Tatsuma mógłby powiedzieć Megan, że to dzięki niemu w ogóle opuściła Ajiro. Przecież, gdyby nie on, gdyby się nie spotkali, wciąż tkwiłaby na tej ponurej planecie i skończyła w związku z facetem, na którego nie mogłaby patrzeć do końca swoich dni, bo żadne z jej marzeń nigdy nie zostałoby spełnione. Nikt nie zrobiłby dla niej tyle, co on. Pokazać jej cuda wszechświata? Zabrać ją do gwiazd? Dobre sobie! Niechby się cieszyła, że w ogóle ktoś ją chce! Kto przy zdrowych zmysłach wytrzymałby z taką kłótliwą, wiecznie niezadowoloną babą?! A to jej gadanie o niezależności... Śmiechu warte! Była niezależna, bo jej na to pozwolił, ponieważ obracała JEGO kredytami, a tak naprawdę sama nie posiadała niczego! Mógłby powiedzieć jej także wiele innych rzeczy, które by ją złamały, zniszczyły, ale... Wcale tego nie chciał. A tego, co powiedział jej w trakcie kłótni, szybko pożałował. Nie potrafił się długo złościć. Zwłaszcza na nią. Gdy jego serce nieco się uspokoiło, emocje opadły, ogarnął go wstyd. Poczuł się tak, jakby ktoś wydarł w jego piersi ogromną, ziejącą dziurę. Megan była przecież najlepszym, co spotkało go w życiu. Nie tylko uratowała go przed chłystkami, którzy znęcali się nad nim na Ajiro. Może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale uratowała go także przed czymś znacznie gorszym – przed pustką, jaka przez lara wypełniała jego serce i duszę. Gdy ją poznał, uświadomił sobie, że nie jest skazany na wieczną samotność. Dzięki Megan zrozumiał jak to jest naprawdę kogoś kochać, i być kochanym, a teraz... Znów ją tracił. Powiedziała, żeby już nigdy nie pokazywał się jej na oczy. Że już nigdy nie chce go widzieć... I to była jego wina. Bo Megan wyciągnęła do niego dłoń, chciała, żeby przestali się kłócić, czuł, że mu współczuła, ale... Odtrącił ją. Nie pojmował, co w niego wstąpiło. Dlaczego zachował się w taki sposób?! Przecież... Megan była jego największym skarbem! Jego klejnocikiem... Ona i Katsura stanowili jego rodzinę. Nie mógł ich stracić. Widok Megan, która ze wszystkich sił starała się zachowywać, jakby nic się nie stało, łamał mu serce. Jej twarz była zaczerwieniona i opuchnięta od płaczu, oczy zmatowiałe i pełne smutku. Musiała czuć, że ją obserwował, ale ani razu nie spojrzała w jego stronę. Trzymał się od niej na dystans, jednak starał się przynajmniej obserwować ją z daleka. Nie mógł pogodzić się z tym, co mu powiedziała. Tak desperacko pragnął objąć ją, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze... Że mu przykro... Nieważne, jak bardzo upominał w duchu samego siebie, po prostu nie potrafił przestać pragnąć opiekować się Megan. Gdyby to usłyszała, pewnie dałaby mu w zęby, warcząc, że to pewnie dlatego, że jest tylko kobietą, prawda? Dlatego Tatsuma uważa, że potrzebuje nadzoru? Ale myliłaby się. Nie była „tylko" kobietą, a kobietą, którą kochał. I pragnął się nią opiekować właśnie dlatego, że z całych sił starała się udowodnić wszystkim wokół, że ten fakt nie ma najmniejszego znaczenia. Dla niego jednak miał. Przecież to było tak naturalne, pragnąć opiekować się osobą, na której zależało mu najbardziej we wszechświecie... Wiedział, że Megan była silna. To nie ulegało wątpliwości. Ale dlaczego nigdy nie wierzyła mu, gdy powtarzał, że może na nim polegać?
Ledwo docierało do niego, że Megan pozwoliła pozostać na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi" gościom z Nubiana. Jego nagle otępiały umysł z trudem rejestrował cokolwiek poza widokiem Megan, załamanej i pogrążonej w smutku, która za wszelką cenę starała się utrzymać porządek na pokładzie „Włóczęgi". Jej dłonie drżały. Tatsuma widział, jak mocno zaciskała je na datapadzie. Garbiła się i co chwilę przeszywał ją dziwny dreszcz, jakby wstrząsał nią bezgłośny szloch. Tatsuma nie mógł tego znieść. Nie chciał, żeby była na niego zła. Jego serce wyrywało się do niej, raz spróbował do niej podejść, ale wtedy kobieta spojrzała na niego tak lodowato, że zatrzymał się w pół kroku, a potem gwałtownie odwrócił i wybiegł z mostka. Nogi same poniosły go do mesy. Skrzynka „Rezerwy" kusiła... Mógłby zapomnieć o wszystkim... Chociaż na krótką chwilę. Chwycił jedną butelkę i usiadł przy stoliku najbardziej oddalonym od innych. Postawił butelkę na blacie i przez moment przyglądał się jej w milczeniu. Bursztynowy płyn obiecywał chwilę wytchnienia, ale na szkle Tatsuma ujrzał odbicie swej twarzy – dziwnie, karykaturalnie wykrzywionej. Spoglądał na butelkę, jakby zastanawiał się, co powinien z nią uczynić. Swym zachowaniem wzbudził zainteresowanie. W końcu, był środek dnia, a on był jedyną osobą w mesie mającą za towarzystwo wyłącznie flaszkę alkoholu. Jedna z dziewczyn, z którymi kiedyś jadł obiad, zbliżyła się do niego ostrożnie, delikatnie wypytując, czy stało się coś złego, bo przecież Tatsuma zawsze był pogodny i roześmiany, ale mężczyzna zignorował ją. Nie chciał z nią rozmawiać. Nie miał ochoty rozmawiać z nikim oprócz Megan. Ale ich ostatnia rozmowa znów zakończyła się kłótnią, chociaż był przekonany, że w głębi serca Megan także na nim zależy! Dlaczego potrafili się wyłącznie krzywdzić? Co było z nimi nie tak? Ze złością odkręcił butelkę. Przytknął ją do ust, ale nim przechylił, zawahał się. Bursztynowy płyn zachlupotał. Tatsuma poczuł, że kolejne łzy napływają mu do oczu. Znów wszystko popsuł. Kiedy przestał potrafić rozmawiać z Megan? I dlaczego ona nie chciała go znać? Spędzili ze sobą dziesięć lat. Był przy niej, kiedy marudziła, narzekała na wszystko, ścinała włosy, a potem na powrót je zapuszczała, był przy niej, kiedy była smutna i kiedy jej serce wypełniało szczęście. Dlaczego chciała to wszystko przekreślić? Dziesięć lat z ich życia... Ze złością odstawił butelkę na stół. Czy miał udawać, że one nigdy nie istniały? Że to, co ich łączyło, nigdy się nie zdarzyło? Cholera, dlaczego to tak bardzo bolało?! Kochał Megan, pragnął jej, nie potrafił bez niej żyć... Co miał zrobić, aby mu w końcu uwierzyła? Chciała, żeby w jakiś sposób udowodnił jej, jak bardzo mu na niej zależy? Proszę bardzo! Zrobi wszystko, cokolwiek sobie zażyczy! Niech tylko zdradzi mu, czego oczekuje... Poderwał się na równe nogi i nagle zorientował się, że mesa dziwnie opustoszała. Zerknął na chronometr. Przed dwoma godzinami rozpoczęła się pora snu. To dobrze. W takim razie nie będzie mu trudno znaleźć Megan. O tej godzinie powinna być w swojej kwaterze, skoro nie dotarła do mesy. Musiał ją zobaczyć. Pragnął być przy niej, gdy zasypia, gdy się budzi, tak, jak kiedyś... Kiedyś, gdy nie znała jeszcze prawdy o jego ojcu i liczył się dla niej po prostu on, Tatsuma, a nie jego nazwisko... Pobiegł prosto do jej kwatery. Gdy znalazł się przed drzwiami z ciężkiej płyty zapukał, prosząc cicho, żeby pozwoliła mu wszystko naprawić, żeby dała mu jeszcze jedną, jedyną szansę, aby mógł się wytłumaczyć, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. W piersi czuł bolesny ucisk, ledwo był w stanie oddychać. Uderzył pięściami we właz, prosząc, błagając, żeby Megan mu otworzyła, żeby go wpuściła, ale na próżno. Kobieta była nieugięta i pozostawała niewzruszona na jego prośby. Postanowił więc sam wpisać kod, ale ku jego zdumieniu nic to nie dało. Drzwi pozostały zamknięte. Domyślił się, że Megan musiała go zmienić. Zagryzając wargę, bezsilnie osunął się po ścianie na zimny pokład. Nie ruszy się stamtąd. Nie i już! Pokaże Megan, że też potrafi być uparty! Skoro nie chciała wpuścić go do środka, będzie warował pod drzwiami jej kwatery! I co wtedy zrobi? Jak wyjdzie stamtąd, nie wpadając na niego? Będzie musiała go minąć, a wtedy zmusi ją, żeby go wysłuchała! Nie mogła przecież uważać go za złego człowieka. Była na niego po prostu wściekła i rozżalona, prawda? A w złości przecież wygaduje się czasem dziwne rzeczy, których wcale się nie myśli... Ukrył twarz w dłoniach, zanosząc się rozpaczliwym szlochem. Potrzebował Megan. Tak bardzo, bardzo jej potrzebował...
— Kocham cię, klejnociku... — mamrotał w przestrzeń, bo Megan i tak nie słuchała. — Kocham cię ponad wszystko... Błagam, nie odtrącaj mnie...
Jak wiele czasu spędził pod drzwiami jej kwatery, sam nie był pewien. Wiedział tylko, że w pewnym momencie ogarnęło go przyjemne ciepło i gdy otworzył oczy, ujrzał błękitne, bezkresne niebo, na tle którego wirowały białe płatki. Śnieg...?, pomyślał ze zdumieniem. Wyciągnął ku nim dłoń. Kilka z nich musnęło jego skórę i wtedy zorientował się, że to nie śnieg, a płatki kwiatów. Leżał na miękkiej, zielonej trawie, z jedną ręką wsuniętą pod głowę. Obok rosło rozłożyste drzewo. Jego koronę pokrywały bladoróżowe i białe kwiaty, które, gdy powiał wiatr, zrywały się z gałęzi i wirowały w powietrzu w szalonym tańcu. Spoglądał na nie zafascynowany. Widok ten napawał go uczuciem ogromnego spokoju. Uśmiechnął się. I wtedy dostrzegł Megan. Szła ku niemu po łące. Uśmiechała się delikatnie. Na moment przystanęła, wodząc wzrokiem za spojrzeniem Tatsumy. Spłynął na nią deszcz białych płatków. Część z nich osiadła na jej ciemnych włosach. Megan strąciła je ze śmiechem. Zbliżyła się do Tatsumy i usiadła obok niego. Nic nie mówiła, ale wyglądała na spokojną i szczęśliwą. Dawno jej takiej nie oglądał... Uśmiechnął się szerzej, gdy wyciągnęła dłoń, aby pogładzić go po włosach. Jej ciepłe, miękkie palce zsunęły się na jego policzek. Pochyliła się, aby go pocałować. Tatsuma czuł na wargach jej oddech. Jeśli to był sen, nie chciał się obudzić... Usta Megan musnęły jego wargi. Wyciągnął ramiona, aby ją objąć, ale wtedy poczuł nagłe szarpnięcie i wszystko znikło. Wokół niego na powrót zapanowały nieprzeniknione ciemności...
CZYTASZ
Star Wars - Dziki Włóczęga
Hayran KurguTatsuma, posiadający zdecydowanie więcej kredytów niż rozumu, może pozwolić sobie na podarowanie byłej dziewczynie gwiezdnego niszczyciela. A ona nadal tego nie docenia! Dlaczego?! Przemierzając odległą galaktykę (razem z tą niewdzięcznicą!), wspóln...