Rozdział XII

35 8 2
                                    

Po kilku kolejnych dniach i dwóch uzdrawiających kąpielach w pojemniku z bactą, Megan mogła wrócić do swoich obowiązków. Czuła się już wystarczająco dobrze, aby znów większość czasu spędzać na mostku „Dzikiego Włóczęgi". Shaka zaczął uczyć Katsurę, jak posługiwać się Mocą i panować nad nią, więc w czasie, gdy Megan nie dyrygowała niszczycielem, ani nie zajmowała się chłopcem, prowadziła swoje śledztwo odnośnie tego, co wydarzyło się w hangarze. Wszystkie tropy, włącznie z nagraniem z jedynej działającej kamery bezpieczeństwa, zaprowadziły ją jednak do młodego mechanika, który zginął w wybuchu, zasłaniając ją własnym ciałem. Mało miało to sensu, ale może w ostatniej chwili ruszyło go sumienie? Na nagraniu wyraźnie widać było, że niósł w dłoniach niewielką paczuszkę, a potem majstrował przy rampie wahadłowca. Ponieważ jednak mężczyzna zginął, Megan uznała sprawę za zamkniętą. Wątpiła, aby działał z czyjegoś polecenia. Atak na nią nie miał przecież żadnego sensu. Jeśli komukolwiek nie podobał się sposób, w jaki kierowała niszczycielem, mógł powiedzieć jej to wprost. To, czy zastosowałaby się do uwag i dobrych rad, to zupełnie inna sprawa, ale w swoim mniemaniu nigdy się nie wywyższała, ani nie stawiała ponad innymi, nie miała także pojęcia, kogo mogłaby skrzywdzić tak bardzo, że aż próbowałby ją zabić. Przyszedł jej do głowy wyłącznie Shaka. Rodzina Tatsumy sprzedała w niewolę jego siostrę. Takich rzeczy się nie wybacza. Wiedział, że Tatsumie na niej zależy, więc mógłby chcieć się na nim zemścić, odbierając mu to, co kocha, czyli ją, ale Megan stwierdziła, że choć ta teoria miała jako taki sens, była wielce nieprawdopodobna. Shaka wyglądał na zaniepokojonego, gdy wezwano ją do hangaru. Poszedł z nią, zostawiając za sobą zmartwionego Mu. Poza tym, ocalił jej życie. Gdyby nie użył Mocy, aby odepchnąć ją od rampy promu, już byłoby po niej... Ku niezadowoleniu Tatsumy uznała więc ten nieudany zamach za wybryk szaleńca, który i tak stracił życie, więc nie było sensu dalej roztrząsać tej sprawy. Mężczyzna nie był jednak zadowolony z takiego obrotu spraw, ponieważ, pomimo tego, że przeprowadził się do kwatery Megan i kobieta co noc zasypiała utulona w jego ramionach, dręczyły go jakieś dziwne sny i wizje o niej. Były one tak wyraziste, jakby dosłownie przenosił się do innego wymiaru. Zanim się pogodzili, śniło mu się przeważnie, że czule kochał się z Megan, ale potem sny stały się bardziej zagmatwane i mroczne... Widział ich oboje, zawieszonych w próżni. W jasnych oczach Megan odbijała się rozpacz. Zetknęli się hełmami od skafandrów i kobieta drżącym głosem wyznała mu, że go kocha, a potem puściła jego dłonie, a Tatsuma nie mógł jej uchwycić. Wrzeszcząc co sił w płucach, mógł jedynie spoglądać, jak jej sylwetka oddala się od niego, niknąc na tle jasno błyszczących gwiazd... Innym razem znów miał sen, że usiłował jej dotknąć, ale ona dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Nie pozostał po niej nawet ślad. Tatsuma zbudził się wtedy zlany zimnym potem. Nie chciał jej stracić... Bał się tego najbardziej we wszechświecie... A na domiar złego, następnego dnia, gdy Megan, trzymając na kolanach Katsurę, siedziała przy jednej z niedziałających konsolet na mostku, aby chłopiec mógł pobawić się i powciskać różne guziki, z pulpitu nagle sypnęły iskry i buchnął gorący dym. Megan instynktownie przycisnęła do siebie chłopca i osłoniła go własnym ciałem, przez co znów jej dłonie oraz twarz poparzyły gorące iskry. Po raz kolejny jednak kobieta zbagatelizowała całą sprawę, uznając to za zwykły wypadek. Doszło do zwarcia i to czysty przypadek, że akurat ona siedziała wtedy przy tej konkretnej konsolecie. Tatsuma jednak nie potrafił przestać się o nią martwić. Zwłaszcza, że kilka dni później znów omal nie zginęła, tym razem przygnieciona przez myśliwiec TIE. Jeden ze statków runął w miejsce, gdzie stała ledwie kilka sekund wcześniej, ponieważ oberwała się mocująca go do specjalnego wysięgnika linka. Jak to stwierdziła Megan, pewnie ze starości. Nie przyjmowała go wiadomości, że mogła to być kolejna, nieudana próba zamachu na nią. A sny Tatsumy stawały się coraz straszniejsze... Przerażające wizje ciągle pojawiały się w jego umyśle. Co było tego przyczyną? Bliskość Megan? Czy kobieta potrzebowała go bardziej niż wcześniej? A może to jego własne myśli i niepokoje przywoływały te wizje? Sam już nie wiedział... Ale gdy tylko zamykał oczy, znów widział Megan... Wbiegał do jakiegoś ciemnego zaułku, szukając jej i widział, jak kobieta idzie w jego stronę, ledwo powłócząc nogami. A potem wpada mu w ramiona. Była w ogromnym niebezpieczeństwie. Czuł to. Chwytał jej ciało i tulił je. Megan była słaba, jej piękna twarz była posiniaczona i zakrwawiona. A jego wypełniały strach oraz bezsilność. Megan chciała mu coś powiedzieć, poruszała ustami, ale nie dobywał się z nich żaden dźwięk. Tatsuma rozglądał się wokół siebie, wzywając pomocy, ale bezskutecznie. Był sam, a z Megan powoli uchodziło życie. Umierała w jego ramionach, a on mógł tylko wrzeszczeć z rozpaczy rozdzierającej jego serce... W konsekwencji bał się w ogóle zasnąć. Wlewał w siebie hektolitry kafu, byle tylko nie zapadać w sen, więc pod jego oczami wykwitły ciemne sińce, całkowicie stracił humor i stał się drażliwy, co było do niego zupełnie niepodobne. Z trudem był także w stanie cokolwiek przełknąć, ale gdy Megan w końcu spytała, co się z nim dzieje, dlaczego od kilku dni chodzi jak struty, nie przyznał się, że prześladują go wizje jej śmierci. Pochodził w końcu z Honjo, a mieszkańcy tej planety należeli do przesądnych. Obawiał się, że jeśli choćby wspomni o tym, co musi oglądać w swoich snach, prędzej czy później te straszliwe wizje staną się rzeczywistością. W głębi duszy zdawał sobie jednak sprawę, że nie może dłużej funkcjonować w podobny sposób. Musiał powiedzieć komuś o dręczących go koszmarach. Sam nie potrafił sobie z nimi poradzić. Potrzebował pomocy, wyjaśnienia, co fierfek, mogą one znaczyć... Czy to jego własny niepokój odbija się na nim, czy chodzi o coś innego? Czuł, że jeśli nie uda mu się rozwikłać tej kwestii, to chyba oszaleje... W akcie ostatecznej desperacji zwrócił się o pomoc do kogoś, kogo w innych okolicznościach wolałby raczej omijać szerokim łukiem. Korzystając z faktu, że Shaka sam zaproponował, że zajmie się nauczaniem Katsury i był wrażliwy na Moc, Tatsuma postanowił porozmawiać na temat swoich wizji właśnie z nim. Ku zdumieniu Tatsumy, Shaka wydawał się całkiem ukontentowany z powodu tego, że Sakamoto przyszedł po radę akurat do niego. Najwidoczniej podobało mu się, że na pokładzie „Włóczęgi" traktuje się do niemal jak uczonego mistrza Jedi i schlebiało to jego próżności. Gdy Tatsuma opowiedział mu o swoich wizjach, nie wdając się jednak w drastyczne szczegóły, Shaka stwierdził, że o dziwo, Sakamoto jest odrobinę wrażliwy na Moc. Dziwił się samemu sobie, że nie zorientował się wcześniej. Najwidoczniej jego wściekłość na ród Tatsumy zaburzyła mu osąd sytuacji. Sakamoto wyznał, że jego sny były tak rzeczywiste i przerażające, że czasem był przekonany, że doświadcza wszystkiego na jawie. Megan umierała, a on nie potrafił jej ocalić. Shaka zastanawiał się dłuższą chwilę. W zamyśleniu pocierał brodę dłonią. Tatsuma nie nadawałby się na Jedi. Podejrzewał, że nie dałby rady przesunąć Mocą nawet najmniejszego przedmiotu, ale wizje i sny to zupełnie co innego... Mogły zwiastować niecodzienne, często tragiczne w skutkach wydarzenia, ale Moc jest w ciągłym ruchu, więc równie dobrze mogło się okazać, że nie znaczą one kompletnie niczego. Powtarzający się motyw śmierci Megan można było wytłumaczyć lękiem Tatsumy. Bał się ją utracić i to manifestowało się w jego snach. Ostatnie wypadki też mogły mieć na to spory wpływ. Jedi nauczali jednak, że wizje, które zsyła Moc należy po prostu zaakceptować. Najważniejsze to nie starać się im zapobiec, bo wtedy niezwykle skutecznie można przyczynić się do ich urzeczywistnienia.

Star Wars - Dziki WłóczęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz