Epilog

194 9 8
                                    

Kylie

Na wyciągnięcie ręki miałam swój cały świat, ale uparcie patrzyłam w innym kierunku. W mroku próbowałam odnaleźć swoją bezpieczną przystań i w końcu znalazłam. Przykuł moją uwagę swoim blaskiem, niczym latarnik wskazujący łodziom drogę. Znalazł mnie, bo jak małe dziecko w tłumie szukałam rodziców. A on wyciągnął do mnie dłoń i chwycił mocno.

Z początku nie widziałam w nim nadziei. Nie byłam nikim szczególnym aby mnie zauważył. Ale zrobił to. Nigdy mnie nie opuścił i nie pozwolił abym utonęła. Uratował mnie. Zack stał się miejscem na ziemi. I po latach zrozumiałam już co znaczy kochać i być kochaną. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Kiedy ja nie miałam sił, on walczył za nas oboje, tak samo jak ja, kiedy to on potrzebował pomocy. Był ze mną w każdym momencie mojego życia, dobrym czy złym. 

Mógł postąpić jak każdy i po prostu odejść, a ja nigdy nie miałabym mu tego za złe, bo życie ze mną bywało ciężkie. Psycholog, do którego w końcu postanowiłam się udać, jasno stwierdziła u mnie bordeline. To ile przeszłam, odbiło się na mojej psychice. Zdarzało się, że relacja ze mną była trudna, bo ta choroba charakteryzuję się niestabilnością w emocjach i często sama siebie miałam dość, ale Zack ani razu nie wypomniał mi moich zachowań. Zapewniał mi stabilizację, której mi brakowało i nie pozwalał abym zatraciła w tym siebie. Trzymał mnie za rękę kiedy postawiono mi diagnozę i dbał o mnie, gdy nie miałam chęci by wstać z łóżka.

Kiedyś często wyobrażałam sobie swoje życie za pięć lub dziesięć lat. Myślałam o tym jak to jest być szczęśliwą. I nigdy nie sądziłam, że to ten zielonooki szatyn stanie się moją definicją szczęścia.

Sąd wydał wyrok na korzyść szatyna. Dostał jedynie nadzór kuratora dopóki nie osiągnie pełnoletności. Prawdopodobnie gdyby nie Zack, policja jeszcze długo próbowałaby rozpracować grupę Masona i jego wspólników. Naraził swoje życie dla dobra sprawy i przede wszystkim dla mnie, co prawdziwie dotarło do mnie po wielu godzinach szczerych rozmów, okraszonych moimi łzami.

Jak wszyscy popełnialiśmy błędy i nie raz zastałam w moim pokoju wielki bukiet kwiatów z liścikiem " wiem, że spieprzyłem i jeszcze pewnie wiele razy to zrobię, ale każda nasza kłótnia przypomina mi ile dla siebie znaczymy. Pozwolę się się związać, ale wróć do naszego świata." Kochałam w nas to, że mogliśmy złościć się na siebie cały dzień, a i tak pod koniec dnia przytulałam się do niego, nawet jeśli robiłam to z wielką i tylko udawaną łaską.

Ze łzami w oczach i szczerym uśmiechem na twarzy wspominałam dzień swoich dwudziestych pierwszych urodzin, bo właśnie wtedy Zack uklęknął przede mną i zapytał, czy przyjmę jego nazwisko. Siedzieliśmy na plaży przy zachodzie słońca, niebo wyglądało jak dzieło najlepszego malarza. Zack przygotował piknik, zadbał o moje ulubione wino i kazał jedynie ubrać się wygodnie. Zupełnie nieświadoma tego, co kombinuje wciągnęłam na siebie dresy, pewna, że jedyny prezent jaki dostanę, to bukiet książek, chociaż wystarczyłaby mi sama jego obecność. Zabrałam jedną z książek, a w samochodzie próbowałam rozpoznać dokąd prowadzi droga, którą jechaliśmy.

Leżałam oparta o tors chłopaka, wczytana w książkę, gdy ten nagle postanowił gdzieś zniknąć. Lektura tak mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam, kiedy Zack wrócił i to z najpiękniejszym pierścionkiem jakim widziałam. Dosłownie odjęło mi mowę, a w oczach stanęły łzy. Mogłam jedynie kiwać głową i rzucić się na niego, aby pocałować mocno.

I tego dnia odkryłam, że seks na plaży jest najbardziej intensywnym przeżyciem jakiego mogłam doświadczyć. Nie wiem jakim cudem tego wieczoru na brzegu, prócz nas, nie było żadnej żywej duszy, ale świadomość, że ktoś może nas przyłapać dodawała mocy mojemu podnieceniu. Doszłam trzy razy i wciąż było mi mało, ale byłam tak zmęczona, że Zack niósł mnie potem do domu na rękach. Przez kolejny tydzień zachwycałam się diamentem na pierścionku i płakałam przez to setki razy.

Sunshine In My Head | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz