padał odkąd większość stawki dotarła na miejsce, a prognozy wcale nie były optymistyczne. Woda spływała ulicami, wycieraczki nie nadążały zbierać jej, kiedy jechało się samochodem. Niepokój narastał wśród kierowców, zwłaszcza tych, którzy zadebiutowali w tym sezonie w Formule 1. 

Wyszedł ramię w ramię z Jackiem oraz Lando z pomieszczenia, a następnie budynku, gdzie odbywała się konferencja prasowa, wprost na deszcz. Skrzywił się, kiedy dotarło do niego, że nie widzi tego co jest sześć metrów przed nim.

- Jeżeli FIA wyobraża sobie, iż jutro, kurwa mać, wyjedziemy na tor w takich warunkach, to popierdoliło ich gorzej niż wujka Martina, który zaczął śpiewać Despacito podczas odcinka specjalnego, jak z mamą na rajdzie Finlandii byli- powiedział Jack, zakładając na głową kaptur.- Przecież tu leje gorzej niż w Bristolu- dodał Brytyjczyk. 

Norris cicho zaśmiał się, poprawiając pomarańczową kurtkę. Paradoksalnie mimo, że była połowa czerwca, w Kanadzie temperatura sięgała ledwo trzynastu stopni Celsjusza. Leclerc, gdyby mógł, nie wyszedłby z hotelu, póki na termometrze nie będzie minimum siedemnaście, a wiatr nieco zelżeje. 

- Śniegu tylko brakuje- mruknął Monakijczyk, chowając dłonie do kieszeni czerwonej kurtki.- Mam nadzieję, że to odwołają. Inaczej może być powtórka z...- urwał momentalnie, spoglądając na Jacka. Harrison-Bianchi pokiwał głową w geście zrozumienia.

- Różnica jest taka, że teraz mamy halo. Tata go nie miał...- powiedział cicho zielonooki. 

Jack zapiął czarną kurtkę, po czym wyszedł spod zadaszenia. Stojący obok Monakijczyka Lando pokręcił głową, zerkając na niego. Norris zacisnął usta w wąską linię, wciągając powietrze nosem.

- Wiesz, że to go zabolało? Masz farta, iż Andie tu nie ma. Mimo upływu tylu lat, nadal się z tym nie pogodziła- rzucił kierowca McLarena, po czym naciągnął na głowę kaptur i udał się w stronę garażu zespołu z Woking. 

Leclerc przeklął sam siebie w myślach. Wiedział, że Jack oraz Andrea nadal czują ból, gdy wspominano jego kuzyna. Jules wyrwał spory kawałek serca Brytyjki, a Brytyjczyk żałował, iż nie dane mu było spędzić więcej czasu ze swoim tatą. 

Pamiętał ból, jaki towarzyszył mu, gdy umierał Herve. Serce ściskało mu się, ilekroć wspominał swojego rodzica. 

Dlatego wiedział, iż mimo czasu jaki stracił, musi stać się jak najlepszym ojcem dla swoich dzieci. W pierwszej kolejności musiał pokazać całemu pierdolonemu zarządowi Ferrari, że nie da sobą dłużej manipulować. Chciał, aby kibice wiedzieli, iż ma córkę oraz syna. Drugie co musiał zrobić, to udowodnić Tatianie, że jest jej wart.

**

Zmrużył oczy, kiedy promienie słońca padły na jego twarz. W Brazylii było zdecydowanie cieplej, aniżeli w Kanadzie, gdzie ostatecznie odwołano wyścig. Warunki pogodowe uniemożliwiły przeprowadzenie choćby jednego treningu, a prognozy pokazywały tylko pogorszenie.

Usiadł na łóżku, rozglądając się po sypialni dla gości w domu Tatiany. Podobnie jak reszta pomieszczeń, był utrzymany w stonowanej kolorystyce. Ciemne panele kontrastowały z jasnoszarymi ścianami, na których zawieszone były obrazy, a ciemnozielone dodatki- takie jak wazon czy ozdobne poduszki- nadawały całości spójności.

Señorita| C.LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz