***

51 10 10
                                    

— Chodź już, bo się spóźnimy! — zawołała Megan, chwytając Tatsumę za rękę.

Mężczyzna roześmiał się, splatając ze sobą ich palce. Mieli jeszcze mnóstwo czasu, ale dziewczyna ogromnie się niecierpliwiła. Zresztą, trudno jej się dziwić. Po raz pierwszy miała postawić stopy na pokładzie statku kosmicznego i wprawiało ją to w ogromną ekscytację. Niemal biegła, ciągnąc go za sobą w poszukiwaniu odpowiedniego lądowiska. Jej twarz wciąż była nieco blada, ponieważ Megan rzadko miała okazję przebywać na słońcu, ale wprost promieniała szczęściem, co przydawało jej niesamowitego uroku. Ciekawe, czy zdawała sobie z tego sprawę? Usłyszawszy jego śmiech, dziewczyna odwróciła się, groźnie marszcząc brwi.

— Spokojnie, klejnociku! — powiedział Tatsuma, starając się ją nieco uspokoić. — Na pewno zdążymy!

Dziewczyna zarumieniał się lekko. Przystanęła. Kilka mijających ich istot spoglądało na nią ze zdumieniem. Najwyraźniej niezwykły pośpiech z jakim się poruszała, wzbudził ich zainteresowanie. A nie chciała przecież, żeby wzięto ją za przestępczynię lub terrorystkę... A może..., pomyślała, może to wcale nie o nią chodziło? W końcu, towarzyszył jej mężczyzna o wzroście dorosłego Wookieego, burzy ciemnych, lekko kręconych włosów oraz jasnych, błękitnych oczach, który wedle standardów co najmniej kilkudziesięciu planet był cholernie przystojny. Nic dziwnego, że inni oglądali się za nim. Spoglądając na Tatsumę, Megan poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca. Chwileczkę... Czyżby to oznaczało, że była o niego zazdrosna? Niemożliwe! Przecież... Zawsze była ponad takie uczucia! Tatsuma nie był jej własnością, a ona nie zamierzała zatrzymywać go przy sobie siłą, i... I... Dziewczyna nagle przestała myśleć o czymkolwiek, ponieważ Tatsuma pochylił się i czule musnął ustami jej wargi. W następnej chwili odsunął się i wsunął dłonie do kieszeni długiego, czerwonego płaszcza, który ostatnio kupił. Szara tunika, którą nosił i brązowe spodnie z szerokim pasem także były nowe. Z rzeczy, które miał na sobie, gdy spotkali się po raz pierwszy, pozostawił sobie jedynie drewniane trepy, które bezustannie zakładał na bose stopy. Chyba po prostu lubił te buty. Uśmiechnął się szeroko.

— Statek na Csillę odlatuje dopiero za dwie godziny, klejnociku. Mamy jeszcze sporo czasu. Moglibyśmy go jakoś przyjemnie spożytkować... — Położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie. Znacząco poruszył brwiami. Megan gwałtownie wciągnęła powietrze. Gdy pochylił się, aby ponownie ją pocałować, zakryła mu usta dłonią i odchyliła głowę.

— Nawet o tym nie myśl! — fuknęła. — Na pewno nie tutaj! Poza tym, dwie godziny to wcale nie tak długo, a my musimy jeszcze znaleźć odpowiednie lądowisko! Idziemy! — zarządziła tonem wprost nieznoszącym sprzeciwu.

Tatsuma, nieco rozbawiony jej zachowaniem (przypominała mu w tamtym momencie małą dziewczynkę, wyruszającą na swą pierwszą wielką wyprawę), pozwolił, aby znów pociągnęła go za sobą. Po dosłownie kilku minutach znaleźć lądowisko, z którego miał wystartować statek na Csillę, ale na widok samego statku Tatsuma aż jęknął. Megan zamrugała, zerkając na niego ze zdumieniem, więc mężczyzna prędko udał, że niechcący nadepnął samemu sobie na stopę. Nie chciał jej niepokoić, ale za sumę kredytów, jaką wydał na dwa bilety, spodziewał się co najmniej eleganckiego, luksusowego liniowca, a tymczasem na płycie lądowiska stał rozlatujący się, kanciasty wrak, cały pokryty rdzą i łatany byle jak. Kształtem przypominał nieco stępiony grot strzały. Tatsuma z trudem przełknął ślinę. Czy naprawdę mieli lecieć czymś takim? To chyba jakiś kosmiczny żart! Przecież ta krypa rozpadnie się, jak tylko wskoczy w nadprzestrzeń! Został po prostu oszukany! Pewnie o to chodziło Megan, gdy powiedziała mu kiedyś, że z Ajiro ciężko się wydostać... Ceny biletów na tej planecie były wręcz gargantuiczne, a warunki podróży, jak się okazało, katastrofalne... Zerknął na dziewczynę, ale ona wydawał się wprost zachwycona. Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech, a dłonie złączyła niczym do modlitwy.

— Ten statek... Tatsuma, spójrz! On jest cudowny! — zawołała, podskakując radośnie.

Mężczyzna pomyślał, że w jej oczach ta kupa złomu wydawała się cudowna, ponieważ miała zabrać ją daleko od dotychczasowego życia, którego tak bardzo nie znosiła. Uśmiechnął się z trudem, nie chcąc gasić jej entuzjazmu.

— Taaa... — wymamrotał. — Po prostu wspaniały...

Jego zęby, nie wiedzieć czemu, zacisnęły się mocno, ale na szczęście Megan niczego nie zauważyła. Pobiegła w stronę statku, śmiejąc się radośnie. Tatsuma ruszył za nią. Ich miejsca znajdowały się w głębi transportowca. Megan bardzo chciała siedzieć przy iluminatorze. Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu. Sam był już przyzwyczajony do widoku kosmosu. W końcu, miał okazję oglądać go już setki, jeśli nie tysiące razy. W przeciwieństwie do Megan, dla której wszystko było nowością. Dziewczyna opadła na miejsce, z ciekawością wyglądając przez iluminator. Nie była w stanie spokojnie wysiedzieć na miejscu choćby przez kilka sekund. Zasypywała Tatsumę gradem pytań, jakie to uczucie, gdy statek wznosi się w powietrze, jak w kosmosie wyglądają gwiazdy i ile jeszcze czasu został do odlotu. Niecierpliwiła się, jak najprędzej pragnąc znaleźć się w przestrzeni kosmicznej. Mężczyzna starał się cierpliwie odpowiadać na wszystkie jej pytania, ale gdy po raz kolejny zapytała, kiedy wreszcie wystartują, Tatsuma nie wytrzymał. Roześmiał się i otulił ją połą swojego obszernego płaszcza, przyciągając ją do siebie i obejmując z całych sił. Nachylił się nad dziewczyną i zobaczył jej śmiejące się do niego błękitne oczy. W tamtej chwili poczuł się niczym rażony gromem. Zrozumiał, że Megan to jedyna kobieta, z którą pragnie iść przez życie... Był bliski wyznania jej, ze kocha ją ponad wszystko, ale wtedy do jego uszu dobiegł przeraźliwy zgrzyt blachy. Tatsuma aż się wzdrygnął. Wciąż mocno obejmując Megan, zerknął w stronę przodu transportowca. Kapitan, podstarzały Rodianin, mocował się z przednim włazem, usiłując go zamknąć, ponieważ zasunął się jedynie do połowy. Walił w niego pięściami i próbował pchać, ale właz nie przesunął się nawet o milimetr. W końcu jedne z pasażerów, ogromny Wookiee o lśniącej, czarnej sierści, zlitował się nad nim i wspólnymi siłami, przy akompaniamencie najróżniejszych przekleństw oraz ryków, zatrzasnęli i zablokowali właz. Tatsuma, nieco pobladły, osunął się w fotelu.

— Co się tam dzieje? — spytała Megan.

Była zbyt niska, przez co nie była w stanie dostrzec zbyt wiele przez rzędy rozciągających się przed nimi foteli.

— Nic, klejnociku — odrzekł prędko Tatsuma. Lepiej chyba, żeby nie zdawała sobie sprawy, w jak tragicznym stanie znajduje się ten transportowiec. — Po prostu zbieramy się do startu!

Megan wprost nie posiadała się z radości. Wiedziała, że kosmos jest nieskończony, ale do tej pory była to jedynie sucha teoria. Teraz miała doświadczyć tego na własnej skórze. Gdy statek powoli zaczął wznosić się ku niebu, serce podeszło jej do gardła. Chwyciła Tatsumę za rękę, kurczowo ściskając jego palce. Budynki portu kosmicznego powoli stawały się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu całkiem znikły jej z oczu. Megan nie była w stanie oderwać oczu od widoku, jaki wypełniał niewielki, okrągły iluminator. Po kilku chwilach Ajiro zmieniła się w szaro-pomarańczową kulę zawieszoną w bezkresnej przestrzeni kosmosu. Statek zewsząd otoczyły błędne ogniki gwiazd. W oczach dziewczyny zabłysły łzy. Zamrugała szybko, aby się ich pozbyć. Widok gwiazd... Czegoś tak pięknego do tej pory nie było jej dane ujrzeć. Wkrótce transportowiec uruchomił silniki nadświetlne i gwiazdy zmieniły się w długie smugi. Podziwiając spektakl tęczowych kolorów nadprzestrzeni, Megan oparła głowę na ramieniu Tatsumy, przytulając się do niego. Nawet nie byłaby w stanie wypowiedzieć, jak mocno go kocha. Dzięki niemu była najszczęśliwszą istotą w całym wszechświecie. Tatsuma wyrwał ją z ponurego, smętnego życia na Ajiro, ofiarowując jej bezcenny dar. Podarował jej gwiazdy. 

Star Wars - Dziki WłóczęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz